Ogłoszenie |
UWAGA: strona
wolne-forum-transowe.pl
NIE ma nic wspólnego z niniejszym forum
NIE należy podawać tam swoich danych logowania ze strony:
transpomoc.pl |
Moja historia: (społeczna) tranzycja, a potem detranzycja |
Autor |
Wiadomość |
Anonimowa
użytkownik
Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: cis
Preferowany zaimek: ona
Posty: 2
|
Wysłany: 2024-09-23, 15:27 Moja historia: (społeczna) tranzycja, a potem detranzycja
|
|
|
Witam wszystkich. Myślałam, że pokrótce opiszę swoją historię, w nadziei, że może komuś pomoże. Jest ona o tym, jak najpierw borykałam się z temat transpłciowości, potem przeszłam (społeczną) tranzycję i żyłam jako mężczyzna, a następnie wróciłam do życia jako kobieta.
W dzieciństwie myślę, że byłam dosyć "neutralnym" dzieckiem pod względem zabawek (nie lubiłam lalek, ale samochodziki też mnie nie pociągały). Tematy takie, jak malowanie się czy paznokcie zawsze napawały mnie pewnym obrzydzeniem, chociaż lubiłam ładne ubrania. Chyba byłam dosyć specyficzna i raczej samotna.
Dopiero w gimnazjum poznałam pierwszych przyjaciół, a w wieku około 16 lat zaczęłam związek z chłopakiem, którego nie kochałam, ale on był we mnie zakochany a ja bardzo, bardzo się bałam samotności, więc zdecydowałam się zacząć z nim związek, żeby mieć kogoś bliskiego kto stawiałby naszą relację wyżej niż inne znajomości. Związek ten trwał nieco ponad półtora roku - to ja go przerwałam, gdyż nie umiałam pokochać chłopaka.
Moje problemy z tożsamością zaczęły się, gdy miałam około 18 lat (i jeszcze byłam w związku): zaczęło sprawiać mi dyskomfort myślenie o tym, że inni ludzie patrząc na mnie mogą myśleć o tym, że pewnie mam chłopaka i pewnie coś tam seksualnego z nim robię. Sama też myśl o seksie z mężczyznami bardzo mnie brzydziła, i zaczęłam się zastanawiać, czy nie jestem lesbijką (i na tej podstawie zerwałam z chłopakiem). Zaczęły też pociągać mnie męskie ubrania. Ponadto byłam ambitna i utalentowana i chciałam skupić swoje życie na pracy i doskonaleniu się w tym, co bym robiła. Takie doskonalanie się i zdobywanie pozycji towarzyskiej dzięki pracy kojarzyło mi się mocno z "męską energią", a obrazy "kobiet pracujących" czy też "business woman" zawsze mnie raczej odstręczały niż inspirowały, i nie chciałam być kojarzona z tym nowoczesnym archetypem.
W wieku około 19 lat pierwszy raz przyszło mi do głowy, że mogę być transmężczyzną, ale starałam się odpychać od siebie tę myśl i wróciłam do niej dopiero po (bardzo nieszczęśliwie spędzonym, w czym covid nie pomógł) roku. Ta myśl była dla mnie niczym moment oświecenia, gdy wszystko zaczęło się układać w spójną całość: obrzydzenie odczuwane na myśl o stosunkach z mężczyznami (lub nawet na myśl, że inni ludzie mogą mnie o nie podejrzewać), okazjonalny mocny dyskomfort w związku z pewnymi żeńskimi ubraniami (oraz wielkie zadowolenie z noszenia męskich), niechęć do biustu, ambicja i oddanie pracy, kiepskie relacje społeczne z kobietami (i niezbyt dobre odnajdywanie się w ich towarzystwie), a za to dobre z kolegami, oraz niechęć do siebie i poczucie niezrozumienia innych ludzi i społecznego niedopasowania. Dlatego w wieku 20 lat zrobiłam coming-out przed znajomymi ze studiów (nie zmieniło to za bardzo relacji z żadnym z nich) i zaczęłam żyć jako mężczyzna. Przy tym nie miałam bardzo dobrego "passingu" jako że nie zmieniałam nic medycznie, ale większość osób które spotykałam z wyglądu spostrzegały się, że coś jest na rzeczy (studiowałam w liberalnym zachodnim kraju).
