Ogłoszenie 
UWAGA: strona
wolne-forum-transowe.pl
NIE ma nic wspólnego z niniejszym forum


NIE należy podawać tam swoich danych logowania ze strony:
transpomoc.pl

Poprzedni temat «» Następny temat
To się Wam nie spodoba...
Autor Wiadomość
Jaskółka
użytkownik


Posty: 33
Wysłany: 2015-12-01, 12:50   To się Wam nie spodoba...

Cześć.

Jestem tu prawdopodobnie tylko po to, by napisać tego jednego posta, choć jako niezarejestrowany użytkownik śledzę to forum i Wasze losy od pewnego czasu. Nie wiem, czy czegoś się spodziewam, pisząc tutaj. Może tylko tego, że budując swoje związki, spróbujecie inaczej spojrzeć na rozterki Waszych partnerów i partnerek. Rozterki, o których oni mogą nie mówić, bo jak ja, uważają, że skoro na coś się zdecydowali, powinni być konsekwentni. Bo akceptacja, którą się wykazali, wyklucza wahanie i nie wolno o tym mówić.

Na wstępie chciałabym powiedzieć, że mocno trzymam za Was wszystkich kciuki. Życzę Wam, żebyście znaleźli równowagę, spokój ducha i szczęście w swoim zyciu, bez względu na to, jaka droga Was do niego doprowadzi. Proszę też, żebyście mi wybaczyli, że nie będę używać tego specyficznego slangu. Nie chcę pomylić jakichś pojęć, więc będę raczej się wyrażać opisowo, niż fachowo. Liczę, że to będzie zrozumiałe.

Sama jestem kobietą, przed trzydziestką. Zawsze wydawałam się sobie co prawda mało kobieca, ale nie stanowiło to dla mnie kłopotu. Fizycznie jestem kobietą, i nigdy nie miałam z tym problemów, choć i jednocześnie, nigdy nie czułam potrzeby by ten temat zgłębić. Płciowość moja, czy płciowość innych ludzi nigdy nie zaprzątała moich myśli. Ani siebie, ani innych nie postrzegałam przez jej pryzmat. Nie kochałam i nienawidziłam za to, co mieli między nogami, ale za to, co sobą reprezentowali.

Nie wdając się w szczegóły, nigdy nie byłam szczególnie szczęśliwą osobą. Silną, niezależną, zdaje się, że charyzmatyczną, pogodną, ale nie szczęśliwą. Różne się na to rzeczy złożyły. Generalnie mam bardzo niską samoocenę, choć naprawdę nie uważam, bym traktowała się zbyt surowo. Po prostu kiepski ze mnie człowiek. Ale staram się, jak mogę.

I tak, kilka lat temu, w dość ciemnym okresie mojego życia, przypadkowo, przez internet poznałam kogoś, kto chciał poświęcić mi czas. Kto jakoś się przegryzł przez dystans, jaki buduję wokół swojego stanu psychicznego i zaczął dawać mi i ciepło, i wsparcie. Przedstawił się jako mężczyzna. Z czasem budował wyrazisty i coraz bardziej szczegółowy obraz siebie a ja nie miałam powodu - ani potrzeby - by tę kwestię poddawać w wątpliwość. Co najwyżej parę razy zdarzyło mi się pomyśleć, że może być gejem, która to myśl również nie stanowiła dla mnie problemu. W końcu, po wielu godzinach nie raz całonocnych rozmów, oraz kilku dniach napomykania, że jest coś, co chciałby mi powiedzieć, ale nie jest gotów, dowiedziałam się, że nie jest mężczyzną. To znaczy... Jest. Ale nie do końca. Sam nie wie. W każdym razie, ciało ma kobiety, ale nie czuje się w nim dobrze. Przyznam się szczerze, że niewiele do mnie wtedy dotarło. Docierało więcej podczas okresu zawiłych rozmów na ten temat. Przyjmowałam to jedynie z szeroko otwartymi oczyma, zaskoczona tylko i wyłącznie tym, że można aż tak wiele rozmyślać na własny temat, nie zaś naturą tych rozmyślań. Nie mogę powiedzieć, że było we mnie wiele zrozumienia. Po prawdzie do dziś mało rozumiem z tego o czym tu się rozmawia. Jednocześnie nijak nie jestem w stanie zrozumieć, jak Wasze problemy mogą być tak wielkim problemem dla innych ludzi - uwaga, tutaj wkrada się pewna hipokryzja, o której później. W każdym razie, starałam się dać mu wsparcie, a akceptować nie musiałam się starać. To było dla mnie najbardziej naturalne na świecie, zaakceptować człowieka. I nie było wyzwaniem.

Pamiętam naszą pierwszą rozmowę telefoniczną. Zdenerwowany, kobiecy głos. Pamiętam nawet, że byłam rozbawiona tym jego zdenerwowaniem. Po kolejnych kilku tygodniach zbliżania się do siebie i coraz mocniejszego otwierania przed sobą nawzajem, spotkaliśmy się. Potem znowu, i znowu. Zakochałam się szybko. Przyznał się potem, że nie spodziewał się, że to się może tak szybko stać. Wydaje mi się, że już podczas naszego pierwszego spotkania pierwszy raz się kochaliśmy. W każdym razie, na drugim już na pewno ;) I od samego początku seks był bardzo dobry, magiczny, pełen chemii i tego czegoś, co sprawia, że ludzie do siebie lgną. Nawet pomimo znacznej różnicy temperamentu, czy może raczej libido - on, typowy samiec, mógłby chyba cały czas, a ja niekoniecznie, choć nie dlatego, że nie ma we mnie zainteresowanie seksem. Po prostu mam inne potrzeby. Umieliśmy się dogadać i wszystko działo się tak płynnie i naturalnie, jakbyśmy oboje całe życie na to czekali.

Byłam rozanielona, do czasu, aż rodzina, a zwłaszcza rodzice, w których domu mam swoje mieszkanie, przestali udawać, że coraz częstsze odwiedziny "znajomej", której nie znają, umykają ich uwadze. Pytania, jak można sobie wyobrazić, nie należały do łatwych, a rozmowy do przyjemnych. Moi rodzice to dobrzy ludzie, ich światopogląd jednak, religijny i tradycyjny, nie dopuszczał do myśli, że ich dziecko może takie świństwa urządzać. Zwłaszcza, że w gruncie rzeczy, i ja jestem kimś pełnym dla tradycji szacunku, a choć dziś określam się raczej mianej wątpiącej i poszukującej, Bóg istnieje w mojej świadomości jako pewnik. Rodzeństwo, którego mam sporo, nie miało problemów z naszym związkiem, choć nie wtajemniczaliśmy ich w fakt, ze ta kobietka kobietką nie jest. Ale i wtedy, jak sądzę, nie byłby to kłopot. Matka, z czasem, po perypetiach w wyniku których wszyscy braliśmy udział w terapii i próbie przywrócenia chęci do życia mojej młodszej siostrze, stała się bardziej otwarta. Zobaczyła, że nie warto zrywać więzi z dziećmi tylko dlatego, że się czegoś boi, lub nie rozumie. Kiedyś, mimochodem, niezgrabnie, nie wiedząc jak o tym rozmawiać, powiedziala mi coś, że papież Franciszek powiedział, że nikt nie ma prawa oceniać homoseksualistów, czy nawet transseksualistów, bo oni wszyscy również są istotami bożymi, a niezbadane są boskie wyroki... Było to dośc pokrętne, raczej naiwne i dziecinne, ale zrozumiałam przekaz i poczułam ulgę. Potrzebowała jakiegoś poparcia dla swojej akceptacji, a obecny, postepowy papież dał jej je w najlepszym chyba momencie. Inaczej rzecz ma się z tatą - do dziś sprawę przemilcza i udaje, że nie wie, nie widzi, nie chce wiedzieć. Choć, jednocześnie, nigdy żadnego złego słowa nie powiedział mojej "dziewczynie" ani nie okazał niechęci. Na osobności, mnie samej, nie raz co prawda czynił różne nieprzyjemne aluzje, ale uznałam, że póki nie powie wprost, o co mu chodzi, będę je ignorować.

I tak, z różnymi wzlotami i upadkami trwał nasz związek dwa lata. On czuł się coraz swobodniej u mnie, coraz lepiej dogadywał z moją rodziną. Coraz więcej znajomych o nas wiedziało - mówimy o związku dwóch kobiet, bo tym był nasz związek dla niewtajemniczonych - i okazywało się, że ludzie w gruncie rzeczy wiele są w stanie zaakceptować. Najgorsze reakcje, z jakimi się spotkaliśmy było najwyżej pokątne, dziecinne podśmiewanie się. Większość dobrze nam życzyła. Bywaliśmy razem na domówkach u znajomych, nawet na weselu mojej przyjaciółki, a później - na weselu mojego brata, który zresztą chciał, byśmy obie były świadkami, ale ja się nie zgodziłam, nie chciałam robić wokół nas zamieszania.

Bo już wtedy, od jakiegoś czasu, zaczynałam czuć, że zostałam zapędzona - a może sama się zapędziłam w kozi róg. Nazwijcie mnie słabym tchórzem, ale w chwili, kiedy wszystko zdawało się prostować, mnie za gardło ścisnęła bezradność i poczucie, że nie jestem już do niczego potrzebna. Że już nie jestem tą jedną, która wie, tą jedną, która akceptuje i kocha. Przyszła świadomość, że można mieć zamiast mnie kogoś lepszego. Poza tym, kiedy on stawał się coraz bardziej świadom siebie, coraz bardziej pewny tego, co i jak chce zmienić w swoim życiu, ja nie wiedziałam, czego chcę. I czy chcę tego, co on. A czułam, że tylko to zrobiło się ważne. Jego realizacja. Jego samopoczucie. Jego komfort. Zaczęłam sie wycofywać. Pojawiły się myśli, że kiedy nasz związek staje się coraz bardziej oficjalny, powinnam wiedzieć, że tego chcę. to było jak przysięga na życie, że jestem i zawsze będę szczęśliwa, że jestem taka odważna, taka silna, taka... zdecydowana. A nie byłam. I, choć nikt tego nie robił, czułam się już osądzona. Bo osmielałam się mieć wątpliwości. Do tego wszystkiego doszła nagle bolesna myśl, że nigdy nie będę mieć dzieci.

I wreszcie, po kilku tygodniach przepychanek, nieporozumień, rozmów i prób połatania tego w bezpieczną całość, odeszłam od niego. Do dziś mamy stały, codzienny kontakt. On chce byśmy się przyjaźnili a i ja nie wyobrażam sobie, że mógłby zniknąć z mojego życia... Życzę mu z całego serca, żeby się zakochał i był szczęśliwy, ale wiem, że kiedy jako przyjaciółce zacznie mi o tym opowiadać, spadnę w przepaść z której mogę się już nie wydostać.

W tej chwili tylko nawał obowiązków sprawia, że nie idę po równi pochyłej w dół. Poświęcam się pracy i pasjom, licząc, że to jest najlepsze, co mogę zrobić. Zamknąć pewien fragment siebie i zapomnieć o tej sferze życia.

Nie proszę Was, żebyście oceniali tę sytuację, choć Wasze opinie będą na pewno cenne. Ale proszę, żebyście uważnie wsłuchiwali się w swoich partnerów i partnerki, nawet w drodze do własnego wnętrza. On się starał, wiem o tym. Nadal się stara. Ale... Obawiam się, że to się nie uda, pomimo pięknych kilku lat razem.
 
 
Iryd
użytkownik


Tożsamość płciowa: m
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: on
Punktów: 14
Posty: 349
Skąd: znad morza
Wysłany: 2015-12-01, 15:21   

Przeczytałem całość i trochę nie rozumiem, wystraszyłaś się otoczenia? Związku na serio?
 
 
Freja
ateistyczna bogini
Freja Draco


Tożsamość płciowa: k
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 903
Posty: 7086

Wysłany: 2015-12-01, 17:08   

Łał! Niezły epos ;)

Ale po przeczytaniu go nadal nie wiem czego się właściwie boisz i co ci nie pasuje. Tzn: nie twierdzę, że w opisanej sytuacji nie możesz mieć powodów i prawa do tego, niemniej nie całkiem rozumiem, o który z ewentualnych powodów chodzi:

- Przestałaś się czuć na siłach ciągnąć taki "lesbijski" związek?
- Przyzwyczaiłaś się do niego i jego kobiecego ciała i boisz się, co będziesz czuła, kiedy zacznie się zmieniać?
- Nie czujesz się na siłach udźwignąć reakcji otoczenia na kolejną "atrakcję" w swoim życiu?
- Chodzi o niemożność posiadania dzieci?
- Wszystkie powyższe / sama nie wiesz / inne?

