Ogłoszenie 
UWAGA: strona
wolne-forum-transowe.pl
NIE ma nic wspólnego z niniejszym forum


NIE należy podawać tam swoich danych logowania ze strony:
transpomoc.pl

Poprzedni temat «» Następny temat
środek na zmianę samej siebie
Autor Wiadomość
nunumu
użytkownik
płomyczek

Tożsamość płciowa: ag
Kim jesteś: cis
Preferowany zaimek: bez zaimków
Punktów: 9
Posty: 953
Wysłany: 2016-02-15, 17:16   

Ciekawe, czy jest środek na zmianę samej siebie.

Wrona pewnie napisze, że nie ma. Jej filozofia jest jednak zbyt pesymistyczna bym mogła ją zaakceptować, ponieważ czyniłaby mnie samobójczynią.

Istnieje jednak nieskończona ilość możliwych struktur myślenia, a znając budowę naszych mózgów, tym bardziej nie mogę przyjąć podejścia Wrony jedynie przez jego spójność wewnętrzną. Potrzebny jest mi inny paradygmat.

Jak się jednak zmienić? Podobno są ludzie, którzy to potrafią. Ryu się udało wiele rzeczy ogarnąć. Ciężką pracą nad sobą, wiem.

Postrzegam siebie jednak jako osobę niezdolną do ciężkiej pracy nad sobą, zmuszanie się do działania spowodowało tylko, że natrafiałam na ściany wewnątrz samej siebie. Na psychoterapie się spóźniałam, co świadczy o oporze ale czy wyklucza mnie z grona klientek / pacjentek którym można pomóc?

Nie wierzę, abym była jedyną osobą na świecie w takiej sytuacji, jestem przekonana, że więcej osób podobnych do mnie sobie poradziło - tylko jak? Nie chcę dłużej marnować swojego życia. Filozofie nihilizmu mnie nie pociągają, ani nie przekonują, a postępujące z każdym dniem wyobcowanie od społeczeństwa, poczucia izolacji, bycia niezrozumianą, i gorszą od reszty ludzi, bo fizycznie obrzydliwą, postępują. Tabletki na to nie pomogą, wiem, bo próbowałam, one pomagają tylko podnosić się z ziemi, gdy od depresji pada się na ryj, nie pomagają w życiu skuteczniejszym.

Szukam szczęścia w miłości, jakkolwiek byłoby to naiwne. Mam też poczucie, że bliskie mi osoby stoją na moich barkach częściowo, że jestem za nie odpowiedzialna, więc nie mogę po prostu się zdać na innych. Ale żeby na to zasłużyć, trzeba przemóc własne słabości, ja z nimi przegrywam, a muszą być jakieś obejścia, sztuczki, metody pokonania ich - prawda?
 
 
Maria_G
użytkownik


Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: ts
Posty: 45
Wysłany: 2016-02-15, 17:57   

nunumu napisał/a:
Szukam szczęścia w miłości, jakkolwiek byłoby to naiwne.


Zawsze używala miłość jako ucieczkę od depresji. Wiedziała, że pojedyncze transition nie będzie mi pomóc. Nie jestem młoda i ładna. Wtedy czuję się szczęśliwa, jeśli widzę, że moja żona jest szczęśliwa.
Nawet o Tajlandii ... Martwię się, że miała dobry czas tam. Ponadto obawiam się, gdybym umarła na przykład, i ona cierpiała za to.
Miłość sprawia trudności też. Nie mają prawa do śmierci.
 
 
Sven
[Usunięty]

Wysłany: 2016-02-15, 19:28   

Naprawdę chcesz wiedzieć? ;-) Bo do tego trzeba przyznać, że się myliło, przyjąć ból i pozwolić odejść rzeczom, na których zależy. Łatwe? Nie. Humanitarne? Mam wątpliwości. Bardzo bolesne i straszne, mówiąc bez ogródek. I nie, nie mówię o odrzuceniu własnej tożsamości - tego się chyba nie da zmienić, serce nie sługa. To bardziej jak osiąganie zen. Droga, którą trzeba przejść samemu, do której nikt nie może zmusić. Tak samo z psychoterapią, podstawą jest chęć.
 
 
Armand
użytkownik
ImperialistycznyKnur


Preferowany zaimek: on
Punktów: 775
Posty: 5163
Skąd: Katowice/Katzendorf
Wysłany: 2016-02-15, 19:41   

nunumu napisał/a:
Na psychoterapie się spóźniałam, co świadczy o oporze ale czy wyklucza mnie z grona klientek / pacjentek którym można pomóc?


Nie wyklucza Cię z grona pacjentek majacych perspektywy. Ale do tego musiałabyś zrobić krok pod tytułem "nie spóźniać się na terapię".
Taka mała zmiana, a jaka symboliczna. Wbrew pozorom takie drobiazgi działają na podświadomość i może to byłby już początek do tego, żebyś zaczęła nad sobą pracować. W swoim tempie i bez niepotrzebnego pośpiechu.

nunumu napisał/a:

Szukam szczęścia w miłości, jakkolwiek byłoby to naiwne.


Nie jest to naiwne. Nie rozumiem, dlaczego jest teraz taki trend, żeby podważać wagę miłości. Chyba tylko ludzie, którzy nie potrafią jej znaleźć w sobie i innych tak robią, by nie czuć się źle.

Sam pamiętam, jak byłem dużo młodszy to ten temat wzbudzał we mnie złość i pogardę, a tak naprawdę zazdrościłem, że mnie to nie spotyka.

nunumu napisał/a:
Mam też poczucie, że bliskie mi osoby stoją na moich barkach częściowo, że jestem za nie odpowiedzialna, więc nie mogę po prostu się zdać na innych.


A co by się stało, gdybyś się zdała na innych?
Mam na myśli to, że skoro chciałabyś coś zmienić, to warto przetestować każdą jedną zmianę. Przynajmniej z tych nie grożących śmiercią lub trwałym kalectwem ;-)

Swan napisał/a:
I nie, nie mówię o odrzuceniu własnej tożsamości - tego się chyba nie da zmienić, serce nie sługa. To bardziej jak osiąganie zen. Droga, którą trzeba przejść samemu, do której nikt nie może zmusić. Tak samo z psychoterapią, podstawą jest chęć.


Zgadzam się.
Do tego każdy jest inny i każdy musi przejść troche inną drogę, ale dzięki wymianie doświadczeń z innymi ludźmi można próbować różnych wariantów.
_________________
"Jeśli chcesz mieć coś, czego nie miałeś, musisz zacząć robić coś, czego nie robiłeś."
 
 
inka
moderator
to hell and back

Preferowany zaimek: ona
Punktów: 196
Posty: 1335
Skąd: Wars&Sawa
Wysłany: 2016-02-15, 19:43   

jest sposób!!!

Zmienić nic się nie da, jedynie da się zauważyć swój własny konformizm do norm społecznych wkuty na siłę w nasze mózgi poprzez systematyczna propagandę otoczenia!

Po zrozumieniu tego, powoli przyjmujesz że jesteś pionkiem w grze odbywającej się na co dzień. Coś podobnego do Morfeusza vice Neo w Matrix oferującemu prawdę versus toksyczności postrzeganych realiów.