Tranzycja społeczna dała mi wielkie poczucie ulgi i zadowolenie. Dostrzegłam też, że gdy nie groziło mi już bycie postrzeganą jako "kobieta w związku", z powrotem zaczęli mnie pociągać i interesować mężczyźni (a poza tym, koledzy ze studiów byli przystojniejsi i mądrzejsi niż ci z liceum ).
Po kilku miesiącach szczęśliwego życia coraz bardziej zaczęło mi jednak doskwierać to, że jednak było bardzo widoczne, że nie jestem biologicznym mężczyzną, i zaczęłam pragnąć tranzycji medycznej (tj. hormonów i "górnej" operacji - "dolne" wykluczyłam ze względu na niezadowalające efekty). Byłam bardzo pewna swojej tożsamości płciowej i nie tęskniłam za żadnym aspektem życia jako kobieta, oraz w międzyczasie przeszłam diagnozę psychologiczną i dostałam oficjalne potwierdzenie dysforii płciowej. Przed podjęciem terapii hormonalnej zatrzymywały mnie jednak następujące powody:
- Pomimo tego, jak bardzo, mając 20 lat, byłam pewna, że czuję się mężczyzną, myślałam też, że jakby nie było, jest to bardzo młody wiek kiedy charakter ciągle się jeszcze kształtuje, i że nie jestem w stanie zagwarantować, jak się będę czuła za np. 10 lat (mimo, że nie do wyobrażenia było dla mnie czucie się inaczej - nie była to kwestia niepewności, ale raczej zimnego oszacowania swojego wieku)
- Miałam mocną potrzebę przekazania swoich genów dalej i bycia rodzicem (z jednej strony praktyczne aspekty bycia matką bardzo mnie odstręczały, ale wyjścia w rodzaju surogatki etc., są technicznie i finansowo bardzo trudne). Nie chciałam więc tracić płodności i możliwości na przyszłość, gdy niejasne jest, czy inne rozwiązania dałoby się zadowalająco wprowadzić w życie.
- Nie chciałam być do końca życia uzależniona od leków, a ponadto zawsze byłam bardzo zdrowa i myśl o ingerencji w ciało, które bardzo dobrze samo z siebie funkcjonuje, niezbyt mi się podobała.
Dlatego też, pomimo bardzo mocnego pragnienia, nie decydowałam się na zaczęcie procedur medycznych, jednocześnie starając się nie myśleć o problemie i zajmować się innymi rzeczami (zajmowanie się innymi rzeczami udawało się całkiem dobrze, ale nigdy jednak nie udawało się zapomnieć o problemie). Taka sytuacja trwała ponad 2 lata, dopóki miałam 22 lata, a poczucie mojej tożsamości się w ogóle nie zmieniało.
Pewnego dnia byłam szczególnie nieszczęśliwa i miałam poczucie, że ta sytuacja nie może dalej trwać, ale jednocześnie 3 wymienione wyżej powody powstrzymywały mnie przed decyzją. Przyjaciółka, z którą od czasu do czasu rozmawiałam na ten temat, gdy jej się żaliłam po raz kolejny zasugerowała mi przebycie psychoterapii. Zawsze byłam sceptyczna co do tego pomysłu, głównie ze względu na koszty i długi czas trwania, jednak stwierdziłam, że chciałabym móc w końcu bez wątpliwości zacząć terapię hormonalną, a wątpliwości nie rozwieją się po prostu gdy poczekam jeszcze jeden rok (a biorąc pod uwagę jak ważny to jest temat, lepiej jednak zagryźć zęby i wydać pieniądze). Po kilku tygodniach udało mi się znaleźć panią psychoterapeutę, która miała bardzo dobre kwalifikacje oraz nie wydawała się z jednej strony ani zbyt konserwatywna, ani zbyt hurra-liberalna, ale w sam raz: otwarta, i zaczęłam terapię.