No i chcesz się po prostu wygadać, czy szukasz pomocy i odpowiedzi, w oparciu o które mogłabyś podejmować jakieś decyzje?

Bo jakieś decyzje wypadałoby podjąć. Takie lub inne. Samo czekanie, co będzie, jest zazwyczaj najlepszą metodą na to, żeby inni zadecydowali za nas, tak jak dla nich (a nie dla nas) będzie najlepiej.
 
 
marco-polo
użytkownik


Tożsamość płciowa: m
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: on
Punktów: 40
Posty: 871
Wysłany: 2015-12-01, 19:00   

witaj, przez chwilę poczułem się jakbym znał tą historię..ale moja toczy się trochu inaczej i nadal trwa :) ale interesuje mnie to o co pytają powyżej, o co kamon?
 
 
Jaskółka
użytkownik


Posty: 33
Wysłany: 2015-12-01, 19:33   

Wszystkie one odpowiedzi. I jeszcze inne. I poczucie, że wszyscy - włącznie ze mną samą - skupili się na nim i, ewentualnie, naszym związku. Że ja sama przestaję czuć się w tym wszystkim na miejscu. Że nie widzę miejsca dla siebie w jego i, co gorsza, własnym życiu. A najbardziej przytłaczajaca jest myśl, że to moja wina. Że ja zaniedbałam myślenie o sobie.
 
 
Armand
użytkownik
ImperialistycznyKnur


Preferowany zaimek: on
Punktów: 775
Posty: 5163
Skąd: Katowice/Katzendorf
Wysłany: 2015-12-01, 19:52   

Jaskółka napisał/a:
Że już nie jestem tą jedną, która wie, tą jedną, która akceptuje i kocha. Przyszła świadomość, że można mieć zamiast mnie kogoś lepszego. Poza tym, kiedy on stawał się coraz bardziej świadom siebie, coraz bardziej pewny tego, co i jak chce zmienić w swoim życiu, ja nie wiedziałam, czego chcę. I czy chcę tego, co on. A czułam, że tylko to zrobiło się ważne. Jego realizacja. Jego samopoczucie. Jego komfort. Zaczęłam sie wycofywać. Pojawiły się myśli, że kiedy nasz związek staje się coraz bardziej oficjalny, powinnam wiedzieć, że tego chcę. to było jak przysięga na życie, że jestem i zawsze będę szczęśliwa, że jestem taka odważna, taka silna, taka... zdecydowana. A nie byłam.


Jaskółka napisał/a:
Wszystkie one odpowiedzi. I jeszcze inne. I poczucie, że wszyscy - włącznie ze mną samą - skupili się na nim i, ewentualnie, naszym związku. Że ja sama przestaję czuć się w tym wszystkim na miejscu. Że nie widzę miejsca dla siebie w jego i, co gorsza, własnym życiu. A najbardziej przytłaczajaca jest myśl, że to moja wina. Że ja zaniedbałam myślenie o sobie.


Zawsze będziesz tą jedną jedyną. Sam wiem, z kim chcę być i wiesz, że to Ty.
Zawsze możesz mi wszystko powiedzieć. Widocznie bywam oporny na nową wiedzę, i trzeba mi to przypominać. Nie robię tego złośliwie i nie mam nic przeciw przypominaniu. Zwłaszcza, że to są takie ważne rzeczy.
Jedna rzecz, z której się cieszę, to to, że wykazałaś chęć by zatroszczyć się o siebie i swój komfort.
Jeśli znów zachowam się jak egoista, zdziel mnie w pysk.
Dzisiaj już mam to zaliczone nieświadomie, bo jak szedłem z pracy to sobie pokrywką od garnka po kurczaku prawie zęba wybiłem. Widać zasłużyłem.

Edit: I nie sądzę, żeby było tu coś, co mogłoby się komuś nie spodobać. Masz rację.
_________________
"Jeśli chcesz mieć coś, czego nie miałeś, musisz zacząć robić coś, czego nie robiłeś."
 
 
Fadi
użytkownik
Stary pierdziel


Tożsamość płciowa: nb
Kim jesteś: tg
Preferowany zaimek: dowolny
Punktów: 12
Posty: 380
Wysłany: 2015-12-01, 22:39   

Drama rama... chyba mamy forumowe love story :) (pierwsze?)

Ja się kompletnie nie znam na związkach ale zawsze kibicuję tym długotrwałym ;) w myśl zasady "naprawiać nie wyrzucać" ;)
 
 
Fizia
moderator
MK

Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: ts
Punktów: 22
Posty: 386
Skąd: UĆ
Wysłany: 2015-12-01, 22:58   

1. Chce mieć jasność i może Armand albo Jaskółka odpowiedzą - to o Wasze relacje chodzi? Jeśli tak to ja się czuję nieco niezręcznie - jakbym była świadkiem sprzeczki małżeńskiej i nie wiem co napisać :) Jak mi któreś z was odpiszę to może coś dodam :)

2. Jak zaczęłam czytać wpis Jaskółki to pomyślałam, że w końcu moja połówka się zalogowała na forum :D - też cis-genetyczna kobieta , z tym , że jak, odwrotnie jak Armand jestem trans M/K . I jeśli mi się uda namówić moją połówkę aby się zalogowała, to ją namówię aby z Tobą popisała - możecie się doskonale zrozumieć :)
 
 
Maja
użytkownik
k/m


Preferowany zaimek: dowolny
Punktów: 32
Posty: 807
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2015-12-01, 23:01   

Ja też nie do końca rozumiem o co chodzi autorce tematu. Była w związku ale się rozstali bo miała wątpliwosci i nadal stara sie by byli przyjaciolmi. Co w tym dziwnego? Tysiace zwiazkow sie tak rozpada, także hetero. Odeszla, jej wybor, oboje sa doroslymi ludzmi. Czy trzeba miec z tego powodu tak wielkie wyrzuty sumienia? Nie porzucila dziecka ani czlowieka umierajacego na raka. Czy lepiej życ w zwiazku w ktorym sie nie jest z milosci tylko z poczucia obowiazku czy jak to nazwac? Ma prawo poszukac kogos, z kim bedzie szczesliwa. Nie trzeba za to przepraszac. Rozstala sie z klasą, sa przyjaciolmi, takie rzeczy sie zdarzaja...

Trzymam kciuki by odnalazla szczescie i nauczyla sie zyc bez poczucia winy.
 
 
Armand
użytkownik
ImperialistycznyKnur


Preferowany zaimek: on
Punktów: 775
Posty: 5163
Skąd: Katowice/Katzendorf
Wysłany: 2015-12-01, 23:13   

Jaskółka napisała tu coś, co jest dla mnie bardzo cenną wskazówką i o czym wcześniej mi nie wspomniała (albo do mnie nie dotarło). Widocznie tak jej było łatwiej i w zasadzie po to między innymi ten dział jest, tak sobie myślę. Bliscy ludzi ts i okolic mają w tym temacie swoje przemyślenia, odczucia i bolączki, a każdy inne.

Nie było moją intencją, by któreś z Was się niezręcznie poczuło, a nie zamierzałem udawać, że mnie tu nie ma, tudzież że jestem przypadkowym forumowiczem i wydurniać się pisząc komentarze z punktu widzenia osoby trzeciej.
_________________
"Jeśli chcesz mieć coś, czego nie miałeś, musisz zacząć robić coś, czego nie robiłeś."
 
 
Gabi
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-02, 00:02   

Jaskółka napisał/a:
Nazwijcie mnie słabym tchórzem, ale w chwili, kiedy wszystko zdawało się prostować, mnie za gardło ścisnęła bezradność i poczucie, że nie jestem już do niczego potrzebna. Że już nie jestem tą jedną, która wie, tą jedną, która akceptuje i kocha. Przyszła świadomość, że można mieć zamiast mnie kogoś lepszego.

Tak Ci powiedział? Bo ja widzę, że mówi coś zupełnie innego ;-)
Jaskółka czy ty aby nie jesteś introwertyczką?
Mam znajomych którzy byli kiedyś parą, to była niesamowita miłość, jednak z powodu przepychanek spowodowanych brakiem akceptacji ze strony rodziców jednej ze stron rozstali się, i choć pozakładali rodziny to wiem, że to sztuczne związki bo oni ciągle o sobie myślą. Skąd to wiem? bo jeszcze długo po ich rozstaniu byłam ich"łącznikiem" Czy są szczęśliwi? hmm mają rodziny ale ...
 
 
wendigo
użytkownik
TRU ts ;)


Tożsamość płciowa: m
Preferowany zaimek: on
Punktów: 1033
Posty: 10306
Wysłany: 2015-12-02, 00:30   

Jaskółka napisał/a:
Wszystkie one odpowiedzi. I jeszcze inne. I poczucie, że wszyscy - włącznie ze mną samą - skupili się na nim i, ewentualnie, naszym związku. Że ja sama przestaję czuć się w tym wszystkim na miejscu. Że nie widzę miejsca dla siebie w jego i, co gorsza, własnym życiu. A najbardziej przytłaczajaca jest myśl, że to moja wina. Że ja zaniedbałam myślenie o sobie.

Boisz się, że jego tranzycja itp. pochłonie waszą energię i nie będzie miejsca na Ciebie? To rzeczywiście częsty problem w związkach z ts... Ale on wydaje się rozsądnym człowiekiem i całkiem możliwe, że do tego nie dopuści :)
(ze mną byłby większy problem... obawiam się, że bym nigdy nie uwierzył, że ktoś może uważać mnie za najlepszego partnera i nie chcieć wymienić na "lepszy model", że bym potrzebował ciągłych takich zapewnień i to by rozwaliło związek...)
_________________
 
 
Fadi
użytkownik
Stary pierdziel


Tożsamość płciowa: nb
Kim jesteś: tg
Preferowany zaimek: dowolny
Punktów: 12
Posty: 380
Wysłany: 2015-12-02, 09:39   

A może dałoby się nad tym wszystkim jeszcze popracować? Nie skreślałabym czegoś, co jakiś czas temu działało... ale co ja tam wiem :)
 
 
wendigo
użytkownik
TRU ts ;)


Tożsamość płciowa: m
Preferowany zaimek: on
Punktów: 1033
Posty: 10306
Wysłany: 2015-12-02, 11:46   

Ja tylko jeszcze chciałem dodać bo wczoraj zapomniałem że mieć dziecko w parze cis-kobieta i k/m to nie jest aż taki problem...
_________________
 
 
Jaskółka
użytkownik


Posty: 33
Wysłany: 2015-12-02, 12:58   

Czy jestem introwertyczką? Szczerze mówiąc, trudno mi jednoznacznie odpowiedzieć. Chyba nie jestem kims kto jednoznacznie działa tylko w ten lub tylko w drugi sposób. Przenika się we mnie i zamknięcie i otwarcie.

Co pewnie dało się odczuć, różne mam problemy z postrzeganiem siebie, dlatego wszystko co opisałam to subiektywne odczucia, nie obiektywne fakty i tak zwana jedyna prawda. Dlatego, to, co się do mnie mówi, a nawet, co świadomie i racjonalnie wiem, nie ma nic wspólnego z tym, co czuję. Myslę, że wielu z Was tak ma. Zdajecie sobie z czegoś sprawę, ale nie potraficie opanować irracjonalnych, zupełnie odmiennych emocji.

Maja - dziękuję, że to napisałaś.

Fadi - na pewno dałoby się. Tylko trzeba mieć do tego siłę. A z tym pojawił się problem, głównie za sprawą myśli, że to się nigdy nie skończy, że to będzie niekończąca się batalia. O niego, o nas, o siebie.

Nie chciałam się ani wygadać, ani prosić o radę. Również decyzje podejmuję zazwyczaj sama, jeśli przychodzę po radę, to - z całym szacunkiem dla Was - wybieram kogoś, kogo znam. Tak, jak zaznaczyłam na samym początku tego jebitnego posta, chciałam Wam pokazać inną perspektywę. Perspektywę osoby, która się bardzo starała, ale okazalo się, że to nie zawsze wystarczy, żeby przeskoczyć ograniczenia zewnętrzne i własne.
 