Powoli przestajesz być podwładną innych ludzkich wymagań. Teraz twoje uczucia zaczynają być na płaszczyźnie "JA" a ich konsekwencje odnoszą się tylko wedle twojej ścieszki. Oczywiście nadal obowiązuje zasada koegzystencji, aczkolwiek teraz, opinia innych nie decyduje wyników twojej dążności ku celu.
 
 
nunumu
użytkownik
płomyczek

Tożsamość płciowa: ag
Kim jesteś: cis
Preferowany zaimek: bez zaimków
Punktów: 9
Posty: 953
Wysłany: 2016-02-15, 22:47   

Cytat:
Bo do tego trzeba przyznać, że się myliło, przyjąć ból i pozwolić odejść rzeczom, na których zależy.

Czyli marzeniom. Okej, w takim razie psychoterapia jest mi niepotrzebna. Bo skoro i tak mam je porzucić, to nie mam po co do nich dążyć.

Gdy piszę, że już lepiej z moim wyglądem nie będzie - dowiaduję się, że może jednak być.

Gdy piszę, że chciałabym, żeby było lepiej - muszę to odrzucić, i pogodzić się z tym, że już lepiej nie będzie.

To się nie zgadza. Więc o co tak naprawdę chodzi?
Cytat:
Nie wyklucza Cię z grona pacjentek majacych perspektywy. Ale do tego musiałabyś zrobić krok pod tytułem "nie spóźniać się na terapię".

Do tego musiałabym najpierw nauczyć się nie spóźniać w ogóle. :/ A jeżeli to mi się uda, to uda też wszystko inne.
Cytat:
Nie jest to naiwne. Nie rozumiem, dlaczego jest teraz taki trend, żeby podważać wagę miłości. Chyba tylko ludzie, którzy nie potrafią jej znaleźć w sobie i innych tak robią, by nie czuć się źle.

Bo wszystko mi mówi, że miłości nie znajdę, a przynajmniej nie takiej, jakiej pragnę. Mogę żyć w białym związku z kobietą; z mężczyzną nigdy, bo nigdy nie będę potrafiła być dla mężczyzn atrakcyjna. Cóż, przynajmniej samotna nie będę.
Cytat:
A co by się stało, gdybyś się zdała na innych?

Wykończyłabym ich, uwiesiła się, oni mieliby mnie dość, i zostałabym sama.
Cytat:
Tak samo z psychoterapią, podstawą jest chęć.

Gdybym wiedziała, do czego ta chęć ma być, to by było łatwiej. Bo jeżeli konkluzja jest prosta, że jeżeli czegoś nie robię, bądź mi nie wychodzi, to najwyraźniej wcale nie chcę, to okej, zrozumiem. Tylko dlaczego pewnych rzeczy "nie chcę" od 15 lat i od mniej więcej takiego czasu miewam przy tym temacie myśli samobójcze? Jak na sprawę, na której mi tak naprawdę bardzo nie zależy, to dość mocno mnie rozwala.
Cytat:
Powoli przestajesz być podwładną innych ludzkich wymagań.

Co to znaczy 'podwładną ludzkich wymagań'? Każdy człowiek ma jakieś oczekiwania od nas, w związku z relacją. Z każdym tworzę relacje opartą o czymś trochę innym. I w każdej jestem zobowiązana, żeby oczekiwania innych spełniać. Inaczej, postępowałabym jak wampir, wysysający ludziom czas i uwagę, a nic dla nich nie robiący, i nikim dla nich nie będący. W żadnej relacji nie można tylko brać. Nawet na tym forum, gdy szukam pomocy, staram się też coś od siebie dawać. Gdy zadeklarowałam się, że coś zrobię, to systematycznie to robię, i spełniam te oczekiwania, a przynajmniej staram. Każdy ma prawo mieć wymagania do żadna relacja nie jest przymusowa, może z wyjątkiem relacji rodzic - dziecko. A myślenie o wielkim "JA" jest właśnie - dla dzieci.
 
 
ElżbietaFromage
moderator
Ośmiornica z Wenus


Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 186
Posty: 2533
Skąd: Nie-biegun
Wysłany: 2016-02-15, 23:27   

nunumu napisał/a:
Ciekawe, czy jest środek na zmianę samej siebie.

Wrona pewnie napisze, że nie ma. Jej filozofia jest jednak zbyt pesymistyczna bym mogła ją zaakceptować, ponieważ czyniłaby mnie samobójczynią.

Istnieją środki na zmianę siebie.
Jednym z nich - bezsprzecznie najlepszym - jest czas, on zmienia wszystko.
Innym środkiem na zmianę siebie, swojej psychiki, jest uraz jakieś części mózgu.

To były te łatwiejsze, ale są i takie, które potrzebują włożenia dużego wysiłku.
nunumu napisał/a:
stnieje jednak nieskończona ilość możliwych struktur myślenia, a znając budowę naszych mózgów, tym bardziej nie mogę przyjąć podejścia Wrony jedynie przez jego spójność wewnętrzną.

Pozostają zatem te, które są niespójne wewnętrznie. Nie wiem czy będą Ciebie naprawdę zadowalały ;) (zawsze można walnąć się cegłą, albo zafundować sobie elektrowstrząsy :) )

nunumu napisał/a:
Postrzegam siebie jednak jako osobę niezdolną do ciężkiej pracy nad sobą, zmuszanie się do działania spowodowało tylko, że natrafiałam na ściany wewnątrz samej siebie. Na psychoterapie się spóźniałam, co świadczy o oporze ale czy wyklucza mnie z grona klientek / pacjentek którym można pomóc?

Czy chcesz aby ktoś ci pomógł, czy tylko tak mówisz?

nunumu napisał/a:
Nie wierzę, abym była jedyną osobą na świecie w takiej sytuacji, jestem przekonana, że więcej osób podobnych do mnie sobie poradziło

Jeśli sobie poradziły, to już nie są podobne do Ciebie :)

nunumu napisał/a:
Filozofie nihilizmu mnie nie pociągają, ani nie przekonują, a postępujące z każdym dniem wyobcowanie od społeczeństwa, poczucia izolacji, bycia niezrozumianą, i gorszą od reszty ludzi, bo fizycznie obrzydliwą, postępują.

Mi akurat nihilizm pomógł, ale dopiero kiedy go w pełni zaakceptowałam i przekułam w ironiczny liberalizm :)

nunumu napisał/a:
Szukam szczęścia w miłości, jakkolwiek byłoby to naiwne. Mam też poczucie, że bliskie mi osoby stoją na moich barkach częściowo, że jestem za nie odpowiedzialna, więc nie mogę po prostu się zdać na innych. Ale żeby na to zasłużyć, trzeba przemóc własne słabości, ja z nimi przegrywam, a muszą być jakieś obejścia, sztuczki, metody pokonania ich - prawda?

Nie jest to naiwne, bo cóż innego pozostaje?
Szczęście nie istnieje, szczęśliwość ponoć już tak. A w spełnionej miłości najważniejsze nie jest szczęście, tylko możliwość przytulenia się :) ))

nunumu napisał/a:
To się nie zgadza. Więc o co tak naprawdę chodzi?