Przez pierwsze pół roku nic się nie działo: opowiadałam podczas sesji o swoim życiu i przeszłości oraz odczuciach ale nie czułam żeby za bardzo zachodził jakikolwiek postęp. W międzyczasie jednak potrzeba opowiadania o różnych nieprzyjemnych wydarzeniach ze swojego życia sprawiła, że nie mogłam ich ignorować, oraz opowiadanie o nich komuś innemu sprawiało, że musiałam trochę przejrzyściej o nich myśleć, żeby umieć ubrać różne rzeczy w słowa. Przez następne kilka miesięcy wydaje mi się, że mój sposób myślenia i odczuwania się zmieniał - przy czym nie było tutaj żadnego pojedynczego momentu oświecenia, ale raczej zmiana w moim odczuwaniu była stopniowa i wynikała z kolejnych, cichych myśli. W końcu zaczęłam się dobrze czuć sama ze sobą, i przestałam chcieć tranzycji, oraz wróciłam do wyglądania jak kobieta.
Jeśli chcesz, możesz tutaj śmiało zakończyć czytanie posta - pierwsza, powyższa część wydaje mi się ważniejsza od poniższej). Poniżej opiszę rzeczy, które, wydaje mi się, miały największy wpływ na moje wcześniejsze odczucia co do tożsamości płciowej - jednak opis nie będzie wyczerpujący ani pokrywający wszystko, gdyż ludzka psychika i świadomość jest bardzo skomplikowana, więc z pewnych rzeczy które mogły mieć znaczenie mogę sama sobie nie do końca zdawać sprawę, lub ich nie doceniać. Nie chciałabym też, żeby moja poniższa lista była zinterpretowana jako sugerowanie, że takie problemy dotyczą większości osób - jestem daleka od tego i wiem, jak bardzo osobiste i specyficzne są niektóre punkty z niej, i że pewnie nie znajdą odbicia u zbyt wielu osób.
- Związek z czasów liceum z poprzednim chłopakiem: bycie z kimś, kogo nie kochałam (ani nie szanowałam, ani nie podziwiałam) był dla mnie, jako dla kobiety, upokarzający.
- Poprzedni chłopak bardzo chciał robić razem różne seksualne rzeczy i robiłam sporo rzeczy wbrew własnej woli (nie byłam oczywiście zmuszona do tego siłą, ale raczej logicznymi i emocjonalnymi argumentami), i chociaż starałam się przejść nad tymi rzeczami do porządku dziennego i o nich zapomnieć żeby "nie czuć się ofiarą", jednak zostawiło to na mnie ślad.
- Podobnie, myślę że media skupiające się bardzo na erotycznych i seksualnych aspektach życia i ukazujące to jako najważniejsze, co jest w życiu nie miały na mnie zbyt dobrego wpływu (chociaż nigdy nie spędzałam zbyt wiele czasu przed ekranami, taki przekaz jednak przenikał do mnie).
- Zauważyłam, jak bardzo mocna jest moja potrzeba posiadania dzieci, i że z wiekiem ona narasta, i jest bardzo różna od innych rzeczy (mam teraz wrażenie, że moje życie nie byłoby bez tego pełne). Wcześniej myślałam, że nie mam tej potrzeby, jako że np. znacznie mniej od wielu kobiet interesują mnie dzieci innych ludzi i widząc je, nie skaczę z entuzjazmu - jednak dostrzegłam, że potrzeba wychowywania własnego potomstwa jest od tego inna, oraz bardzo zmienia się z moim wiekiem.