 
Sven
[Usunięty]

Wysłany: 2015-12-02, 14:30   

wendigo napisał/a:
Ja tylko jeszcze chciałem dodać bo wczoraj zapomniałem że mieć dziecko w parze cis-kobieta i k/m to nie jest aż taki problem...


No tak, ale to chyba z bankiem spermy, a nie drugą połówką
 
 
Fadi
użytkownik
Stary pierdziel


Tożsamość płciowa: nb
Kim jesteś: tg
Preferowany zaimek: dowolny
Punktów: 12
Posty: 380
Wysłany: 2015-12-03, 11:10   

Poważny związek o ile się orientuję to zawsze batalia ;)
 
 
Jaskółka
użytkownik


Posty: 33
Wysłany: 2015-12-03, 15:22   

Fadi, jak najbardziej, zgadzam się. Życie to wieczna batalia, co dopiero życie we dwoje. Ale mam tu na myśli codzienną szarpaninę, jakiej uczestnikami są na przykład bliscy osób niepełnosprawnych, obłożnie, śmiertelnie chorych i temu podobne sytuacje. A wszyscy tu cały czas podkreślają, że transseksualizm chorobą nie jest. Uważam, że ważne jest, by znaleźć granicę skupiania się na nim.
 
 
Maja
użytkownik
k/m


Preferowany zaimek: dowolny
Punktów: 32
Posty: 807
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2015-12-03, 21:14   

Fadi napisał/a:
Poważny związek o ile się orientuję to zawsze batalia ;)

Zwiazek powinien dawać poczucie bezpieczenstwa, stabilności, szczescia. To dlatego ludzie łączą sie w pary- by uzyskać coś, czego w pojedynkę trudno sobie samemu zapewnić. Nie po to, by prowadzic batalie z calym swiatem. Czasami trzeba walczyc z przeciwnosciami, ale nie na tym powinien opierac sie zwiazek. Oczywiscie, sa ludzie ktorzy uwielbiaja szokowac, prowokowac i lubia mocne emocje w zwiazku- taki normalny spokojny zwiazek bylby dla nich nudny. Zdecydowana wiekszosc wchodzi jednak w zwiazki by uzyskac stabilnosc i bezpieczenstwo.
Az mi sie nie chce wierzyc ze tutaj zwiazki wszystkich przypominaja batalie.
 
 
Wild
użytkownik


Tożsamość płciowa: k
Preferowany zaimek: dowolny
Punktów: 54
Posty: 1286
Wysłany: 2015-12-03, 21:47   

Maja napisał/a:

Zwiazek powinien dawać poczucie bezpieczenstwa, stabilności, szczescia.


bezpieczeństwa? Bezpieczeństwo to może dawać kamizelka odblaskowa. Jeżeli bezpieczeństwo oznacza wg ciebie ustatkowanie się, życie składające się z rytualnych codziennych czynności to dzięki. Nie o to chodzi.
 
 
wendigo
użytkownik
TRU ts ;)


Tożsamość płciowa: m
Preferowany zaimek: on
Punktów: 1033
Posty: 10306
Wysłany: 2015-12-03, 22:34   

Niektórym jednak o to chodzi.
_________________
 
 
Wild
użytkownik


Tożsamość płciowa: k
Preferowany zaimek: dowolny
Punktów: 54
Posty: 1286
Wysłany: 2015-12-03, 23:04   

wendigo napisał/a:
Niektórym jednak o to chodzi.


Niektórym o to chodzi, ale na szczęście ci niektórzy nie mają wyłączności na kształtowanie definicji związku i na zaburzanie jego wizji u pozostałych.. Mimo wszystko jednak to robią.
 
 
Maja
użytkownik
k/m


Preferowany zaimek: dowolny
Punktów: 32
Posty: 807
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2015-12-03, 23:20   

Defiant napisał/a:
Maja napisał/a:

Zwiazek powinien dawać poczucie bezpieczenstwa, stabilności, szczescia.


bezpieczeństwa? Bezpieczeństwo to może dawać kamizelka odblaskowa. Jeżeli bezpieczeństwo oznacza wg ciebie ustatkowanie się, życie składające się z rytualnych codziennych czynności to dzięki. Nie o to chodzi.

Bezpiecznestwo polega na tym ze na ta druga osobe mozesz liczyc, na jej pomoc, wsparcie, tak jak w rodzinie zawsze mozesz liczyc na pomoc najblizszych: rodzicow, rodzenstwa, doroslych dzieci itp. Jak stracisz prace- pomoze finansowo, jak bedziesz miec wypadek- zaopiekuje sie itp. Na tym polegaja zwiazki, mozna polegac na drugiej osobie i to daje poczucie bezpieczenstwa. Nie musisz do tego sie ustatkowac tzn prowadzic zycia skladajacego sie z rytualnych czynnosci, mozna razem swietnie sie bawic a jednak miec poczucie bezpieczenstwa.

Wiem ze dla niektorych poczucie stabilizacji czy bezpieczenstwa jest nudne i czuja sie przez to ograniczeni. Dla wiekszosci ludzi jest jednak wazne.
 
 
Wild
użytkownik


Tożsamość płciowa: k
Preferowany zaimek: dowolny
Punktów: 54
Posty: 1286
Wysłany: 2015-12-04, 00:06   

Maja napisał/a:

Bezpieczenstwo polega na tym ze na ta druga osobe mozesz liczyc, na jej pomoc, (..)
Jak stracisz prace- pomoze finansowo, jak bedziesz miec wypadek- zaopiekuje sie itp. Na tym polegaja zwiazki, mozna polegac na drugiej osobie i to daje poczucie bezpieczenstwa. Nie musisz do tego sie ustatkowac tzn prowadzic zycia skladajacego sie z rytualnych czynnosci, mozna razem swietnie sie bawic a jednak miec poczucie bezpieczenstwa.

No dobra, takie bezpieczeństwo to jeszcze rozumiem
Cytat:
wsparcie, tak jak w rodzinie zawsze mozesz liczyc na pomoc najblizszych: rodzicow, rodzenstwa

Aha. huehue
:lol:
Maja napisał/a:

Wiem ze dla niektorych poczucie stabilizacji czy bezpieczenstwa jest nudne i czuja sie przez to ograniczeni. Dla wiekszosci ludzi jest jednak wazne.

I tu znowu zależy jak oni definiują stabilność i bezpieczeństwo. Jeżeli tak jak powyżej to ok.
Zresztą co ja tam mam do powiedzenia :lol: . To ich zycie i ich fascynujące związki
 
 
Alpaka
użytkownik

Preferowany zaimek: bez zaimków
Posty: 542
Wysłany: 2015-12-04, 02:03   

Jaskółka napisał/a:
A wszyscy tu cały czas podkreślają, że transseksualizm chorobą nie jest. Uważam, że ważne jest, by znaleźć granicę skupiania się na nim.

Transseksualizm jest chorobą, zaburzeniem, stanem patologicznym, a nie wyborem. Zgadzam się z drugą częścią zdania - wielu psychologów powtarza, że życie nie powinno się kręcić wokół transseksualizmu, nieważne czy to robią osoby trzecie wobec danej osoby, czy sam zainteresowany.
_________________
Mam problem neurologiczny - w razie bełkotu poprawcie
 
 
monomi
użytkownik


Tożsamość płciowa: qg
Kim jesteś: tg
Preferowany zaimek: dowolny
Punktów: 2
Posty: 63
Skąd: Bielsko
Wysłany: 2015-12-04, 11:45   

Jeśli na coś nie mamy wpływu to nie znaczy, że możemy od razu używać słów "choroba" "patologia" etc. Słowa te nie są niestety neutralne w języku potocznym i mają mocno negatywne skojarzenia, co poznać po wyrażeniach np "to jest chore" etc.

Myślę, że lepiej napisać, że transseksualizm jest pewną cechą. Nie wybierasz tego, ale nie możesz zmienić. Podobnie jak nie możesz zmienić swojego koloru oczu, wzrostu, karnacji skóry etc. Tak jesteś skonstruowany/skonstruowana biologicznie i co poradzić?

Jaskółko - dzięki za taki szczery i wyczerpujący opis Waszej historii. Chyba nic innego nie mogę napisać ponad to, że z tego co piszecie oboje, wydaje mi się, że jeszcze nie wszystko stracone, a trudności, które stanęły Wam na drodze z pewnością możecie pokonać. Oczywiście nie ma przymusu, nic za wszelką cenę, ale też nie znaczy to, że nie warto próbować. Nawet jeśli do siebie nie wrócicie to na pewno, Wasza przyszła znajomość, w jakiejkolwiek będzie formie i stopniu bliskości, na pewno będzie lepsza, jeśli poświęcicie czas na to by sobie o tym wszystkim co było szczerze porozmawiać. Czasem na taką szczerą rozmowę trzeba czasu, który musi upłynąć od wydarzeń, które Was poróżniły.

Trzymam kciuki
_________________
mnmi
 
 
 
Fadi
użytkownik
Stary pierdziel


Tożsamość płciowa: nb
Kim jesteś: tg
Preferowany zaimek: dowolny
Punktów: 12
Posty: 380
Wysłany: 2015-12-04, 18:19   

Maja napisał/a:
Zwiazek powinien dawać poczucie bezpieczenstwa, stabilności, szczescia. To dlatego ludzie łączą sie w pary- by uzyskać coś, czego w pojedynkę trudno sobie samemu zapewnić.


A w dzisiejszych czasach to jeszcze działa? Z opisu wychodzi mi, że jesteś osobą z dobrym systemem wartości, fundamentami i wsparciem od najbliższych, ale coraz trudniej jest znaleźć taką osobę. Rodzina nie raz nie pojmuje osób LGBT, a związki często trwają właśnie do pierwszych poważnych problemów: choroby, porażki zawodowej lub życiowej, trudnego charakteru. Ludzi obecnie często związek zwyczajnie przerasta.

Bo co o trudach związku wie ktoś kto miał ich w życiu kilkanaście i w zwyż? Czyj rekord to kilka miesięcy... związek powinien być na całe życie i powinien być obustronną pracą niekiedy pracą za dwoje jeśli druga strona nie daje rady. Dlatego moim zdaniem to batalia.
 
 
Alpaka
użytkownik

Preferowany zaimek: bez zaimków
Posty: 542
Wysłany: 2015-12-04, 19:27   

monomi napisał/a:

Myślę, że lepiej napisać, że transseksualizm jest pewną cechą. Nie wybierasz tego, ale nie możesz zmienić. Podobnie jak nie możesz zmienić swojego koloru oczu, wzrostu, karnacji skóry etc. Tak jesteś skonstruowany/skonstruowana biologicznie i co poradzić?

Idąc tym tropem to hermafrodytyzm też jest cechą, nie wybierasz tego, ale nie możesz zmienić.
Cytat:
Choroba jest takim stanem organizmu, kiedy to czujemy się źle, a owego złego samopoczucia nie można jednak powiązać z krótkotrwałym, przejściowym uwarunkowaniem psychologicznym lub bytowym, lecz z dolegliwościami wywołanymi przez zmiany strukturalne lub zmienioną czynność organizmu. Przez dolegliwości rozumiemy przy tym doznania, które są przejawem nieprawidłowych zmian struktury organizmu lub zaburzeń regulacji funkcji narządów.


Rozumiem jednak, dlaczego nie używa się tego stwierdzenia. Jak choroba, to psychiczna, a to kojarzy się zwykłym ludziom pejoratywnie.
Nie podoba mi się jednak uznawanie tego za wybór, do czego dążą zachodnie środowiska transpłciowe.

http://transpomoc.pl/viewtopic.php?p=23122#23122 <- jak coś odpisz w tym temacie, bo tutaj robi się offtop, a nie chcę mieć przez to uciętej możliwości dyskusji.
_________________
Mam problem neurologiczny - w razie bełkotu poprawcie
 
 
Maja
użytkownik
k/m


Preferowany zaimek: dowolny
Punktów: 32
Posty: 807
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2015-12-04, 19:27   

Fadi napisał/a:

A w dzisiejszych czasach to jeszcze działa? Z opisu wychodzi mi, że jesteś osobą z dobrym systemem wartości, fundamentami i wsparciem od najbliższych, ale coraz trudniej jest znaleźć taką osobę. Rodzina nie raz nie pojmuje osób LGBT, a związki często trwają właśnie do pierwszych poważnych problemów: choroby, porażki zawodowej lub życiowej, trudnego charakteru. Ludzi obecnie często związek zwyczajnie przerasta.