Zawsze o to samo, o puste pocieszanie.

nunumu napisał/a:
Bo wszystko mi mówi, że miłości nie znajdę, a przynajmniej nie takiej, jakiej pragnę.

Znalazłam swoją wówczas, kiedy przestałam szukać.

nunumu napisał/a:
Mogę żyć w białym związku z kobietą; z mężczyzną nigdy, bo nigdy nie będę potrafiła być dla mężczyzn atrakcyjna.

Czyli mogłabyś żyć w białym związku zarówno z kobietą, jak i mężczyzną ;)
a atrakcyjności dla innych sama nie zmierzysz, potrzebna jest do tego druga osoba.

nunumu napisał/a:
Wykończyłabym ich, uwiesiła się, oni mieliby mnie dość, i zostałabym sama.

Uważam podobnie, nie ma co liczyć na innych.

nunumu napisał/a:
A myślenie o wielkim "JA" jest właśnie - dla dzieci.

Cała prawda :)

Wróć moje dziecko na ciemną stronę, tutaj jest zbawienie ];>
_________________
Izolacja, izolacja, kroplówka, cukierki…
 
 
Armand
użytkownik
ImperialistycznyKnur


Preferowany zaimek: on
Punktów: 775
Posty: 5163
Skąd: Katowice/Katzendorf
Wysłany: 2016-02-15, 23:28   

nunumu napisał/a:
Czyli marzeniom. Okej, w takim razie psychoterapia jest mi niepotrzebna. Bo skoro i tak mam je porzucić, to nie mam po co do nich dążyć.


Nadinterpretujesz. Marzeń nie musisz porzucać. Tylko nie możesz zapominać o tym, że zwykle dużo małych kroków do ich realizacji prowadzi.

Czasem trzeba porzucić rzeczy, które są dla nas ważne, ale nam nie służą. Np, wyobrażenie o rodzicach, nadzieja na ich miłość, na to że bliscy nam ludzie zmienią swoje postępowanie. Wydaje mi się, że do takich kategorii to się odnosi. Każdy oczywiście ma jakieś swoje balasty, które utrudniają dalszy rozwój.

nunumu napisał/a:

Gdy piszę, że chciałabym, żeby było lepiej - muszę to odrzucić, i pogodzić się z tym, że już lepiej nie będzie.


Nie musisz się godzić, tylko spojrzeć obiektywnie. Szukać sposobów na ulepszenie tego, co da się ulepszyć, i zaakceptować, że pewne rzeczy będa musiały zostać po staremu. Koniec końców, jak skupisz się na tych możliwych do zmiany aspektach i będziesz wystarczająco długo nad nimi pracować, to efekt może być taki, że to, czego nie można zmienić przestanie być widoczne.

nunumu napisał/a:
Do tego musiałabym najpierw nauczyć się nie spóźniać w ogóle. :/ A jeżeli to mi się uda, to uda też wszystko inne.


Też się wiecznie spóźniałem i do teraz mi się to zdarza, zwłaszcza kiedy mam gorszy okres, ale i tak zrobiłem duże postępy. Trzymam za Ciebie kciuki.

nunumu napisał/a:

Bo wszystko mi mówi, że miłości nie znajdę, a przynajmniej nie takiej, jakiej pragnę. Mogę żyć w białym związku z kobietą; z mężczyzną nigdy, bo nigdy nie będę potrafiła być dla mężczyzn atrakcyjna. Cóż, przynajmniej samotna nie będę.


Myślę, że to może być dobry temat do terapii.
Jakiej miłości pragniesz i dlaczego właśnie takiej.
Dlaczego odrzucasz na wstępie wszystkie inne scenariusze, jako mniej warte uwagi.
Dlaczego uważasz, że nie mogłabyś być dla mężczyzn atrakcyjna i co dla Ciebie oznacza bycie atrakcyjną dla mężczyzn.

nunumu napisał/a:

Wykończyłabym ich, uwiesiła się, oni mieliby mnie dość, i zostałabym sama.


Nie chodzi o uwieszanie się. Też się staram pilnować z tym, bo zdarzały mi się w przeszłości takie ciągoty.
Ale to nie znaczy, że nie możesz się czasem na kimś wesprzeć, przyjąć pomoc.

nunumu napisał/a:

Gdybym wiedziała, do czego ta chęć ma być, to by było łatwiej. Bo jeżeli konkluzja jest prosta, że jeżeli czegoś nie robię, bądź mi nie wychodzi, to najwyraźniej wcale nie chcę, to okej, zrozumiem. Tylko dlaczego pewnych rzeczy "nie chcę" od 15 lat i od mniej więcej takiego czasu miewam przy tym temacie myśli samobójcze? Jak na sprawę, na której mi tak naprawdę bardzo nie zależy, to dość mocno mnie rozwala.


Jak zacząłem terapię grupową to miałem za zadanie pomyśleć, nad czym chcę pracować. Co jest moim celem.
Akurat na tamten moment moim celem było nauczyć się funkcjonować w związku bez lęku przed odrzuceniem.

Może zastanów się, jaką chciałabyś największą korzyść odnieść z terapii. Na ten moment. Nie musisz wszystkich aspektów brać pod uwagę. Priorytety w życiu się zmieniają.

To, że nie chcesz jakiegoś tematu ruszać wcale nie oznacza braku chęci, by go zmienić. Brak jest chęci by się mu przyjrzeć, bo np. jest bolesny, trudny z jakiegoś powodu. Naturalnym jest, że Twoja psychika chronik się w ten sposób przed rzeczami, które sprawiają ból. Ale dopóki się nie pogrzebie i tych drzazg nie wyciągnie, to dalej będą ropieć i nigdy się nie zagoją.
Jak dasz sobie szansę, to nawet jeśli będzie ten etap bardzo trudny, te rany się zagoją i zostaną co najwyżej blizny. Bo będą w pamięci, tylko nie będą sprawiać cierpienia.

Tak jak już wcześniej wspominałem, od terapii Cię nie ubędzie. Jesteś kim jesteś. Możesz co najwyżej nauczyć się jeszcze więcej o sobie.

nunumu napisał/a:
I w każdej jestem zobowiązana, żeby oczekiwania innych spełniać. Inaczej, postępowałabym jak wampir, wysysający ludziom czas i uwagę, a nic dla nich nie robiący,


Nie jesteś zobowiązana. Tak naprawdę masz prawo nie reagować w żaden sposób. Chyba, ze chcesz.
Rzecz jasna, każdy potrzebuje relacji, po to, żeby dawać i otrzymywać, ale musi być zachowana równowaga. Jeśli potrafisz taką równowagę zachować, to brawo dla Ciebie. Wtedy ten temat Cię nie dotyczy. Ale z tego co piszesz wyciągam wnioski, że czujesz uzależnienie od tych relacji, od tego by spełniać oczekiwania. Popraw mnie jeśli się mylę.