- Zauważyłam, że zawsze patrzyłam na swoje życie bardzo indywidualistycznie, tzn. zastanawiałam się, co bym chciała robić i jakim być człowiekiem niejako "w próżni" i w oderwaniu od innych ludzi, wychodząc z założenia, że jeśli odpowiem na te pytania i będę żyć autentycznie dla siebie, to łatwo znajdę podobnych ludzi. Dostrzegłam jednak, jak bardzo jesteśmy powiązani z innymi ludźmi i że np. odpowiadanie na powyższe pytania w oderwaniu od np. myślenia o życiu rodzinnym czy związku w przyszłości jest niemożliwe.
- Zauważyłam, że tak właściwie praca i ambicja nie są dla mnie najważniejsze (tzn., już wcześniej spędzanie czasu z przyjaciółmi dawało mi znacznie więcej szczęścia, niż dzień spędzony na doskonaleniu swoich umiejętności, jednak trochę nie chciałam się do tego sama przed sobą przyznać) i że znacznie lepiej żyje mi się, gdy one są ograniczone i gdy jestem zadowolona z tego, co jest, zamiast ciągle starać się polepszać swoją pozycję. Dzięki temu rozwiązał się mój dyskomfort z myśleniem o tym, że mogłabym być kojarzona z postacią "business woman".
- Większość ludzi z pokolenia moich rodziców (więc np. rodzice większości znajomych ze szkoły) mieli model rodzinny, w którym wymieszane były tradycyjne i liberalne wartości, często w sposób który stawiał kobiety w gorszej pozycji od mężczyzn: czyli np. oboje rodziców pracowało i "spełniało się zawodowo", ale to żona musiała dodatkowo zajmować się domem i dziećmi po pracy, nie mając wiele wolnego czasu na własne zainteresowania, podczas gdy mąż odpoczywał. Na studiach (gdzie miałam znajomych, których mamy nie pracowały) uświadomiłam sobie, że model z rodziny był we mnie tak mocno zagnieżdżony, że nawet tego nie dostrzegałam, i że powtarzanie małżeństwa moich rodziców wcale nie jest koniecznością, ale jest wiele, wiele możliwości: mogę w przyszłości np. pracować tylko na pół etatu, lub z domu, lub nie pracować przez kilka lat gdy dzieci wymagają najwięcej opieki, i mieć tyle samo czasu dla siebie, co mąż.
- Zauważyłam ciekawą rzecz, że, wbrew pozorom, znacznie łatwiej jest mi się utożsamiać (lub przynajmniej wyobrażać sobie siebie na ich miejscu, lub im "kibicować") z kobiecymi bohaterkami klasycznych powieści (np. Jane Austen czy Lwa Tołstoja), niż z kobietami we współczesnych książkach czy filmach, gdzie te postaci zupełnie do mnie nie przemawiają, i potrafię się utożsamić tylko z męskimi bohaterami. Zastanawiam się, czy nie wynika to po części stąd, że pomimo że warunki życia i wybory, co robić w życiu były kiedyś znacznie bardziej ograniczone, niż są teraz, to ludzie (a przynajmniej wybitni autorzy ) bardziej doceniali mnóstwo różnych odcieni i różnic w charakterach i usposobieniach ludzi.
- Miałam w przeszłości wrażenie, że mężczyźni mają więcej godności, niż kobiety (zarówno w sobie, jak i w swoim zachowaniu), i to był jeden z dużych powodów, dlaczego chciałam być mężczyzną i odczuwałam euforię na tę myśl. Dostrzegłam jednak (również dzięki lekturze klasyków), że nie ma w tym nic uniwersalnego, i jest to raczej wrażenie mocno współczesne - np. że bardzo cenione są społecznie takie rzeczy, jak pozycja zawodowa czy zarobki, o które łatwiej jest się starać mężczyznom (gdyż to nie oni rodzą dzieci), i że jest wiele innych, co najmniej tak samo wartościowych rzeczy w życiu (jak chociażby bycie dobrym człowiekiem) które są tak samo dostępne dla wszystkich. I nadal smuci mnie trochę to, jak popularne i wszechobecne są rodzaje feminizmu skupiające się na tym, żeby jak najbardziej ułatwiać kobietom życie jak mężczyźni, a niedoceniające piękna innych aspektów życia i tego, że różnice w ludziach wcale nie muszą od razu oznaczać, że ktoś z dwóch różnych osób jest gorszy, a ktoś lepszy.