Bo co o trudach związku wie ktoś kto miał ich w życiu kilkanaście i w zwyż? Czyj rekord to kilka miesięcy... związek powinien być na całe życie i powinien być obustronną pracą niekiedy pracą za dwoje jeśli druga strona nie daje rady. Dlatego moim zdaniem to batalia.

zwiazek powinien byc na cale zycie ale z odpowiednia osoba, z ktora bedziesz naprawde szczesliwy i bedziesz przekonany ze zwiazek daje Ci to czego potrzebujesz. Zwiazek z nieodpowiednia osoba uwazam za marnowanie sobie zycia. Slowa autorki przypomnialy mi swoje wlasne rozterki sprzed lat, bylam w podobnej sytuacji, dlatego odpisalam.
 
 
Ryu
użytkownik
pangender


Preferowany zaimek: on
Punktów: 14
Posty: 1411
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2015-12-05, 02:09   

Jaskółka napisał/a:
Fadi, jak najbardziej, zgadzam się. Życie to wieczna batalia, co dopiero życie we dwoje. Ale mam tu na myśli codzienną szarpaninę, jakiej uczestnikami są na przykład bliscy osób niepełnosprawnych, obłożnie, śmiertelnie chorych i temu podobne sytuacje. A wszyscy tu cały czas podkreślają, że transseksualizm chorobą nie jest. Uważam, że ważne jest, by znaleźć granicę skupiania się na nim.

Za kilka tygodni, może kilka miesięcy, powinna się ukazać książka "Apokalipsa płci?" będąca zbiorem współczesnych narracji różnych osób trans. Za moją namową będzie tam m.in. dyptyk autorstwa Wiktora Dynarskiego oraz mojej byłej - on opisał typowe rozterki transmężczyzny w związku z kobietą, a ona odpisała na to opowiadanie własnym, gdzie przedstawiła te same wydarzenia i rozmowy z perspektywy typowej partnerki.
Pierwotnie podpisała się pseudonimem Zireael, czyli Jaskółka.
Myślę, że odnajdziesz się w tym utworze... podobnie jak kilka innych partnerek K/Mów.

Transseksualiści K/M przed korektą płci oraz w jej trakcie często są niestety upiornie toksycznymi partnerami, do bólu egocentrycznymi, i jeśli się na nich parę razy nie huknie, że też ma się swoje życie i swoje problemy, tylko wiecznie będzie się ulegało ich kaprysom i huśtawkom nastrojów (czyli zawsze i bezwarunkowo odpowiadało na potrzeby transseksualisty), to związek przeważnie się rozpada. Ku rozpaczy i niekłamanemu zdumieniu transseksualisty, dla którego związek był idyllą (bo partnerka była niezwykle wyrozumiała, tolerancyjna i wspierająca, a więc uwielbiana i hołubiona* stosownie do swoich zasług, a więc o co jej nagle chodzi?).

* w chwilach między jednym użalaniem się nad sobą a drugim
_________________
Przewodnik po tranzycji. Psychologiczne co i jak

Poradnik prawny - ustalenie płci z art. 189 Kpc.
 
 
Nieumarła
użytkownik


Tożsamość płciowa: ag
Posty: 21
Wysłany: 2015-12-05, 15:00   

Ryu napisał/a:

Transseksualiści K/M przed korektą płci oraz w jej trakcie często są niestety upiornie toksycznymi partnerami, do bólu egocentrycznymi, i jeśli się na nich parę razy nie huknie, że też ma się swoje życie i swoje problemy, tylko wiecznie będzie się ulegało ich kaprysom i huśtawkom nastrojów (czyli zawsze i bezwarunkowo odpowiadało na potrzeby transseksualisty), to związek przeważnie się rozpada. Ku rozpaczy i niekłamanemu zdumieniu transseksualisty, dla którego związek był idyllą (bo partnerka była niezwykle wyrozumiała, tolerancyjna i wspierająca, a więc uwielbiana i hołubiona* stosownie do swoich zasług, a więc o co jej nagle chodzi?).


Co sugerujesz w takim przypadku? Owo cudzysłowiowe "huknięcie"? To znaczy... Wyrozumiałość wyrozumiałością, jednak mam wrażenie, że to trochę rani. Od razu uprzedzając wszelkie obiekcje - poniekąd trafiłeś w to, jak wygląda mój związek i po prostu zastanawiam się, co robić.
_________________
Gdy nie ma nikogo,
boję się siebie
 
 
Armand
użytkownik
ImperialistycznyKnur


Preferowany zaimek: on
Punktów: 775
Posty: 5163
Skąd: Katowice/Katzendorf
Wysłany: 2015-12-05, 18:01   

Nieumarła napisał/a:
Owo cudzysłowiowe "huknięcie"? To znaczy... Wyrozumiałość wyrozumiałością, jednak mam wrażenie, że to trochę rani.


Można huknąć. A można powiedzieć, jakie się ma odczucia i że też się czegoś oczekuje. A można zrobić i to i to jeśli nie dociera.
Do mnie też nieraz nie dociera, ale jak to mówią "Kot najdalej w szóstym locie orientuje się, że coś jest nie tak".

Nie jest moim zamiarem wyjść na moralizatora, bo to ja jestem ten, na którego są powody, by narzekać. Ale mogę się właśnie z tej perspektywy wypowiedzieć, bo to przerabiałem i wiem, że nawet jeśli poczułem się czasem ukrzywdzony, to nie znaczy, że ta druga osoba nie miała racji.

No i da się to przeżyć ;-)
_________________
"Jeśli chcesz mieć coś, czego nie miałeś, musisz zacząć robić coś, czego nie robiłeś."
 
 
Nieumarła
użytkownik


Tożsamość płciowa: ag
Posty: 21
Wysłany: 2015-12-05, 18:32   

Armand napisał/a:
Nieumarła napisał/a:
Owo cudzysłowiowe "huknięcie"? To znaczy... Wyrozumiałość wyrozumiałością, jednak mam wrażenie, że to trochę rani.


Można huknąć. A można powiedzieć, jakie się ma odczucia i że też się czegoś oczekuje. A można zrobić i to i to jeśli nie dociera.
Do mnie też nieraz nie dociera, ale jak to mówią "Kot najdalej w szóstym locie orientuje się, że coś jest nie tak".

Nie jest moim zamiarem wyjść na moralizatora, bo to ja jestem ten, na którego są powody, by narzekać. Ale mogę się właśnie z tej perspektywy wypowiedzieć, bo to przerabiałem i wiem, że nawet jeśli poczułem się czasem ukrzywdzony, to nie znaczy, że ta druga osoba nie miała racji.

No i da się to przeżyć ;-)


Zupełnie nie odczytuję tego jako moralizatorstwo. Z drugiej strony sama brzmię jak święta, a przecież pewnie też wiele razy się przyczyniłam do kłótni i innych rzeczy. Mówienie niewiele pomagało :c Z hukaniem... boję się, że zranię bliską mi osobę. Jednak chyba kłótnie i zrywanie ranią bardziej... Dziękuję za odpowiedź.
_________________
Gdy nie ma nikogo,
boję się siebie
 
 
Ryu
użytkownik
pangender


Preferowany zaimek: on
Punktów: 14
Posty: 1411
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2015-12-05, 20:53   

Powiem tak. Jeśli nie dotrzesz do człowieka, to będziesz musiała go zostawić. Dla własnego dobra.
Nie ma nic złego w urządzeniu od czasu do czasu zdrowej kłótni (bez poniżania, ciosów poniżej pasa, rzeczy, których się potem będzie żałować itd.), która oczyszcza atmosferę i pozwala znaleźć jakieś rozwiązania problemów.
_________________
Przewodnik po tranzycji. Psychologiczne co i jak

Poradnik prawny - ustalenie płci z art. 189 Kpc.
 
 
Jaskółka
użytkownik


Posty: 33
Wysłany: 2015-12-08, 19:24   

Odbiegając nieco od tego, kto jest w związku, a supiając się na stanach emocjonalnych - rozumiem, dlaczego pytasz, Nieumarła. Kiedy jesteś z kimś, kto jest - albo był, przez dłuższy czas, albo może od czasu do czasu bywa - w rozsypce, cierpi, naprawdę ma pod górę z różnych powodów, zmilczasz różne rzeczy. Robisz to, bo nie chcesz przysparzać zmartwień, smutków. I umyka moment, w którym ta osoba już powinna zacząć znów mierzyć się z czymś więcej, niż własny ból istnienia, czymkolwiek byłby wywołany. A potem ta osoba nagle robi się silniejsza od Ciebie, a Ty tego nie zauważasz, bo się zakopałaś własnymi wątpliwościami i tym gryzieniem się w język. Sie wpada w taką paranoję. Ze nie można nic powiedzieć, żeby nie skrzywdzić. I dość trudno jest się z tego stanu wydłubać.

Ale trzeba. Bo bez tego ten związek i tak sie nie uda.
 
 
Nieumarła
użytkownik


Tożsamość płciowa: ag
Posty: 21
Wysłany: 2015-12-08, 19:33   

Właściwie wszystko się zgadza - dodając tylko to, że ta osoba zawsze była silniejsza ode mnie xD
_________________
Gdy nie ma nikogo,
boję się siebie
 
 
Jaskółka
użytkownik


Posty: 33
Wysłany: 2015-12-08, 19:50   

Nieumarła, jeśli tak stawiasz sprawę, to NIC się nie zgadza ;> Bo jeśli nie zmusiłaś się do milczenia, tylko po prostu masz takie usposobienie, to prawdopodobnie jeszcze wiecej pracy przed Tobą.
 
 
Nieumarła
użytkownik


Tożsamość płciowa: ag
Posty: 21
Wysłany: 2015-12-08, 19:56   

Nie do końca tego kwestia. Ale chyba zbyt długo by opowiadać ^-^
_________________
Gdy nie ma nikogo,
boję się siebie
 
 
Jaskółka
użytkownik


Posty: 33
Wysłany: 2015-12-08, 19:59   

Popatrz na ten pierwszy post... ;x I nie krępuj się ^^
 
 
Nieumarła
użytkownik


Tożsamość płciowa: ag
Posty: 21
Wysłany: 2015-12-08, 20:07   

Trudno mi teraz to opisać, musiałabym mieć do tego naprawdę zły nastrój. Jeśli jednak chce Ci się czytać - mogę wrzucić coś, co pisałam pod kątem innego forum, ale ostatecznie tego nie opublikowałam, bo to dość "sucha relacja".

"Hej.
Zaczynam to chyba dziesiąty raz z kolei. Właściwie nie wiem sama, co chcę przekazać. Może po prostu potrzebuję się wyżalić, co pokrywałoby się z tym, co pisałam przy okazji przywitania. Choć to chyba możliwie najgłupsze miejsce do wyżalania się, biorąc pod uwagę to, że najpewniej jest tu również osoba, której to dotyczy... Po tym zdaniu możecie mnie właściwie zlinczować.

Poznaliśmy się... nawet nie pamiętam, kiedy. Chyba w 2013 roku, choć ręki uciąć sobie nie dam - czas przelatuje mi między palcami, gubię się we własnej rzeczywistości. Zaczęło się raczej banalnie, bo przez Internet - brzmi jak wstęp do durnego romansu trzynastolatków. No, blisko - bo wtedy "byliśmy" nieco starsi - w teorii niedługo powinniśmy osiągnąć pełnoletność. Wróćmy jednak do głównego wątku: nasza znajomość ze zwykłych rozmów przeradzała się w coraz to dłuższe posiedzenia na gadu-gadu. Nieraz specjalnie dla niego zostawałam dłużej, niż planowałam, często nawet usypiając podczas odpisywania mu. Jakkolwiek głupio to zabrzmi - właściwie od razu wiedziałam, że jest "moim" typem człowieka. Okej, za lekko powiedziane - po prostu od początku mi się podobał. Miłość od pierwszego wejrzenia, o ile można tak powiedzieć w kontekście Internetu. No, przynajmniej z mojej strony - ja byłam mu raczej obojętna. Dziś się tego wypiera, ale... cóż, byłam. Kolejna typowa laska na liście kontaktów wypełnionej typowymi laskami z Internetu. Może tylko nieco inteligentniejsza (ach, skromność).