ElżbietaFromage napisał/a:

Jeśli sobie poradziły, to już nie są podobne do Ciebie :)


Są podobne, tylko bogatsze o jedno doświadczenie, którym się mogą podzielić. Warto z tego skorzystać jeśli się ma okazję.
_________________
"Jeśli chcesz mieć coś, czego nie miałeś, musisz zacząć robić coś, czego nie robiłeś."
Ostatnio zmieniony przez Armand 2016-02-15, 23:37, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Lagertha
[Usunięty]

Wysłany: 2016-02-15, 23:32   

Najprostszy sposób i zarazem najtrudniejszy to przestać się wiecznie nad sobą użalać, narzekać na rzeczy, których i tak nie zmienisz. Zagryźć zęby i poszukać drogi by wyminąć stojącą na drodze ścianę. Jak się trafi kolejna, to znów ją obejść i tak do skutku. Jak upadniesz, to zbierz siły, wstań i walcz dalej. Nigdy się nie podawaj i nie pozwól się zawrócić. Nie bierz za dużo obowiązków na siebie, bo tego nie udźwigniesz. Pomagać innym będziesz mogła jak najpierw sama sobie pomożesz. Brzmi brutalnie.. ale takie jest życie. Innej rady nie mam.

Co do terapii. Dużo zależy od lekarza do którego będziesz chodzić i od Ciebie samej i Twojego nastawienia. Jeżeli będziesz szła z nastawieniem na cudowne wyleczenie i sama nie włożysz żadnej pracy w terapię - to rzeczywiście zmarnujesz tylko pieniądze i czas. Ale jeżeli będziesz współpracować, to możesz sobie pomóc. Pytanie tylko, czy chcesz dać sobie pomóc?
 
 
Freja
ateistyczna bogini
Freja Draco


Tożsamość płciowa: k
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 905
Posty: 7092
Wysłany: 2016-02-15, 23:43   

nunumu napisał/a:
Nie wierzę, abym była jedyną osobą na świecie w takiej sytuacji, jestem przekonana, że więcej osób podobnych do mnie sobie poradziło - tylko jak?

Nie ma raczej cudownych dróg na skróty. Jeśli robisz coś nowego, coś na czym się nie znasz i co jest dla ciebie trudne, to o powodzeniu decyduje determinacja i ciągłe ponawianie prób, jeśli nie w taki sposób to w inny, bo masz prawie zagwarantowane, że za pierwszym razem się nie uda :( I najważniejsze jest chyba właśnie to, żeby się nie zrażać, tylko próbować dalej, zmieniać podejścia i starać się coś kombinować. I, w sumie, są kwestie, w których nadal staram się tak właśnie kombinować "pod górę".

A poza tym pomaga poznawanie ludzi z nowych środowisk. Takich, którzy żyją i myślą inaczej niż my.

 
 
Sven
[Usunięty]

Wysłany: 2016-02-16, 00:23   

nunumu napisał/a:
Czyli marzeniom. Okej, w takim razie psychoterapia jest mi niepotrzebna. Bo skoro i tak mam je porzucić, to nie mam po co do nich dążyć.


Jakby to powiedzieć, trzeba stawiać sobie poprzeczkę wysoko, ale realistycznie.

Nie znam Cię dostatecznie dobrze, żeby powiedzieć, co konkretnie w Twoim przypadku należy zrobić i w czym dokładnie leży problem, co da się zrobić, a czego nie.

Nie ma co porzucać marzeń jako takich. Ale warto stawiać sobie realistyczne cele. Rety, jak by to powiedzieć. Nie twierdzę, że nie należy wierzyć w sukces, że nie należy próbować. Uważam, że trzeba próbować do upadłego, ale jeżeli nie da się wyważyć frontowych drzwi i nikt nie otworzy, to wejść przez tylne drzwi, przez okno, podkopać się. Trzeba wierzyć w sukces, ale trzeba też umieć spojrzeć krytycznie i szukać sposobów.

nunumu napisał/a:
Gdybym wiedziała, do czego ta chęć ma być, to by było łatwiej.

Do krytycznego spojrzenia na siebie/swoje zachowania, zwyczaje, sposób myślenia i do zmiany.

nunumu napisał/a:
Bo jeżeli konkluzja jest prosta, że jeżeli czegoś nie robię, bądź mi nie wychodzi, to najwyraźniej wcale nie chcę, to okej, zrozumiem.

Nie wiem. Może tak, może nie? Związek nie jest tak prostoliniowy.

nunumu napisał/a:
Tylko dlaczego pewnych rzeczy "nie chcę" od 15 lat i od mniej więcej takiego czasu miewam przy tym temacie myśli samobójcze? Jak na sprawę, na której mi tak naprawdę bardzo nie zależy, to dość mocno mnie rozwala.

To pytanie, na które musisz sobie odpowiedzieć. Myślę, że jeżeli dowiesz się, w jaki sposób te myśli powstają, będziesz miała większe szanse w walce z nimi, będziesz mogła zaingerować w ten mechanizm. Ja tak się wyleczyłam z paru rzeczy, np. z lęku przed ludźmi i z tego, że czasami mi "odwalało". Poznając własne myśli i uczucia, sposób ich funkcjonowania.

Przy czym, część uczuć powstaje bez powodu i nie specjalnie da się z nimi cokolwiek zrobić. Ale da się zmienić to, co się z nimi później robi, co się o nich myśli. Na przykład, nie mogę zmienić tego, że się na kogoś gniewam, ale mogę wiedzieć, że się gniewam, zaakceptować, i nie robić rage'a, chociaż nie wiem jak by korciło. Mogę zaakceptować swój gniew i nie mieć z jego powodu wyrzutów sumienia. Nie wmawiać sobie, że mam nie po kolei w głowie, że tak czuję. Nie wmawiać sobie, że się nie złoszczę. Mogę wyrazić ten gniew w jakiś konstruktywny i kulturalny sposób, np. mówiąc, że się gniewam i co mnie złości, co mi się nie podoba. Albo czasami niekulturalnie, jak ludzie nie patrzą ;-)
 
 
nunumu
użytkownik
płomyczek

Tożsamość płciowa: ag
Kim jesteś: cis
Preferowany zaimek: bez zaimków
Punktów: 9
Posty: 953
Wysłany: 2016-02-16, 01:17   

@Elżbieta
Cytat:
(zawsze można walnąć się cegłą, albo zafundować sobie elektrowstrząsy :)

Podobno działają podobnie jak tabletki na głowę.

@Armand
Cytat:
Czasem trzeba porzucić rzeczy, które są dla nas ważne, ale nam nie służą. Np, wyobrażenie o rodzicach, nadzieja na ich miłość, na to że bliscy nam ludzie zmienią swoje postępowanie. Wydaje mi się, że do takich kategorii to się odnosi. Każdy oczywiście ma jakieś swoje balasty, które utrudniają dalszy rozwój.

Od rodziców w tym momencie mam tylko takie oczekiwania, żeby matka mnie nie nękała sms-ami, w których szantażuje mnie emocjonalnie, i żebym nie musiała jej odwiedzać, gdy będzie chora, wysłuchując pojazdów po mojej tożsamości płciowej, nic więcej. Miłości od nich nie potrzebuję, jestem dorosła, najwyraźniej dostałam jej tyle że aż się nią przejadłam.
Cytat:
Trzymam za Ciebie kciuki.