- Pani psychoterapeuta zwróciła uwagę na to, że dyskomfort, który czasem odczuwam co do swojego ciała ma pewnie związek bardziej z aspergerem niż z płcią, i sama zaakceptowałam, że niezależnie od ciała, nie przestałby od czasu do czasu się pojawiać. Podobnie, zauważyłam że poczucie zagubienia z czasów szkoły i niewpasowania w społeczeństwo też nie miało aż tyle związku z płcią, jak mi się wydawało.
- Z praktycznych kwestii dysforii: chociaż nadal brzydzi mnie sporo żeńskich ubrań (zwłaszcza tych pokazujących więcej, niż trzeba), to jednak przecież nie muszę ich nosić. Zauważyłam też, że męskie ubrania są zazwyczaj produkowane z materiałów znacznie wyższej jakości (a zarazem bardziej naturalnych i mniej sztucznych w dotyku), i że to nie pozostawało bez wpływu na dyskomfort związany z niektórymi ubraniami (chociaż nie zdawałam sobie z tego sprawy). Będąc w liceum byłam znacznie mniej pewna siebie niż teraz, więc też bardziej starałam się wpasować w to, co ubierały rówieśniczki, przez co nierzadko czułam się dosyć niekomfortowo (lub po prostu nosiłam coś, co mi się estetycznie nie podobało - np. ogólnie podobają mi się klasyczne ubrania, a w szkole starałam się wyglądać bardziej "nowocześnie") - więc pomocne jest też to, że w międzyczasie stałam się znacznie bardziej pewna siebie i mogę nosić tylko rzeczy, w których bardzo dobrze się czuję. PS.: Myśli o makijażu czy malowaniu paznokci nadal bardzo mnie brzydzą - ale też nie wiążę tego z płcią i po prostu tego nie robię.
Dodałam do użytkowników. /Mira |
|
|
|
|
|
WojtekM
moderator
Tożsamość płciowa: m
Preferowany zaimek: on
Punktów: 444 Posty: 2590 Skąd: Łódź
|
Wysłany: 2024-09-23, 17:18
|
|
|
Jak dla mnie, zostałaś źle zdiagnozowana albo zataiłaś/przedstawiłaś w innym świetle pewne fakty, które wprowadziły w błąd osobę diagnozującą. I tyle.