Miałam wtedy trochę zły okres w życiu. Dojrzewania, depresje, próby samobójcze i inne tego rodzaju historie. Zabawne, nawet pisząc to - choć nie powinno mnie to ruszać - nadal płaczę. Czułam się... Nie, właściwie to niczego nie czułam. Po prostu chciałam zniknąć. Poniekąd dodatkowo on pogłębiał tę chęć - czego nigdy mu nie powiedziałam. Ale co tu mówić, jak to co najmniej idiotyczne... Ot, miał znajomą, którą nazywał przyjaciółką i która mu się kiedyś podobała. Pisał z nią tyle, co ze mną, a nieraz i więcej. A że jestem tragicznie zazdrosna o wszystko i wszystkich... Łatwo się domyślić. Dla ułatwienia, oznaczmy tę znajomą jako X - bo jej temat jeszcze wróci.

Generalnie, wtedy - pod koniec wakacji - pracowałam w pewnym miejscu nieco oddalonym od domu. W tym czasie mój kot pozostawał pod opieką rodziców. Choć za kotami ogólnie nie przepadam, to ten był jedynym stworzeniem, do którego mogłam się przytulić i wypłakać, taka ostatnia malutka ostoja ukryta pod puchatą, czarną sierścią. Tata jednak kota się usunął z domu na zewnątrz, kot poszedł na spacer, a sąsiedzi go skatowali. Straciłam jedynego prawdziwego przyjaciela, jakiego miałam. Można powiedzieć, że to tylko kot, jednak... Zawsze wolałam spędzać czas ze zwierzętami. Nie pamiętam też, co wtedy się stało, ale coś do tego się dołożyło - kompletnie nie potrafię sobie przypomnieć, a rodzina unika tematu jak ognia. Może brzmieć to dziwnie, jednak zawsze byłam typem, który wszystko wypierał z pamięci. Wtedy miałam pierwszą próbę samobójczą, o której on wiedział - i która skończyła się jako "próba" tylko dzięki niemu. Poniekąd przejął rolę ukochanego kota (Boże, jak to beznadziejnie brzmi) - co sprawiło, że stał mi się poniekąd niezbędny do życia. Tak egoistycznie.

Z mniejszymi lub większymi zawirowaniami, nasza znajomość trwała. Na początku nowego roku rozpoczął się nasz związek - dla mnie coś co najmniej niesamowitego, dla niego - trudno powiedzieć. Najpierw twierdził, że się zakochał, potem - że chciał tylko sprawdzić, czy ja się nie zakochałam w nim i dlatego wyznał mi miłość, a jeszcze później - że jednak pierwsza wersja była prawdziwa. Jakimś jednak cudem przetrwaliśmy to pierwsze... "coś".
Ponad rok później - rok różnego rodzaju kłótni i teatralnych demonstracji mojej zazdrości w kwestii X, która przestała być tylko przyjaciółką, a stała się elementem związku - nadszedł ten moment, kiedy to wszystko okazało się kłamstwem. Ot, takie kłamstwo - całe dwa lata znajomości były oszustwem. Nie przeszkadza mi zupełnie to, że ukrywał prawdziwe dane - też w końcu to robiłam, dla mnie Internet również zawsze był jedynym miejscem, w którym mogłam być tym, kim czuję, że jestem - dlatego nie przeszkadzało mi to, że gdzieś tam po drugiej stronie monitora siedzi biologiczna dziewczyna, a nie facet. Zabolało to, że przez dwa lata kłamał - a przez rok związku. Jak by nie patrzeć, z płcią wiąże się jednak kilka kwestii - mniej lub bardziej ważnych. Poczułam się co najmniej jak idiotka, która jest zboczoną dewiantką i przez rok związku pytała o rzeczy, które po prostu nie istnieją. No i... poczułam się po prostu oszukana. Nie ukrywajmy, nie ma opcji, żeby dziewczyna była ministrantem - więc dlaczego o tym pisał? I gdzie jeszcze skłamał? Rozumiem kłamstwo w kwestii bycia ts, ale to pociągnęło za sobą zbyt wiele innych kłamstw, których mógł uniknąć. A to z kolei rodzi pytanie - gdzie jeszcze poza sferą związaną z ts pojawiły się kłamstwa? Związku na kłamstwie nie da się zbudować.

Jednak to również jakoś przetrwaliśmy. Ostatecznie spotkaliśmy się w końcu w rzeczywistości - raz, drugi, potem kolejne, zaczęliśmy tworzyć normalny związek - w powszechnym tego słowa znaczeniu. Choć głupio mi o tym pisać, to jednak jest ważne również to, że stał się pierwszą osobą, której dotyk polubiłam. Wcześniej nawet rodzice nie mogli mnie dotknąć, bałam się dotyku, unikałam jak ognia podania ręki na przywitanie, a przy nim wręcz pragnęłam tego dotyku. I tak jak seks kiedyś był moją największą obawą i prędzej bym umarła, niż się na niego zgodziła, tak w tym związku stał się czymś pięknym, po prostu - kochaniem się.

Z czasem jednak ponownie pojawiła się kwestia X. X miała to do siebie, że jak tylko się pojawiała, to zyskiwała całą swoją uwagę - nie tylko w jego rozmowach z nią, ale także w moich z nim. Szczerze tego nie znosiłam. Dla mnie to było równoznaczne z wpuszczeniem jej do łóżka. Choć do dziś się tego wstydzę i szczerze siebie za to nienawidzę - postawiłam przed nim wybór: albo ja, albo ona. W teorii niby wybrał mnie. Obiecał nigdy więcej z nią nie rozmawiać (co ważne - do tej pory miało to miejsce tylko przez Internet). W praktyce - niecałe pół roku później spotkał się z nią - kłamiąc, że nic takiego nie miało miejsca. Ale około miesiąc później sprawa wyszła na jaw, bo jednak tego rodzaju kłamstwo ma krótkie nogi, zresztą - praktycznie tego samego dnia wiedziałam, że mnie okłamał. Po raz kolejny następna szansa, po raz kolejny związek przetrwał. Po raz kolejny sprawa X wróciła, a ja po raz kolejny poczułam, że najpewniej nie jestem osobą, której on chce.

W końcu jednak X zniknęła, natomiast tak szybko, jak ona rozpłynęła się w powietrzu, tak szybko w nasz związek wpadła kolejna dziewczyna - która niby się nie podoba, a tylko przyciąga uwagę swoją "innością", niby jest głupia, ale jednak jej temat istnieje od kilku miesięcy... Ostatnio pojawił się znowu - najpewniej dlatego tutaj piszę. Stwierdził, że przyciągają go w niej moje cechy, jednak... Nie rozumiem tego. Po prostu - choć szczerze próbowałam, po prostu nie rozumiem. Przepraszam, jeśli zabrzmi to zbyt oskarżająco - ale czy tak wygląda wierność? Czy złe jest to, że uważam, że jak się kogoś kocha, to nie ogląda się na innych? Znowu czuję się tu niepotrzebna. Jak zepsuta zabawka, którą trzeba wymienić na nowszą i ciekawszą.

Choć go kocham, nie potrafię dłużej żyć w kłamstwie. Nie chcę żyć w kłamstwie. Nie chcę być "tą trzecią", nie chcę mieć w związku "tej trzeciej". Nie chcę żyć w niepewności, kim dla niego jestem. Nawet jeśli nikim i ma mnie szczerze dość - wolałabym to wiedzieć na pewno, a nie zastanawiać się każdego ranka, dlaczego ze mną rozmawia i czy znowu wypowiadane przez niego zdania nie są kłamstwem. Z jednej strony jest osobą, która... która jest wszystkim, po prostu, ale z drugiej - nie mam siły na kłamstwa. Mogłabym banalnie zapytać, "co zrobić", już wiele razy pytałam - większość ludzi mówi, by go zostawić, ale... jak zostawić kogoś, kogo się kocha? Jak zostawić jedyną osobę, dla której się żyje?"

Aczkolwiek... Mam wrażenie, że niektóre rzeczy trochę za mocno tutaj brzmią. Mimo wszystko, miewamy naprawdę szczęśliwe chwile, z których za nic nie chcę rezygnować. Ja ogólnie nie chcę rezygnować, po prostu nie mam już siły choćby na to, by rano zwlec się z łóżka, a co tu mówić o jakichś kłótniach i problemach... Od kilku lat przyjmuję antydepresanty, które guzik dają i ten związek to moja jedyna motywacja do życia - dosłownie. Tylko... po prostu jestem zmęczona.
_________________
Gdy nie ma nikogo,
boję się siebie
 
 
Kor22p
użytkownik

Tożsamość płciowa: m
Punktów: 1
Posty: 95
Wysłany: 2015-12-08, 21:07   

Nieumarła, czy mogę do Ciebie napisać na pw i zapytać o kilka rzeczy w związku z Twoją ostatnią wypowiedzią?
 
 
Nieumarła
użytkownik


Tożsamość płciowa: ag
Posty: 21
Wysłany: 2015-12-08, 21:20   

Jasne.
_________________
Gdy nie ma nikogo,
boję się siebie
 
 
Armand
użytkownik
ImperialistycznyKnur


Preferowany zaimek: on
Punktów: 775
Posty: 5163
Skąd: Katowice/Katzendorf
Wysłany: 2015-12-08, 21:51   

Nie poradzę Ci, co zrobić ze związkiem, bo nie od tego jestem, ale napiszę coś od siebie.

Kilka dobrych lat byłem w związku z mężczyzną (chociaż może to jednak za dużo powiedziane, bo był raczej mentalności chłopaka).
Był ode mnie 6 lat młodszy. Poznaliśmy się przez internet. Zakochałem się w nim i po roku znajomości mu o tym powiedziałem, chociaż nie spotkaliśmy się ani razu. Mieszkał w Kanadzie, a wtedy trzeba było mieć wizę, by tam pojechać.

Dopiero po kolejnych dwóch latach mogliśmy się spotkać.
Uczucie było z wzajemnością i co do tego nie miałem wątpliwości.
Mój były miał sporo internetowych znajomych, także kobiet, o które zdarzało mi się być zazdrosnym.
Próbowałem sobie z tym radzić, chociaż bardzo to przeżywałem. Po jakimś czasie mu o tym powiedziałem. Rozmawialiśmy czasem o tym jak sobie związek wyobrażamy i on stwierdził, że chce żyć w wolnym związku. Na początku mnie to bardzo bolało, bo sobie myślałem, że skoro tak, to pewnie nie jestem dla niego jakiś ważny, czy niezastąpiony.
Potem się do tego przyzwyczaiłem.

Rozmawialiśmy czasem o jego znajomych, pytałem go wprost co do nich czuje i czy chciałby się z nimi spotkać np. na seks. Odpowiadał, że tak, więc nie było tak, że pozostawiał mi pole do wątpliwości.

Na początku utrzymywał, że to byłby tylko przyjacielski seks i że nie angażowałby się emocjonalnie.
Miał jedną, bardzo bliską przyjaciółkę, która była bardzo zaburzona. Być może cierpiała na schizofrenię. To go bardzo pociągało, więc był z nią blisko, a jednocześnie dziewczyna miała dziwne jazdy i zdarzało się, że go krzywdziła. Zrywali tą przyjaźń i znów ją odnawiali. Była to wyjątkowo dziwna i sado-masochistyczna relacja. Nie potrafiłem tego zrozumieć, a jednocześnie byłem zły na nią, że go krzywdzi.

W końcu zaczął mówić, że właściwie to się w niej zakochał i w jeszcze jednej osobie.

Zaczęło się robić w tym związku cholernie tłoczno.
Ja oswoiłem się z myślą, że mogę nie być dla kogoś centrum wszechświata i zacząłem skupiać się na swoim życiu. Zacząłem szkołę, poświęciłem się temu co robiłem zupełnie. Po jakimś czasie stwierdziłem, że nie potrzebuję wisieć już tak na tym związku, a jeszcze później zacząłem rewidować potrzebę bycia w nim w ogóle.