Dziękuję. :)
Cytat:
Dlaczego odrzucasz na wstępie wszystkie inne scenariusze, jako mniej warte uwagi.

Powiem może tak... Nie rozmawiałam jeszcze z ciskobietą, która na psychoterapii musiała się tłumaczyć, czemu nie chce być lesbijką. Jako, że ja musiałam, domniemam, że dla osoby terapeutyzującej byłam popieprzonym kolesiem który ubzdurał sobie, że jest kobietą, nie rozumiejąc, kim jest naprawdę, i że poprawna orientacja to heteroseksualna, czyli na kobiety - a w obrębie takich założeń żadnego terapeutyzowania nie mam ochoty przechodzić. :P
Cytat:
Tak jak już wcześniej wspominałem, od terapii Cię nie ubędzie. Jesteś kim jesteś. Możesz co najwyżej nauczyć się jeszcze więcej o sobie.

Cóż, chyba właśnie najlepiej byłoby, gdyby właśnie sporo ubyło...
Cytat:
Ale z tego co piszesz wyciągam wnioski, że czujesz uzależnienie od tych relacji, od tego by spełniać oczekiwania. Popraw mnie jeśli się mylę.

Nie czuję. Łatwo umiem wycofać się z relacji, i wejść w nowe. Strasznie słabo przywiązuję się do ludzi.

@Lagertha
Cytat:
Zagryźć zęby i poszukać drogi by wyminąć stojącą na drodze ścianę. Jak się trafi kolejna, to znów ją obejść i tak do skutku. Jak upadniesz, to zbierz siły, wstań i walcz dalej.

Cały czas tak robię, ale fajnie byłoby, gdybym mogła przestać walczyć z sobą, a móc zacząć z innymi i ze światem.

@Freja
To co radzisz i proponujesz jest po prostu nieskuteczne. Największy zabójca motywacji. Tak robiłam ostatnio cały 2014 rok. I, z przerwami, całe ostatnie 15 lat, albo i więcej. Jedyne, co mnie to nauczyło, to że dalsze próby nie mają sensu.

@Swan
Cytat:
Jakby to powiedzieć, trzeba stawiać sobie poprzeczkę wysoko, ale realistycznie.

Z punktu widzenia czysto fizycznego: jestem pełnosprawna, póki co zdrowa, mam 27 lat. Od jutra mogłabym po prostu żyć inaczej, robiąc wszystko, czego chciałabym od siebie wymagać, być niezmordowana. Ale to psychicznie nierealistyczne. A co jest psychicznie realistyczne? Tego nie umiem ocenić. Może w ogóle wola nie istnieje, a ja jestem tylko iluzją, wypadkową wektorów z otoczenia, w całości określoną przez czynniki środowiskowe, opisywalną w kategoriach statystycznych. W takim razie jestem w tym statystycznym 30% osób którym psychoterapia nie pomogła, i które mają typowe problemy, po uwzględnieniu warunków, i pochodzenia.
Cytat:
Do krytycznego spojrzenia na siebie/swoje zachowania, zwyczaje, sposób myślenia i do zmiany.

Potrafię wszystko w sobie skrytykować, właściwie, to od krytycznych spojrzeń już mnie nudzi. Wiem że nie usłyszę od krytyka nic nowego. To będzie ciągle to samo, co już wiem.
Cytat:
Przy czym, część uczuć powstaje bez powodu i nie specjalnie da się z nimi cokolwiek zrobić. Ale da się zmienić to, co się z nimi później robi, co się o nich myśli.

Znam tą metodę. Stosowałam ją podczas jednej z psychoterapii na której byłam. Działała 3 tygodnie. Potem mi się odechciało. I, wiele razy próbowałam znowu zacząć, i za każdym razem nie mogę się do tego zebrać...
 
 
Armand
użytkownik
ImperialistycznyKnur


Preferowany zaimek: on
Punktów: 775
Posty: 5163
Skąd: Katowice/Katzendorf
Wysłany: 2016-02-16, 02:20   

nunumu napisał/a:
Nie czuję. Łatwo umiem wycofać się z relacji, i wejść w nowe. Strasznie słabo przywiązuję się do ludzi.


To nie jest dowód na to, że tworzysz harmonijne relacje, tylko, że z jakiegoś powodu ich nie tworzysz prawie wcale. I wiszenie na kimś i ekstremum w drugą stronę, czyli ucieczka, jest sygnałem, że te relacje nie są równoważne z obu stron.

nunumu napisał/a:

Cały czas tak robię, ale fajnie byłoby, gdybym mogła przestać walczyć z sobą, a móc zacząć z innymi i ze światem.


A może fajnie byłoby, jakby obeszło się bez walki?

nunumu napisał/a:
Cóż, chyba właśnie najlepiej byłoby, gdyby właśnie sporo ubyło...


Jeśli chodzi o ubywanie, to w moim przypadku ubyło sporo lęku i depresyjnych myśli.
Ostatnio mi się wspomniało, jak żyłem w permanentnym stanie lękowym i myślałem, że tak już zawsze będzie. Przyznam, ze dopiero niedawno sobie uświadomiłem, że go już nie czuję. Oczywiście mam jeszcze pewne zahamowania i czasem mnie lęk nachodzi, ale to jest zupełnie co innego niż kiedyś. Teraz to nawet trudno mi sobie przypomnieć jak to było. Niby pamiętam, ale tak powierzchownie. A to było raptem kilka lat temu.

To nieraz musi potrwać, ale efekty przychodzą, kiedy się próbuje. Tylko, że dopiero z perspektywy paru lat można je ocenić.

nunumu napisał/a:

Z punktu widzenia czysto fizycznego: jestem pełnosprawna, póki co zdrowa, mam 27 lat. Od jutra mogłabym po prostu żyć inaczej, robiąc wszystko, czego chciałabym od siebie wymagać, być niezmordowana. Ale to psychicznie nierealistyczne. A co jest psychicznie realistyczne? Tego nie umiem ocenić.


W tym cały szkopuł, że fizyczność to (na roboczo przyjmijmy) połowa nas. Druga połowa to psychika. Jedno jest sprzężone z drugim.
Co jest realistyczne - to pytanie do Ciebie. A bardziej zadanie dla Ciebie. Możesz spróbować robić jedną drobną rzecz. I kontynuować ją, aż poczujesz, że czemu nie dołączyć by do niej nastepnej skoro tak dobrze idzie.

Ludzie cierpiący fizycznie skupiają się na fizyczności, a ludzie cierpiący psychicznie na psychice.
Z moich obserwacji wynika, że bardzo mało ludzi zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę jedno wynika z drugiego. Nawet jeśli czujesz, że to nie Twoje ciało, to towarzyszyło Ci ono przez wszystkie doświadczenia w Twoim życiu.
Ja dalej uczę się tej zależności, chociaż nieraz zatrzymuję się w miejscu. Trudno jest porzucić kartezjański sposób patrzenia na świat, jeśli się było w nim od urodzenia wychowywanym. Ale dla mnie te starania są coś warte.

nunumu napisał/a:

Potrafię wszystko w sobie skrytykować, właściwie, to od krytycznych spojrzeń już mnie nudzi. Wiem że nie usłyszę od krytyka nic nowego. To będzie ciągle to samo, co już wiem.