Jednakże życzę Ci powodzenia w swoim prawdziwym życiu. |
_________________
|
|
|
|
|
Marcja
użytkownik
Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: bez zaimków
Punktów: 1 Posty: 38
|
Wysłany: 2024-09-24, 09:39
|
|
|
Dziękuję za Twoją historię a powiedz mi proszę, czy teraz czujesz się kobietą? jesteś pewna na 100%? Czy może jednak jakbyś była kimś pomiędzy? Wojtek nie wiem, czy w błąd, poszukiwanie swojej tożsamości to trudna droga pełna zakrętów dla niektórych, nie zawsze bywa to bardzo oczywiste i wile czynników może wpływać na to co czujemy, Zwłaszcza jako kobiet. Też jednak myślę, po prostu, że dostałaś opinię trochę na wyrost, no ale pomyłki się zdarzają. Każdy jest tylko człowiekiem. Pozdrawiam i życzę szczęścia W razie czego zapraszam do prywatnej rozmowy |
|
|
|
|
Anonimowa
użytkownik
Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: cis
Preferowany zaimek: ona
Posty: 2
|
Wysłany: 2024-09-24, 11:36
|
|
|
WojtekM napisał/a: | Jak dla mnie, zostałaś źle zdiagnozowana albo zataiłaś/przedstawiłaś w innym świetle pewne fakty, które wprowadziły w błąd osobę diagnozującą. I tyle. |
Gdy o to zapytałam, psycholog powiedział mi, że obecnie często diagnoza dysforii płciowej polega na tym, że przede wszystkim wyklucza się inne schorzenia, i jeśli pacjent jest osobą zdrową psychicznie, to to jego własne odczucia dają podstawę do diagnozy (i w ten sposób przebiegała moja diagnoza). Jeśli chodzi o czas trwania, miałam około 6 spotkań z psychologiem w przeciągu około 2 miesięcy (tutaj domyślam się, że pewnie psycholodzy znajdują się w dosyć ciężkiej sytuacji, gdzie z jednej strony chcą dokładnie zdiagnozować, ale z drugiej ludzie którzy do nich przychodzą zazwyczaj wycierpieli się już przez co najmniej parę lat, więc nie chcą tego jeszcze rozciągać i przedłużać).
Świadomie nic nie chciałam zataić, ponieważ przechodziłam diagnozę głównie po to, żeby znaleźć rozwiązanie własnych wątpliwości. Ale oczywiście, zwłaszcza przy ograniczonym czasie spotkań nie było możliwe dokładne zbadanie przez psychologa wszystkiego, więc np. przy opowiadaniu o poprzednim związku mogłam nie wspomnieć o natrętności i niechcianych aktywnościach - nie z powodu chęci zatajenia, ale ponieważ to było coś, co wyparłam z pamięci i nawet nie chciałam o tym myśleć/pamiętać, więc co nie przyszłoby mi do głowy w ciągu pół godziny rozmawiania o tamtym epizodzie.
WojtekM napisał/a: | Jednakże życzę Ci powodzenia w swoim prawdziwym życiu. |
Dzięki!
Marcja napisał/a: | Dziękuję za Twoją historię a powiedz mi proszę, czy teraz czujesz się kobietą? jesteś pewna na 100%? Czy może jednak jakbyś była kimś pomiędzy? |
Tak, teraz jestem pewna i czuję się zupełnie kobietą. Przy czym też bardziej niż kiedyś akceptuję to, że każdy jest inny - więc już nie widzę problemu czy sprzeczności w tym, że lepiej się dogaduję z mężczyznami niż z kobietami, lub że to, co jest modne w danym sezonie ma na mnie niezbyt duży wpływ. Oddzielam też rzeczy, które mnie wprawiają w dyskomfort od poczucia płci, i po prostu ich unikam, i widzę, że mogłyby one wprawiać w dyskomfort wiele kobiet.
Odkryłam też w sobie w międzyczasie więcej kobiecych cech, z których nie zdawałam sobie sprawy (pewnie głównie kwestia wieku), a które są chyba jakoś mniej często wymieniane jako różnice między płciami - np. potrzeba mieszkania w pięknym miejscu i dbania o swój dom żeby dobrze funkcjonował i ładnie wyglądał. |
|
|
|
|
Denver
moderator
Tożsamość płciowa: m
Preferowany zaimek: on
Punktów: 83 Posty: 550
|
Wysłany: 2024-09-24, 14:08
|
|
|
To ja tak dobrych doświadczeń z psychologami nie mam. Trafiłem na transfobów i jedną niedoedukowaną mizandrystkę z tendencjami do nie słuchania klienta i forsowania swojego punktu widzenia. Spotkałem się też z nakierowaniem nie na rozwiązanie problemu, a na ukręcanie sztucznej dramy, atencyjność. Oczywiście pogadałby człowiek i chciałby być autentycznie usłyszany ze swoimi odczuciami, ale nie dadzą pogadać, tylko lubią dźwięk własnego głosu i udzielają "dobrych rad". Tacy mądrzy, jak guru, wszystkie rozumy zjedli. |
|
|
|
|
|
Riff_Raff
użytkownik the time warper
Tożsamość płciowa: m
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: on
Punktów: 3 Posty: 46
|
Wysłany: 2024-09-28, 23:04
|
|
|
IMHO, taki model sprawia że rozwiązałas swój problem nie pakujac się w niepotrzebna tranzycje - były jakieś badania w Kanadzie które pokazywały że ludzie, którym stawiało się bariery do tranzycji podejmowali złe decyzje i żałowali potem bo bali się że nie dostaną diagnozy i leków dlatego kłamali i brnęli dalej myśląc że potem będzie lepiej.