Poznałem przez internet kobietę, która totalnie zawróciła mi w głowie, ale postanowiłem sobie, że już nigdy nie będę z uczuciami przed szereg wyskakiwał, póki się nie spotkamy i nie poznamy w realu.

Tymczasem byłem jeszcze w wolnym związku z facetem z Kanady. Powiedziałem mu, że poznałem kogoś.
Powiedziałem mu też po jakimś czasie, że spędziłem z tą kobietą noc.
A jeszcze później, że zaangażowałem się emocjonalnie.

I wtedy stało się coś czego się nie spodziewałem. Wpadł w furię i zaczął mnie obrzucać pretensjami i wyzwiskami. To mnie błagał, to na mnie klął. Powiedziałem mu, że przecież jesteśmy w wolnym związku. On stwierdził, że nie pisał się na to, żebyśmy się angażowali emocjonalnie z innymi. A właściwie, żebym robił to ja. Poczuł się zdradzony.

Wniosek z tego taki, że trzeba stawiać sprawę jasno i trzymać się ustanowionych zasad, a jeśli się je rewiduje, to wspólnie.
Poza tym wiszenie na kimś to nie miłość, tylko uzależnienie. Oczywiście obie te rzeczy mogą występować razem, ale da się kochać i nie być uzależnionym. To wymaga trochę pracy nad sobą. Bo możemy tylko nad sobą pracować. Tej drugiej osoby nie zmienimy, choćbyśmy bardzo chcieli.

Tak przy okazji, robię research nt. własnej kondycji i właśnie przeczytałem taki artykuł.
Może się okaże w jakiś sposób pomocny.
Jest tam też o związkach.

http://psychiatria.mp.pl/...w.html?id=74485
_________________
"Jeśli chcesz mieć coś, czego nie miałeś, musisz zacząć robić coś, czego nie robiłeś."
 
 
Maja
użytkownik
k/m


Preferowany zaimek: dowolny
Punktów: 32
Posty: 807
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2015-12-08, 23:20   

Nieumarła ten Twoj "ukochany" nie zasluzyl na taka wyrozumiala dziewczyne jak Ty. co to za opcja by od poczatku do konca budowac zwiazek na klamstwie (od podania niewlasciwej plci po zmyslanie ze byl ministrantem). Nie mowiac juz o tym ze niewierny co juz w zupelnosci go przekresla. Nie szkoda Ci mlodosci i czasu na kogos takiego? Nie wolisz znalezc kogos dla kogo bedziesz calym swiatem i tą jedyną? Bo na to zaslugujesz.

Armand napisał/a:

Wniosek z tego taki, że trzeba stawiać sprawę jasno i trzymać się ustanowionych zasad, a jeśli się je rewiduje, to wspólnie.
Poza tym wiszenie na kimś to nie miłość, tylko uzależnienie. Oczywiście obie te rzeczy mogą występować razem, ale da się kochać i nie być uzależnionym. To wymaga trochę pracy nad sobą. Bo możemy tylko nad sobą pracować. Tej drugiej osoby nie zmienimy, choćbyśmy bardzo chcieli.

dobrze powiedziane!
 
 
Freja
ateistyczna bogini
Freja Draco


Tożsamość płciowa: k
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 903
Posty: 7086

Wysłany: 2015-12-09, 00:21   

Nieumarła napisał/a:
Mogłabym banalnie zapytać, "co zrobić", już wiele razy pytałam - większość ludzi mówi, by go zostawić

Jeśli to wygląda, tak jak opisujesz to zerwanie tego dziwnego układu jest jedynym perspektywicznym rozwiązaniem.

Nieumarła napisał/a:
jak zostawić kogoś, kogo się kocha? Jak zostawić jedyną osobę, dla której się żyje?

Z bólem, z trudem. Wyjąc później i gryząc poduszkę przez kilka tygodni, póki ci trochę nie przejdzie i z pewną przykrością przez kilka-kilkanaście miesięcy. Przetnij to szybko, wyrzuć pamiątki, nie wracaj do niego myślami. Znajdź sobie nowe środowiska, nowych znajomych, nowe pasje. Zaangażuj się w swoje własne życie i znajdź w nim sens i radość.

Nieumarła napisał/a:
Aczkolwiek... Mam wrażenie, że niektóre rzeczy trochę za mocno tutaj brzmią. Mimo wszystko, miewamy naprawdę szczęśliwe chwile, z których za nic nie chcę rezygnować. Ja ogólnie nie chcę rezygnować, po prostu nie mam już siły choćby na to, by rano zwlec się z łóżka, a co tu mówić o jakichś kłótniach i problemach... Od kilku lat przyjmuję antydepresanty, które guzik dają i ten związek to moja jedyna motywacja do życia

Ten związek cię wykańcza i dobija. Im szybciej z niego wyjdziesz, tym szybciej masz szansę przekonać się, że życie i związki nie muszą tak wcale wyglądać. Chociaż przez jakiś czas może ci pewnie brakować takiego emocjonującego "haratania po nerwach", jakiego teraz doświadczasz.
 
 
Requiem
użytkownik
for a dream


Tożsamość płciowa: m
Kim jesteś: ts
Posty: 19
Skąd: Lublin
Wysłany: 2015-12-09, 12:00   

Tym chłopakiem Nieumarłej jestem ja, także kierujcie wypowiedzi wprost. Dlaczego mamy cierpieć przez brak siebie przez kolejne lata? Używam dość mocnego słowa w stosunku do niej, jednak... wierzę, że tak jest. Jestem niedojrzałym dzieciakiem, ale... chcę się starać, by to zmienić. Już próbuję. Mam wrażenie, że im dłużej trwamy w tej odległości, tym bardziej chcemy swojej bliskości i... zawsze w kłótniach pomaga nam spotkanie się. Najdłużej to żyliśmy ze sobą dwa tygodnie - było wspaniale, dla niej i dla mnie. Wyliśmy dwa dni za sobą. Często chyba wyżywamy się na sobie z braku siebie.
_________________
Znużony - odejść pragnę; lecz chęć w sobie dławię:
Jeśli umrę, sam na sam z światem Cię zostawię.
 
 
 
Ryu
użytkownik
pangender


Preferowany zaimek: on
Punktów: 14
Posty: 1411
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2015-12-09, 17:26   

Requiem, Nieumarła - nie wiem, ile macie lat, ale brzmicie na kilkanaście. Związek na odległość w Waszym wieku, z Waszymi konstrukcjami psychicznymi i ciekawymi sposobami radzenia sobie z odległością (niewierność) nie ma szans. Próbując być ze sobą mimo przeszkód, ranicie siebie i siebie nawzajem oraz skazujecie na trwanie w czymś, co nie ma żadnych perspektyw. Możecie wytrwać tak jeszcze kilka lat, wpędzając się w coraz gorszy stan psychiczny, dopisując kolejne pozycje do listy win i krzywd, ale to tylko dołoży Wam ciężaru do bagażu doświadczeń, z którym będziecie musieli się uporać przed wejściem w kolejny związek.

Niektórzy ludzie potrafią być długo w związkach na odległość i im to odpowiada (np. ja). Inni prędzej czy później muszą się określić - zupełnie razem albo całkiem osobno - i postawić wszystko na jedną kartę. Jeśli jesteście pełnoletni, a mimo to Was nie stać na poświęcenia związane z byciem razem - najlepiej o sobie zapomnijcie. Przez wzgląd na siebie lub, jeśli nie stać Was na zdrowy egoizm, na ukochaną osobę, która mogłaby być z kimś, kto dałby jej to, czego Wy sobie nawzajem dać nie potraficie.
_________________
Przewodnik po tranzycji. Psychologiczne co i jak

Poradnik prawny - ustalenie płci z art. 189 Kpc.
 
 
Armand
użytkownik
ImperialistycznyKnur


Preferowany zaimek: on
Punktów: 775
Posty: 5163
Skąd: Katowice/Katzendorf
Wysłany: 2015-12-09, 21:05   

Requiem napisał/a:
Tym chłopakiem Nieumarłej jestem ja, także kierujcie wypowiedzi wprost.


Zauważyłem, ze to Ty, ale to ona napisała posta i tym samym zwróciła się do nas. Więc zwracam się do niej bezpośrednio.

Ona ma trochę inny problem i pozycję w związku, i Ty także.
Ale skoro już chcesz być w tym temacie uwzględniony, to proszę.

Requiem napisał/a:
Używam dość mocnego słowa w stosunku do niej,


Nie wiem czego ten ustęp dotyczy. Jeślibyś mógł rozwinąć.

Requiem napisał/a:
Często chyba wyżywamy się na sobie z braku siebie.


A to jest do przemyślenia dla Ciebie. Uważasz, że w ten sposób buduje się jakikolwiek związek? Frustracja z powodu braku nie jest usprawiedliwieniem wyżywania się na kimkolwiek.

Nieumarła napisał/a:
Zabolało to, że przez dwa lata kłamał - a przez rok związku.


Szczerze, to nie mam pojęcia, jak udało Ci się to tak długo ciągnąć i po co.
Ok, fajnie jest być traktowanym tak jak się człowiek czuje, ale czy trzeba się uciekać do takiej manipulacji? Powiedziałeś jej w końcu i nie odeszła.
Ja, kiedy poczułem, że coraz bardziej angażuję się emocjonalnie stwierdziłem, że ta osoba ma prawo wiedzieć, jaki jestem.
Po pierwsze dlatego, że nalezy jej się szacunek.
Po drugie, bo na kłamstwie nie zbudujesz zaufania.
A po trzecie, bo sam robisz sobie krzywdę ograniczając się do czterech ścian i kłamstw przez internet.

Nie każdy jest w stanie przyjąć i zaakceptować takie wyznanie. Ale jeśli go nie przyjmie i odejdzie, to znaczy, że nie miałaby ta relacja sensu tak czy inaczej.

Przyjaciółki.
Nie wiem czy powinienem się wypowiadać, bo mam skłonność do flirtowania. A może właśnie z tego względu powinienem.
A także dlatego, że byłem w związku z osobą, która zachowywała się podobnie do Ciebie.
Staram się kontrolować swoje zachowanie i nie posunąłbym się tak daleko, zwłaszcza, że wiem, że moje Bóstwo przedkłada wierność i zaufanie nad wolne związki. Ja z resztą też.
Także dlatego, że wiem jak cierpi potem osoba, która musi na to patrzeć.
Nie wiem, czy nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo Nieumarłą krzywdzisz. Czy Ci tego nie mówi, czy może Ty nie słuchasz. Czy może jest to dla Ciebie rodzaj komplementu, że jest zazdrosna.

Powiem Ci tyle z własnego doświadczenia, że to się albo skończy unieszczęśliwianiem jej wciąż, albo, co moze być bardziej prawdopodobne - jej zobojętnieniem. W końcu się zmęczy i odejdzie, i to akurat będzie to lepsze rozwiązanie.

A propos dojrzewania. Też bywam z tym na bakier i powiem Ci, że to jest nieskończony proces. Całe życie się dojrzewa do różnych rzeczy. Ale wymaga to pochylenia się nad pewnymi rzeczami. Samo się nie zrobi. Ani nie stanie się to w jedną noc. Sam musisz na to pracować. Rozmawiać z Nieumarłą, wyciągać wnioski.
Przydałoby się też Wam ustalić, jak w ogóle każde z Was wyobraża sobie ten związek. Czego w nim chce. Na jakich prawach chce w nim być.
Związek nie polega na tym, by patrzeć na siebie nawzajem, tylko żeby patrzeć w tym samym kierunku. (Nie pomnę kto to powiedział, ale nie ja jestem taki inteligentny xD)
Jeśli się okaże, że zbyt mało zbieżności jest w tym patrzeniu, to albo idziecie na kompromisy, albo nie ma sensu dłuzej tego ciągnąć.
_________________
"Jeśli chcesz mieć coś, czego nie miałeś, musisz zacząć robić coś, czego nie robiłeś."
 