Więc nie krytykuj. Obserwuj. Nie oceniaj. Staraj się przyuważyć dlaczego tak się dzieje, w jakich sytuacjach, pod wpływem jakich bodźców.


nunumu napisał/a:

Znam tą metodę. Stosowałam ją podczas jednej z psychoterapii na której byłam. Działała 3 tygodnie. Potem mi się odechciało. I, wiele razy próbowałam znowu zacząć, i za każdym razem nie mogę się do tego zebrać...


Bo to nie jest łatwe.
Każdy człowiek ma wdrukowany schemat reakcji, emocji i postępowania przez warunki w jakich się wychował.
To jest w zasadzie podprogowe, intuicyjne, dzieje się zanim sobie uświadomimy, że tak reagujemy.
Cały myk polega na tym, żeby poznać mechanizm, zadecydować na co go zmieniamy i zatrzymać się na sekundę po pojawieniu się emocji/bodźca, a przed odruchowym działaniem. I wtedy jest czas na podjęcie decyzji: robimy po staremu, czy po nowemu.
Trudne, ale mozliwe do zrobienia. Na zasadzie eksperymentu Pawłowa.

3 tygodnie to jednak trochę malo na utrwalenie się nawyku. Ale jest to już jakiś początek. Nawet jeśli się zniechęcasz, warto do tego wracać.

Ja do tej pory zmuszam się do najprostszych rzeczy. Do zrobienia czegokolwiek. Jak jest bardzo kiepsko, to nie chce mi się z łóżka wychodzić. Ale różnica polega na tym, że teraz wiem, że jak z tego łóżka wyjdę, to jestem w stanie coś osiągnąć.
_________________
"Jeśli chcesz mieć coś, czego nie miałeś, musisz zacząć robić coś, czego nie robiłeś."
 
 
Freja
ateistyczna bogini
Freja Draco


Tożsamość płciowa: k
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 905
Posty: 7092
Wysłany: 2016-02-16, 08:50   

nunumu napisał/a:
@Freja
To co radzisz i proponujesz jest po prostu nieskuteczne. Największy zabójca motywacji. Tak robiłam ostatnio cały 2014 rok. I, z przerwami, całe ostatnie 15 lat, albo i więcej. Jedyne, co mnie to nauczyło, to że dalsze próby nie mają sensu.

Chcę się nauczyć jeździć na rowerze, ale doszłam do wniosku, że dalsze próby nie mają sensu.

p.s. A poza tym, to jeszcze w 2010 nie uwierzyłabym, że potrafiłabym nad czymś konsekwentnie pracować przez kilka lat niepoganiana z zewnątrz. A w to, że bym się sama z siebie potrafiła zapracować aż do stanu totalnego przemęczenia, to już w ogóle :p
 
 
ElżbietaFromage
moderator
Ośmiornica z Wenus


Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 186
Posty: 2533
Skąd: Nie-biegun
Wysłany: 2016-02-16, 09:36   

@numumu
Zmienić się można wówczas, kiedy się chce.
Zmienisz się wówczas, kiedy będzie Ci na tyle źle w tej sytuacji w której jesteś, że nie będziesz potrafiła sobie z nią radzić, a także kiedy po prostu już jest ci w niej nudno.
_________________
Izolacja, izolacja, kroplówka, cukierki…
 
 
nunumu
użytkownik
płomyczek

Tożsamość płciowa: ag
Kim jesteś: cis
Preferowany zaimek: bez zaimków
Punktów: 9
Posty: 953
Wysłany: 2016-02-16, 09:42   

@Wrona
Czyli chcenie jest w stosunku do mnie zewnętrzne, czyli wola nie istnieje.

W takim razie mogę siebie potraktować jako obiekt regulacji. Potrzebny jest mi jedynie regulator.

Ale jest to trochę sprzeczne z obserwacjami. Na przykład - dziecko zmuszane siłą do nauki czegoś, czego nie lubi, nie będzie tak samo efektywne w wykonywaniu tej czynności, jak dziecko które lubi to robić. Dzieci ze szkół muzycznych, które mają regularne ćwiczenia, wolniej robią postępy, niż dzieci które po prostu lubią grać i śpiewać. Wolność to dla ludzi poczucie, że robią to co lubią i czego pragną, że nie są ograniczani siłą.

Jedyne, co rozwiązuje tą sprzeczność, to uznanie, że siłowe wymuszenie wymuszenie nie jest optymalną metodą regulacji układu którym jest ludzki umysł. ;)

@Armand
Cytat:
A może fajnie byłoby, jakby obeszło się bez walki?

Dla mnie życie jest trochę jak black metal. A wszyscy wiedzą, że black metal ist krieg. ;)

Na resztę odpiszę (przeczytałam i przemyślałam) ale muszę znaleźć chwilę wolnego czasu na to. :)
 
 
ElżbietaFromage
moderator
Ośmiornica z Wenus


Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 186
Posty: 2533
Skąd: Nie-biegun
Wysłany: 2016-02-16, 14:05   

nunumu napisał/a:
Czyli chcenie jest w stosunku do mnie zewnętrzne, czyli wola nie istnieje.

Wola istnieje, tylko nie jest wolna :)
Jesteśmy częścią świata, nie można rozróżnić człowieka, od jego środowiska. Każde z nas rozpływa się w całości w swoim nastrojonym położeniu. Jesteśmy swoim położeniem, a w "swoim położeniu" albo chcemy się zmienić, albo nie.
W moim odczuciu, nic nie jest więc wobec nas "zewnętrzne", ani "wewnętrzne", po prostu jest. Jeśli chcesz się zmieniać, to będziesz próbować się zmieniać. Życie jest ciągłą zmianą. Dzisiaj jestem kraczycielką pesymizmu, ale kiedyś byłam kipiącą optymizmem osobą, a kto wie kim będę jutro?
Dzisiaj jest dzisiaj i dzisiaj jestem kim jestem. Jutro mogę być kimś innym.

nunumu napisał/a:
Ale jest to trochę sprzeczne z obserwacjami. Na przykład - dziecko zmuszane siłą do nauki czegoś, czego nie lubi, nie będzie tak samo efektywne w wykonywaniu tej czynności, jak dziecko które lubi to robić.

Oczywiście. Tylko nie jesteś już dzieckiem i nikt, poza tobą, nie będzie Ciebie zmuszać. Przykładowo w dzieciństwie nikt mnie nie zmuszał do pisania prawą ręką, jeśli by to zrobił, to pewnie bym bardzo z tego powodu była nieszczęśliwa. Obecnie, każdego dnia piszę coś prawicą, właśnie po to aby samej sobie pokazać, że mogę się rozwijać i zmieniać, ponieważ tego właśnie chcę. Jakbym nie miała prawej ręki, pewnie bym nie mogła nauczyć się nią pisać, ale mam i chcę pisać nią najładniej jak tylko będę mogła. Nigdy nie będzie moją dominującą ręką - fakt - ale zawsze mogę nią pisać czytelniej niż osoby praworęczne, czyż nie? ;)
Nigdy nie będę wyglądać jak kobieta, ale czy nie mogę być atrakcyjniejsza?