Jeszcze nie spotkałem się z psychologiem który by mi dziury w brzuchu nie wiercił odnośnie tranzycji a przechodziłem 14 lat temu w UK.
Pierwsze pytanie jakie mi zawsze zadawali to czy byłem ofiarą przemocy seksualnej, ponoć wśród osób które żałują/tranzycja była złym rozwiązaniem są ta bardzo często osoby które miały takie doświadczenia. |
|
|
|
|
Mira
yunior breast developer
Tożsamość płciowa: k
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 908 Posty: 7136
|
Wysłany: 2024-09-29, 08:56
|
|
|
Cytat: | Pierwsze pytanie jakie mi zawsze zadawali to czy byłem ofiarą przemocy seksualnej, ponoć wśród osób które żałują/tranzycja była złym rozwiązaniem są ta bardzo często osoby które miały takie doświadczenia. |
Cóż... osobiście znam osobę detrans, którą uznawałam za jednego z najbardziej wiarygodnych (i seksownych) km-ów, i która po kilku latach funkcjonowania jako facet, doszła do wniosku, że to jednak pomyłka i zdecydowała się na powrót do płci urodzenia, a później w trakcie terapii wyszła jej historia molestowania w dzieciństwie.
Zatem takie przypadki się zdarzają, co - oczywiście - nie znaczy, że każdy trans jest ofiarą przemocy, której się tylko wydaje, że jest TS. |
_________________ Jestem Mira, kocham Majkę
i nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych
drakonica.pl |
|
|
|
|
Riff_Raff
użytkownik the time warper
Tożsamość płciowa: m
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: on
Punktów: 3 Posty: 46
|
Wysłany: 2024-09-29, 11:45
|
|
|
Ja osobiście uważam że myśli są troszkę tak jak ptaki, jeżeli ciało czuje się źle na hormonach czy w nowej roli społecznej to zaczynają się wszystkie myśli gromadzić, i szukać jakiegoś intelektualnego powodu dlaczego tranzycja byla zlym pomyslem.
Osobiście uważam że bycie osobą trans ma podłoże biologiczne jeżeli człowiek gorzej się czuję na hormonach biologicznej plci przeciwnej to nigdy nie był osobą transplciowa, bez względu na to jakie taka osoba miala doswiadczenia. |
|
|
|
|
Riff_Raff
użytkownik the time warper
Tożsamość płciowa: m
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: on
Punktów: 3 Posty: 46
|
Wysłany: 2024-09-29, 12:36
|
|
|
Dodam jeszcze do tego ze kazda nieprzepracowana trauma uderzy czlowieka jak kon, kiedy osoba znajdzie sie w bardzo stresujacej syatcji, jest chora albo niezdrowa, zwlaszcza jesli trauma jest tak duza jak bycie molestowanym jako dziecko.
Dlatego uwazam jesli cialo odrzuci leczenie hormonalne to wszystkie zle mysli i pwoody zaczna sie klebic nad nami, mysli mysla sie same, nie mamy na nie wplywu.
Jak to sie mowi, w zdrowym ciele zdrowy duch |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
|
Strona wygenerowana w 0,13 sekundy. Zapytań do SQL: 10 |
|
|