 
Nieumarła
użytkownik


Tożsamość płciowa: ag
Posty: 21
Wysłany: 2015-12-09, 21:09   

Ryu napisał/a:
Requiem, Nieumarła - nie wiem, ile macie lat, ale brzmicie na kilkanaście. Związek na odległość w Waszym wieku, z Waszymi konstrukcjami psychicznymi i ciekawymi sposobami radzenia sobie z odległością (niewierność) nie ma szans. Próbując być ze sobą mimo przeszkód, ranicie siebie i siebie nawzajem oraz skazujecie na trwanie w czymś, co nie ma żadnych perspektyw. Możecie wytrwać tak jeszcze kilka lat, wpędzając się w coraz gorszy stan psychiczny, dopisując kolejne pozycje do listy win i krzywd, ale to tylko dołoży Wam ciężaru do bagażu doświadczeń, z którym będziecie musieli się uporać przed wejściem w kolejny związek.


Nie do końca bym się zgodziła z tym, że to sposób radzenia sobie z odległością. X była "przede mną", to znaczy - zanim się poznaliśmy. Sama była jednak dość toksyczną osobą i to mi zaczęło to przeszkadzać, bo jako bezpośredni uczestnik takiej relacji najpewniej bym tego w ogóle nie zauważyła. Stąd moje stwierdzenie o przerysowaniu.
Co do wieku - jesteśmy nieco starsi xD

Odpowiem na razie tylko na to, by nieco sprostować tę kwestię - mimo wszystko... dziękuję każdej osobie za odpowiedź i przepraszam za reakcję mojego partnera - być może powinnam go poprosić, aby nic tu nie pisał, jednak wyszło to dość "spontanicznie", nie planowałam tej kwestii tu bardziej szczegółowo wywlekać. Wracając jednak - jeszcze raz wszystkim dziękuję i zapewne odniosę się jeszcze do Waszych wypowiedzi, wracając do tego wątku, jednak potrzebuję czasu na przemyślenie tego, co się tutaj pojawiło.
_________________
Gdy nie ma nikogo,
boję się siebie
 
 
Sig
użytkownik
Użyszkodnik


Tożsamość płciowa: m
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: on
Punktów: 2
Posty: 152
Skąd: glasvegas
Wysłany: 2015-12-13, 07:17   

Dziękuję wam obu za wypowiedzi, długie i personalne, ale bardzo szczegółowe i faktycznie dające do myślenia bo niby wszyscy widzimy brak komunikacji ALE ...

Tak ... ale ... widzimy go wobec innych, nie wobec siebie. Fadi napisał że patrzy krzywo na osobę po kilkunastu związkach - ja bym wręcz szukał porady, nawet jakby źle się kończyły. De facto miałem kilka związków, a ... dopiero pierwszy poważny gdzie takie głupie rzeczy o których pisze Maja przychodziły ciężko.

Dlaczego? Otóż było tak że przykładowo obaj cierpieliśmy za narody i dusiliśmy w sobie rzeczy nie chcąc obarczać siebie. Brzmi niby fajnie - ha, wcale nie - druga osoba zawsze to widzi i odbiera i tak, wszyscy chcą wspierać kogoś ... ale dać wesprzeć siebie ... łolaboga! Tak samo zazdrość - brałem dużo przykładów z komunikacji poly z racji że sam jestem mono ale pasuje mi ten rodzaj rozmów. Jednak oh jejku, dopiero pojąłem zazdrość w tym wieku .... i dusiłem, bo nielogiczna bo haha, jakie to głupie (było głupie, ale to nie istotne!) ... oczywiście .... tak ... druga strona miała identycznie. Więc cierpieliśmy. Nadal uczymy się rozmawiać i ... pewnie będziemy długo.

Nie należy się poświęcać związkowi, być martyrą, cierpieć, zatajać rzeczy bo się zrani, bo cuda niewidy - czy związek kilku czy więcej osób (Nieumarła, tutaj chyba właśnie powinniście pogadać bo jak Ryu pisał - brak ustaleń i deklaracji to zło!) - wszyscy jesteśmy w nim z większością naszych problemów nawet jak staramy się ich unikać. Bycie osobą niepełnosprawną, trans, cokolwiek innego jest na tej samej równoważni w tym momencie co wyznaczniki innych - nie ma lepszych i gorszych.
_________________
[/justify]

[/center]
 
 
 
Nieumarła
użytkownik


Tożsamość płciowa: ag
Posty: 21
Wysłany: 2015-12-16, 23:06   

Sig napisał/a:
Nie należy się poświęcać związkowi, być martyrą, cierpieć, zatajać rzeczy bo się zrani, bo cuda niewidy - czy związek kilku czy więcej osób (Nieumarła, tutaj chyba właśnie powinniście pogadać bo jak Ryu pisał - brak ustaleń i deklaracji to zło!) - wszyscy jesteśmy w nim z większością naszych problemów nawet jak staramy się ich unikać. Bycie osobą niepełnosprawną, trans, cokolwiek innego jest na tej samej równoważni w tym momencie co wyznaczniki innych - nie ma lepszych i gorszych.


Nie, nie, nie o to zupełnie chodziło - nie zatajam. Co jak co, ale jak mi coś nie pasuje, to mówię to aż nazbyt wyraźnie i aż nazbyt często do tego wracam. Tylko co z tego, skoro do drugiej osoby to nie dociera. Rozmawiamy, ale jakby się nie słysząc.
Nie mówię, że jestem idealna - pomijam aspekt siebie w tej kwestii, bo... cóż, jestem świadoma swoich wad i tego, w jaki sposób niszczę naszą relację. Bo i owszem, niszczę. Moim problemem nie do końca jest wiedza, co jest nie tak - to wiem. Mój - a raczej nasz - problem to to, jak się zrozumieć, jak do siebie dotrzeć.
_________________
Gdy nie ma nikogo,
boję się siebie
 
 
silveira
użytkownik
Austin Jonas


Tożsamość płciowa: m
Kim jesteś: ?
Punktów: 18
Posty: 2660
Skąd: ruski szpieg jestem.
Wysłany: 2015-12-17, 08:07   

Przeczytałem i smutno mi się zrobiło :<
_________________
They burst to dust
They turn to liquid
Spread themselves like sunlight
Thinking they were universe


Call me Austin.
 
 
 
Armand
użytkownik
ImperialistycznyKnur


Preferowany zaimek: on
Punktów: 775
Posty: 5163
Skąd: Katowice/Katzendorf
Wysłany: 2015-12-20, 00:40   

Nieumarła napisał/a:
Odpowiem na razie tylko na to, by nieco sprostować tę kwestię - mimo wszystko... dziękuję każdej osobie za odpowiedź i przepraszam za reakcję mojego partnera - być może powinnam go poprosić, aby nic tu nie pisał, jednak wyszło to dość "spontanicznie", nie planowałam tej kwestii tu bardziej szczegółowo wywlekać.


Nic się nie stało. Nie musisz przepraszać za reakcję drugiej osoby. Widocznie uznał, że chce się wypowiedzieć w temacie, który jakby nie było jego też dotyczy.

Cytat:
Mój - a raczej nasz - problem to to, jak się zrozumieć, jak do siebie dotrzeć.
_________________


Związek dwojga ludzi między innymi polega na tym, żeby się tego nauczyć. Macie na to czas i przy odrobinie dobrej woli możecie naprostować dużo rzeczy. Warto się też zastanowić, co każdemu z Was daje taka nerwowa sytuacja. Poczucie, że drugiej osobie zależy? Sprawdzanie się nawzajem, dokąd możecie się posunąć?
Coś jeszcze innego?

Konflikt nie jest zły. Jest wręcz budujący, tylko trzeba nauczyć się wyciągać z niego korzyści i wnioski na przyszłość.
Kwestia toksycznych relacji z innymi - tu jest dużo do przemyślenia. Czy te relacje są dla Requiem tak ważne i dlaczego.
I czy warte są one tego, by ryzykować utratę osoby, którą się kocha.

silveira napisał/a:
Przeczytałem i smutno mi się zrobiło :<


Silveira, nie smutaj. Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, tylko trzeba usiąść i pomyśleć, co można dla siebie i dla związku zrobić.
_________________
"Jeśli chcesz mieć coś, czego nie miałeś, musisz zacząć robić coś, czego nie robiłeś."
 
 
Wild
użytkownik


Tożsamość płciowa: k
Preferowany zaimek: dowolny
Punktów: 54
Posty: 1286
Wysłany: 2015-12-30, 07:26   

Armand napisał/a:

Silveira, nie smutaj. Z każdej sytuacji jest jakieś wyjście, tylko trzeba usiąść i pomyśleć, co można dla siebie i dla związku zrobić.


Cóż nie wiemy dlaczego silveirze jest smutno. Może z żalu że sam nie jest w związku podobnym do tego opisanego? Mi się ten wątek nie podoba ale z innego powodu niż tym z was którzy przeżywają z autorką jej rozterki.
Niemniej twoja odpowiedź wpisuje się w każdą możliwą sytuację
 
 
Armand
użytkownik
ImperialistycznyKnur


Preferowany zaimek: on
Punktów: 775
Posty: 5163
Skąd: Katowice/Katzendorf
Wysłany: 2015-12-30, 20:15   

Đefiant napisał/a:
Cóż nie wiemy dlaczego silveirze jest smutno.


Właściwie to nie miałem zamiaru sugerować, że jest mu smutno, bo zazdrości innym patologicznych zachowań :mrgreen:

Tylko, że każdy człowiek, jeśli się postara, może coś zmienić w swoim życiu, więc Nieumarła i Requiem też mogą.
_________________
"Jeśli chcesz mieć coś, czego nie miałeś, musisz zacząć robić coś, czego nie robiłeś."
 
 
Wild
użytkownik


Tożsamość płciowa: k
Preferowany zaimek: dowolny
Punktów: 54
Posty: 1286
Wysłany: 2015-12-30, 21:40   

Armand napisał/a:
Đefiant napisał/a:
Cóż nie wiemy dlaczego silveirze jest smutno.


Właściwie to nie miałem zamiaru sugerować, że jest mu smutno, bo zazdrości innym patologicznych zachowań :mrgreen:

Tylko, że każdy człowiek, jeśli się postara, może coś zmienić w swoim życiu, więc Nieumarła i Requiem też mogą.


Naprawdę myślałeś że o to chodziło?

Bo w tym wątku można znaleźć kilka innych fajnych rzeczy których prawdopodobnie niejeden po przeczytaniu zazdrościł (ale się raczej nie przyzna) albo zazdrościłby gdyby miał chęć czytać tę love story a mianowicie:
1- udany coming-out
2- zainteresowanie kontynuacją pomimo wad związku
3- zakręcenie przez k/m w głowie cis girl do tego stopnia że nie może żyć bez niego
4- seks
5- i w końcu sam fakt zawarcia związku w takich interesujących okolicznościach


No cóż jeżeli to są patologiczne zachowania to faktycznie ktoś może zazdrościć
 
 
Armand
użytkownik
ImperialistycznyKnur


Preferowany zaimek: on
Punktów: 775
Posty: 5163
Skąd: Katowice/Katzendorf
Wysłany: 2015-12-30, 22:28   

Đefiant napisał/a:


Bo w tym wątku można znaleźć kilka innych fajnych rzeczy których prawdopodobnie niejeden po przeczytaniu zazdrościł (ale się raczej nie przyzna) albo zazdrościłby gdyby miał chęć czytać tę love story a mianowicie:
1- udany coming-out
2- zainteresowanie kontynuacją pomimo wad związku
3- zakręcenie przez k/m w głowie cis girl do tego stopnia że nie może żyć bez niego
4- seks
5- i w końcu sam fakt zawarcia związku w takich interesujących okolicznościach


No cóż jeżeli to są patologiczne zachowania to faktycznie ktoś może zazdrościć


Myślałem, że Silveira jest akuratnie w związku, więc nie brałem pod uwagę, że może tego innym zazdrościć.

No i nie, nie to mam na myśli mówiąc o patologicznych zachowaniach, tylko o tym, że partnerzy krzywdzą się nawzajem. Bo oczywiście, w tym związku nie wszystko jest patologią. Kochają się i starają się sobie pomagać. Tylko, że jednocześnie wyżywają się na sobie nawzajem, oszukują, ranią się i nie ma między nimi porozumienia co do potrzeb.