Pytanie jednak: co chcesz w sobie zmienić i dlaczego?

Armand napisał/a:
Czasem trzeba porzucić rzeczy, które są dla nas ważne, ale nam nie służą. Np, wyobrażenie o rodzicach, nadzieja na ich miłość, na to że bliscy nam ludzie zmienią swoje postępowanie. Wydaje mi się, że do takich kategorii to się odnosi. Każdy oczywiście ma jakieś swoje balasty, które utrudniają dalszy rozwój.

To niestety jest bardzo przykre i bolesne, a wręcz wprost prowadzi do negatywizmu i pesymizmu. Niestety jednak taka jest prawda, należy porzucić chęć tego, aby inni zmienili się wobec nas, dać im być tym kim są. Nie mniej to boli... bardzo.
_________________
Izolacja, izolacja, kroplówka, cukierki…
 
 
nunumu
użytkownik
płomyczek

Tożsamość płciowa: ag
Kim jesteś: cis
Preferowany zaimek: bez zaimków
Punktów: 9
Posty: 953
Wysłany: 2016-02-16, 15:07   

Cytat:
Wola istnieje, tylko nie jest wolna :)

No widzisz, a gdy Wendigo pisze, że lepiej jest się cieszyć, bo wtedy człowiek jest szczęśliwy, to go atakujesz, że pisze idiotyzmy. Ja wiem, że my tu sobie żartujemy i przesadzamy, ale można sobie darować niektóre rzeczy - prawda?
Cytat:
Dzisiaj jest dzisiaj i dzisiaj jestem kim jestem. Jutro mogę być kimś innym.

Inaczej, zupełnie, to widzę. Dokładnie przeciwnie. To o ktoś zrobi/powie/napisze danego dnia to po prostu losowa, spontaniczna, twórczość chaosu, szumiącego w naszych mózgowych obwodach. To co było wczoraj, i będzie jutro, to hardware, materialna podstawa tego kim jesteśmy. :)
Cytat:
To niestety jest bardzo przykre i bolesne, a wręcz wprost prowadzi do negatywizmu i pesymizmu.

Dla mnie nie jest. Jest zupełnie normalne, bez problemu z tym "dealuję". I zostawia mnie w stanie umiarkowanym, bo w porównaniu do ciebie to wręcz optymistycznym. ;)
 
 
ElżbietaFromage
moderator
Ośmiornica z Wenus


Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 186
Posty: 2533
Skąd: Nie-biegun
Wysłany: 2016-02-16, 15:23   

nunumu napisał/a:
No widzisz, a gdy Wendigo pisze, że lepiej jest się cieszyć, bo wtedy człowiek jest szczęśliwy, to go atakujesz, że pisze idiotyzmy. Ja wiem, że my tu sobie żartujemy i przesadzamy, ale można sobie darować niektóre rzeczy - prawda?

Tylko ja nie uważam, że lepiej jest się cieszyć. Cieszenie się - dla samego cieszenia - jest naiwne. Uważam, że cierpienie jest tak samo dobre jak cieszenie się, jest częścią życia. Cieszenie się nie jest wartością samą w sobie. Wartością są adekwatne odczucia na zaistniałą sytuację.
Lepiej jest płakać i cierpieć, kiedy ktoś bliski umarł, niż cieszyć się z tego. Lepiej jest czuć współczucie, do drugiej osoby, kiedy dzieje się jej krzywda, niż cieszyć się (bo cieszenie się jest lepsze).
Ból i szczęście są przyprawami życia. Potrawa słodka jest mdła, gorzka nie do zjedzenia. Cierpienie nie jest lepsze od szczęścia, nie uzupełnia go, ale wraz ze szczęściem tworzy piękno życia. Czymś innym jest uznanie równoważności szczęścia i nieszczęścia, a czym innym faworyzowanie szczęścia, tylko dlatego, że jest nam wówczas dobrze.
I bynajmniej nie uważam, że cenienie szczęścia jest idiotyzmem, ale tłumaczenie wyższości szczęścia nad inne stany, które oparte jest na tautologicznym zapętleniu.

nunumu napisał/a:
To o ktoś zrobi/powie/napisze danego dnia to po prostu losowa, spontaniczna, twórczość chaosu, szumiącego w naszych mózgowych obwodach. To co było wczoraj, i będzie jutro, to hardware, materialna podstawa tego kim jesteśmy.

To nie jesteśmy swoim hardwarem?

nunumu napisał/a:
Dla mnie nie jest. Jest zupełnie normalne, bez problemu z tym "dealuję". I zostawia mnie w stanie umiarkowanym, bo w porównaniu do ciebie to wręcz optymistycznym.

Czyli rozumiem, że w tej chwili właśnie tryskasz czystą radością i samozachwytem :) W takim razie witaj w klubie :D
_________________
Izolacja, izolacja, kroplówka, cukierki…
 
 
ElżbietaFromage
moderator
Ośmiornica z Wenus


Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 186
Posty: 2533
Skąd: Nie-biegun
Wysłany: 2016-02-16, 15:45   

nunumu napisał/a:
Cytat:
Lepiej jest płakać i cierpieć, kiedy ktoś bliski umarł, niż cieszyć się z tego.

Swoją droga, ciekawi mnie to zdanie.

Dlaczego?


Ponieważ widać był kimś dla Ciebie na tyle ważnym, że dał tobie więcej powodów, by smucić się z tego powodu, że tej osoby już nie ma, niż cieszyć się.
Jeśli cieszysz się, że ktoś umarł to:
- musiał zadać wiele cierpienia innym
- musiał sam bardzo cierpieć
- jesteś osobą z którą lepiej się nie zadawać, poza sytuacjami handlowymi.

Wolisz więc mieć powody do płakania, czy do cieszenia się, kiedy ktoś bliski odchodzi?

nunumu napisał/a:
Doskonale wiem, wiele razy w życiu uświadomiono mnie, że moje nie przywiązywanie się to patologia. Jednak nie rozumiem dlaczego. Lubię swoje nieprzywiązywanie się. Ludzi też lubię, ale mogę bez nich żyć.

Tak się tobie tylko wydaje :)

nunumu napisał/a:
Bardzo przykro byłoby mi, gdyby miało się to kiedyś zmienić i np. bardzo cierpiałabym przez to, że ktoś umarł, jeżeli zrobił to w spokoju. Dzięki temu mam wrażenie, że daję im wolność, pozwalając też zostawić kontakt ze mną, zawsze, jeśli tego pragną. A to żeby ich nie wiązać, jest dla mnie bardzo ważne.