Jak to mówią - potrzeba matką wynalazków, więc jak nie zaczną swoich potrzeb nawzajem zaspokajać, to wynajdą sobie kogo innego i związek się rozpadnie. To oczywiście nie jest kiepski scenariusz, bo różnie w życiu się toczy. Kiepski scenariusz zacznie się wtedy jak z innymi osobami zaczną popełniać te same błędy.
_________________
"Jeśli chcesz mieć coś, czego nie miałeś, musisz zacząć robić coś, czego nie robiłeś."
 
 
Ryu
użytkownik
pangender


Preferowany zaimek: on
Punktów: 14
Posty: 1411
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2015-12-31, 00:18   

Armand napisał/a:
Kochają się i starają się sobie pomagać. Tylko, że jednocześnie wyżywają się na sobie nawzajem, oszukują, ranią się i nie ma między nimi porozumienia co do potrzeb.

Jak to mówią - potrzeba matką wynalazków, więc jak nie zaczną swoich potrzeb nawzajem zaspokajać, to wynajdą sobie kogo innego i związek się rozpadnie. To oczywiście nie jest kiepski scenariusz, bo różnie w życiu się toczy. Kiepski scenariusz zacznie się wtedy jak z innymi osobami zaczną popełniać te same błędy.

Jest jeszcze taki scenariusz, że się nie rozstaną i będą sobie wierni, ale będą kontynuowali wyżywanie się na sobie i inne formy krzywdzenia się. Ja bym już dawno uciął taką relację, ale ja już swoje w patologii odsiedziałem.
_________________
Przewodnik po tranzycji. Psychologiczne co i jak

Poradnik prawny - ustalenie płci z art. 189 Kpc.
 
 
ElżbietaFromage
moderator
Ośmiornica z Wenus


Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 186
Posty: 2533
Skąd: Nie-biegun
Wysłany: 2016-01-24, 11:46   

Cytat:
Bo już wtedy, od jakiegoś czasu, zaczynałam czuć, że zostałam zapędzona - a może sama się zapędziłam w kozi róg. Nazwijcie mnie słabym tchórzem, ale w chwili, kiedy wszystko zdawało się prostować, mnie za gardło ścisnęła bezradność i poczucie, że nie jestem już do niczego potrzebna. Że już nie jestem tą jedną, która wie, tą jedną, która akceptuje i kocha. Przyszła świadomość, że można mieć zamiast mnie kogoś lepszego. Poza tym, kiedy on stawał się coraz bardziej świadom siebie, coraz bardziej pewny tego, co i jak chce zmienić w swoim życiu, ja nie wiedziałam, czego chcę. I czy chcę tego, co on. A czułam, że tylko to zrobiło się ważne. Jego realizacja. Jego samopoczucie. Jego komfort. Zaczęłam sie wycofywać. Pojawiły się myśli, że kiedy nasz związek staje się coraz bardziej oficjalny, powinnam wiedzieć, że tego chcę. to było jak przysięga na życie, że jestem i zawsze będę szczęśliwa, że jestem taka odważna, taka silna, taka... zdecydowana. A nie byłam. I, choć nikt tego nie robił, czułam się już osądzona. Bo osmielałam się mieć wątpliwości. Do tego wszystkiego doszła nagle bolesna myśl, że nigdy nie będę mieć dzieci.


Nie wiem czy jeszcze jesteś z nami, na forum, więc nie wiem czy nie kieruję swojej odpowiedzi w pustkę.

Zastanawiam się czy Twoim problemem nie jest lęk przed utratą kontroli, przed zatraceniem się w związku, a właściwie nie tyle w związku co w uczuciach.
Napisałaś, że przestałaś się czuć potrzebna, w momencie w którym przestałaś być „tą jedyną, która wie”. Brzmi to tak jakbyś obawiała się, że nie masz w sobie nic wartościowego, co byłoby dla drugiej strony atrakcyjne, a jedyną wartością - w oczach drugiej osoby - miałaby być akceptacja.
Z mojej strony wygląda to tak jakbyś czuła się bardzo słaba, niepewna siebie i w związku z tym, bojąc się tego, że brnąc dalej w ten związek stałabyś się jeszcze bardziej podatna na skrzywdzenie, a w związku z tym, że czujesz się słaba, tym bardziej boisz się tego zranienia.

Cytat:
Wszystkie one odpowiedzi. I jeszcze inne. I poczucie, że wszyscy - włącznie ze mną samą - skupili się na nim i, ewentualnie, naszym związku. Że ja sama przestaję czuć się w tym wszystkim na miejscu. Że nie widzę miejsca dla siebie w jego i, co gorsza, własnym życiu. A najbardziej przytłaczajaca jest myśl, że to moja wina. Że ja zaniedbałam myślenie o sobie.
Czy czułaś się nie na miejscu przez cały czas trwania tego związku? Czy może od czasu, kiedy przestałaś być tą „jedyną, która wie i akceptuje”?
_________________
Izolacja, izolacja, kroplówka, cukierki…
 
 
mateusz944
użytkownik
matthew94

Tożsamość płciowa: m
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: on
Punktów: 1
Posty: 28
Wysłany: 2016-11-02, 08:46   Re: To się Wam nie spodoba...

Moim zdaniem jestes egoistką. Takie rzeczy jak posiadanie dziecka wie sie od poczatku związku,na pewno o tym rozmawialiście. Z reszta sa sposoby takie jak inseminacja czy adopcja. A tu wygląda to tak,ze pobawilas sie,pobawilas. Bylo fajnie i nara. Bo Ci sie znudzil. Tak naprawde z calej tej wypowiedzi nie da sie uzyskać konkretnej odpowiedzi co zrobil,ze go zostawiłaś. Bo nic nie zrobil. Sama chyba tez do konca nie wiesz o co Ci biega, a caly ten ładny opis jest bez puenty.moze żeby ukryć wyrzuty sumienia
_________________
matthewk.
 
 
mateusz944
użytkownik
matthew94

Tożsamość płciowa: m
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: on
Punktów: 1
Posty: 28
Wysłany: 2016-11-02, 09:31   

Juz przesadzacie z ta wyjatkowowscia związku z cis mezczyzna,z cis kobieta. Sam jestem z cis kobieta,atrakcyjna juz od 3 lat. Na dodatek od roku mieszkamy ze sobą i jest strasznie o mnie zazdrosna. Moze dlatego,ze nie uważam się za kogos gorszego ze względu na własny transseksualizm od cis mężczyzn. I mysle,ze nikt nie powinien sie uważać gorszym
_________________
matthewk.
 
 
Armand
użytkownik
ImperialistycznyKnur


Preferowany zaimek: on
Punktów: 775
Posty: 5163
Skąd: Katowice/Katzendorf
Wysłany: 2016-11-02, 20:49   

mateusz944, do kogo w ogóle piszesz?
_________________
"Jeśli chcesz mieć coś, czego nie miałeś, musisz zacząć robić coś, czego nie robiłeś."
 
 
Wild
użytkownik


Tożsamość płciowa: k
Preferowany zaimek: dowolny
Punktów: 54
Posty: 1286
Wysłany: 2016-11-03, 13:58   

mateusz944 napisał/a:
Juz przesadzacie z ta wyjatkowowscia związku z cis mezczyzna,z cis kobieta. Sam jestem z cis kobieta,atrakcyjna juz od 3 lat. Na dodatek od roku mieszkamy ze sobą i jest strasznie o mnie zazdrosna. Moze dlatego,ze nie uważam się za kogos gorszego ze względu na własny transseksualizm od cis mężczyzn. I mysle,ze nikt nie powinien sie uważać gorszym


głupstwa. Jeśli kobieta uzna ciebie za nieodpoweidniego to nie będzie ani ją obchodziło, ani ciebie jaką masz samoocenę. Trzeba patrzeć realnie a nie bredzić o sile samooceny.
Mozesz uważać się za boga ale jeśli komuś nie będą odpowiadały twoja parametry to swoją ocenę możesz śmiało wsadzić wiesz gdzie bo niczego nie zmieni. Będziesz sam jak palec.
 
 
mateusz944
użytkownik
matthew94

Tożsamość płciowa: m
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: on
Punktów: 1
Posty: 28
Wysłany: 2016-11-05, 14:16   

Wild napisał/a:
mateusz944 napisał/a:
Juz przesadzacie z ta wyjatkowowscia związku z cis mezczyzna,z cis kobieta. Sam jestem z cis kobieta,atrakcyjna juz od 3 lat. Na dodatek od roku mieszkamy ze sobą i jest strasznie o mnie zazdrosna. Moze dlatego,ze nie uważam się za kogos gorszego ze względu na własny transseksualizm od cis mężczyzn. I mysle,ze nikt nie powinien sie uważać gorszym


głupstwa. Jeśli kobieta uzna ciebie za nieodpoweidniego to nie będzie ani ją obchodziło, ani ciebie jaką masz samoocenę. Trzeba patrzeć realnie a nie bredzić o sile samooceny.
Mozesz uważać się za boga ale jeśli komuś nie będą odpowiadały twoja parametry to swoją ocenę możesz śmiało wsadzić wiesz gdzie bo niczego nie zmieni. Będziesz sam jak palec.
równie dobrze za nieodpowiedniego moze uznać cis mężczyznę lub zamiast pelnosprawnego mężczyznę wybrac faceta na wózku. Oczywiście moze stwierdzić ze jestem dla niej nieodpowiedni jak każdy. Dla jednego model moze byc atrakcyjny drugi stwierdzi,ze nie ma w nim nic wyjątkowego. Jeden moze uważać,ze transeksualista jest gorszy,bo czegos mu tam brakuje lub bo urodził sie kobieta a drugi moze uważać to za zaletę. A z góry uznawanie sie za gorszego wynika chyba tylko z własnych kompleksów. Każdy ma takie same szanse. Ile razy sie slyszy,ze kobieta wybrala krepego faceta o niskim wzroście a nie wysokiego modela lub biednego zamiast biznesmana. Skromność to zaleta ale kompleksy Ci juz w niczym nie pomogą jedynie zamienia w sfrustrowanego wariata.
_________________
matthewk.
 
 
mateusz944
użytkownik
matthew94

Tożsamość płciowa: m
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: on
Punktów: 1
Posty: 28
Wysłany: 2016-11-05, 14:23   

Armand napisał/a:
mateusz944, do kogo w ogóle piszesz?
nawiązuje do wypowiedzi Wild. Za granica tysiące km ma kobiety i zyje w szczęśliwych związkach, tylko w Polsce panuje uznanie ze transeksualista lub homoseksualista powinien dziękować wszystkim za to,ze ktos na nich zwrócił uwage a sa tak samo wartościowymi ludźmi jak inni. Równie dobrze mógłbym byc cis mezczyzna i cale życie byc samotny. Bo nikt by mnie nim nie chcial. Jesli ktos ma problem z własnym transseksualizmem to jego problem, sa ludzie którzy to akceptują. Nie generalizujmy,ze każdy trans facet musi dziękować kobiecie,ze na niego zwrocila uwagę tylko dlatego,ze jest cis. Tak samo jak uważam,ze jest pelno mk,ktoś niczym sie nie różnią od cis kobiet zarówno z wyglądu jak i innych cech. Nie dla każdego przeszłość ma znaczenie,mysle ze są gorsze rzeczy niż transseksualizm.
_________________
matthewk.
 
 
Wild
użytkownik


Tożsamość płciowa: k
Preferowany zaimek: dowolny
Punktów: 54
Posty: 1286
Wysłany: 2016-11-06, 21:45   

chyba się nie zrozumieliśmy w takim razie nie chce mi się dalej pisać. Przeczytajcie sobie jeszcze raz. Samoocena nie gra roli, jeżeli druga strona oczekuje czegoś innego
 
 
Wild
użytkownik


Tożsamość płciowa: k
Preferowany zaimek: dowolny
Punktów: 54
Posty: 1286
Wysłany: 2016-11-07, 16:32   

[quote="mateusz944"]
Armand napisał/a:
mateusz944Jesli ktos ma problem z własnym transseksualizmem to jego problem, sa ludzie którzy to akceptują.


To nie on tylko inni mają z tym problem.

mateusz944 napisał/a:
wzrost: 174 cm


Panu już podziękuję.
 
 
Ben
użytkownik
Ben

Tożsamość płciowa: m
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: on
Punktów: 1
Posty: 32
Wysłany: 2018-12-30, 17:52   

8-) Pogubiłem się. Czego więc chcesz? :-o
_________________
Mr nobody...
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,44 sekundy. Zapytań do SQL: 9