Może wówczas, kiedy to się zmieni, naprawdę byś pokochała kogoś i widziała miłość tej drugiej osoby? Myślisz, że wówczas byłoby ci przykro?
Moim zdaniem nie dajesz innym wolności, dajesz im swoją obojętność - która, w moim odczuciu, jest gorsza niż odrzucenie.
_________________
Izolacja, izolacja, kroplówka, cukierki…
 
 
nunumu
użytkownik
płomyczek

Tożsamość płciowa: ag
Kim jesteś: cis
Preferowany zaimek: bez zaimków
Punktów: 9
Posty: 953
Wysłany: 2016-02-16, 16:05   

Elżbieta, nie wiem czym jest miłość w rozumieniu przyjętym tutaj, ale jeżeli związaniem innego człowieka swoim do niego przywiązaniem to nie chcę takiej miłości. Ale radość z kimś razem, poczcie, że dajemy sobie nawzajem to, czego potrzebujemy, to już coś innego. Choć, jeżeli będziemy 'tymi jedynymi', bez których się nie da żyć, to już może lepiej razem nie być wcale - bo to musiałaby być dopiero patola.
Cytat:
Wolisz więc mieć powody do płakania, czy do cieszenia się, kiedy ktoś bliski odchodzi?

Każdy kiedyś odejdzie. Stawiasz mnie przed wymuszoną alternatywą, przynajmniej tak to odbieram.
Cytat:
Moim zdaniem nie dajesz innym wolności, dajesz im swoją obojętność

Gdyby byli mi obojętni, to bym się o nich nie troszczyła.

Swoją drogą, strasznie ciężko się ciebie czyta. Emocjonalnie ciężko.
 
 
ElżbietaFromage
moderator
Ośmiornica z Wenus


Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 186
Posty: 2533
Skąd: Nie-biegun
Wysłany: 2016-02-16, 16:23   

nunumu napisał/a:
Swoją drogą, strasznie ciężko się ciebie czyta. Emocjonalnie ciężko.

Wybacz. Nie należę do empatyzujących osób. Lepiej dla Ciebie będzie jak nie będę tu pisać.

P.S. W tamtym zdaniu chciałam się odnieść tylko do twojej wypowiedzi, a nie do Ciebie. Nie chciałam Cię zranić. Przepraszam.
Wiem, że zależy Ci na innych, tylko inaczej to okazujesz niż ja, a ja po prostu tego nie rozumiem.
_________________
Izolacja, izolacja, kroplówka, cukierki…
 
 
nunumu
użytkownik
płomyczek

Tożsamość płciowa: ag
Kim jesteś: cis
Preferowany zaimek: bez zaimków
Punktów: 9
Posty: 953
Wysłany: 2016-02-16, 16:55   

Okej, rozumiem, że nie miałaś złych intencji. :P Zresztą ja jestem wytrzymała, i żadnych przeprosin nie potrzebuję, ale dziękuję i tak. :P
 
 
wendigo
użytkownik
TRU ts ;)


Tożsamość płciowa: m
Preferowany zaimek: on
Punktów: 1033
Posty: 10306
Wysłany: 2016-03-03, 15:09   

Niezdolność do działania piszesz nunumu... Ja się też tak postrzegałem (ciągle z tym walczę). Ale moim najważniejszym działaniem było to umówienie się na terapię. A potem po prostu to, że jestem słowny i... lęk co by sobie psychoterapeuta pomyślał o mnie jakbym się spóźnił czy olał terapię ;) Ale to wynika z natury mojego problemu - lęk jest nim głównie, ale jak widać, jest w tym i coś pozytywnego dla psychoterapii ;)

nunumu napisał/a:
Na psychoterapie się spóźniałam, co świadczy o oporze ale czy wyklucza mnie z grona klientek / pacjentek którym można pomóc?

Może to nie będzie pocieszające co powiem, ale... jeśli miałaś opór, to może to oznacza, że jednak nie chciałaś tych zmian? (mogłaś chcieć ich świadomie oczywiście ale nie podświadomie). Moim zdaniem psychoterapia, czy każde inne działanie wymagające wkładu swojej pracy, podejmuje się i kontynuuje czasem nawet trochę z desperacji - chwytasz się tego, bo nie masz innej nadziei i tak bardzo chcesz coś zmienić... A właściwie zmieniasz siebie zawsze dlatego że chcesz i chęć musi być pierwsza... i musi być, bo bez niej przestajesz cokolwiek robić. Ktoś może powiedzieć, że chęć nie wystarczy - i tak i nie. Zależy która to jest chęć ;)
Ok, to nie brzmi szczególnie pomocnie, ale trudno mi jest ująć w słowa, to co chcę przekazać niestety.
Och, widzę, że i Swan już o tym pisał :P (i Wrona dalej... ale ja odpisuję po kolei na posty, także sorry, jak będą powtórzenia).

Może jeszcze na swoim przykładzie: ja też chcę mieć faceta... a jednocześnie lubię o 16:00 usiąść przed komputerem, za dwie godziny przynieść sobie batonika z kuchni, za 4 zapalić 10 świec i cieszyć się tą ciszą i nastrojem, siedzieć w necie i dyskutować na forach, coś tam uprzątnąć w pokoju, dalej znowu net, cisza, spokój, wolność ;) Ale wiesz, jakbym był w związku to by moje weekendy pewnie tak nie wyglądały... czego chcę, a podświadomie chyba nie chcę, bo za bardzo lubię moje obecne. Ale naprawdę bardzo chcę faceta, więc... tez mam tu trochę rozdroże :P

nunumu napisał/a:
Cytat:
Bo do tego trzeba przyznać, że się myliło, przyjąć ból i pozwolić odejść rzeczom, na których zależy.

Czyli marzeniom. Okej, w takim razie psychoterapia jest mi niepotrzebna. Bo skoro i tak mam je porzucić, to nie mam po co do nich dążyć.

Gdy piszę, że już lepiej z moim wyglądem nie będzie - dowiaduję się, że może jednak być.

Gdy piszę, że chciałabym, żeby było lepiej - muszę to odrzucić, i pogodzić się z tym, że już lepiej nie będzie.

To się nie zgadza. Więc o co tak naprawdę chodzi?

Popatrz jak to zrozumiałaś - ja zupełnie inaczej. Ty z góry założyłaś, że masz rację, więc jedyne co musisz odrzucić, a na czym Ci zależy to Twoje marzenia. A wiesz co moim zdaniem musisz odrzucić? Twoje przekonania, że masz rację (np. co do tego że z wyglądem nie da się nic zrobić, co do tego że marzeń nie spełnisz, co do tego że psychoterapia Ci nie może pomóc - zwłaszcza to ostatnie). I nie mów mi, że Ci na tych przekonaniach nie zależy, zależy Ci, bo w przeciwnym razie nie powtarzałabyś ich tak często. Zbudowałaś sobie na nich poczucie swojej tożsamości, to nie jest łatwo porzucić (bo co wtedy będziesz miała?), znam to, miałem to samo, też sobie na różnych negatywnych rzeczach zbudowałem poczucie swojej tożsamości. Pracuję właśnie nad zmianą tego.

nunumu napisał/a:
Do tego musiałabym najpierw nauczyć się nie spóźniać w ogóle. :/ A jeżeli to mi się uda, to uda też wszystko inne.

No to chyba wiesz od czego powinnaś zacząć psychoterapię :) Serio, jeśli uważasz, że to jest taki problem, to powinnaś zacząć pierwsze spotkanie od tego - bo kto wie, może wtedy już na drugie się nie spóźnisz ;)

nunumu napisał/a:
I w każdej jestem zobowiązana, żeby oczekiwania innych spełniać. Inaczej, postępowałabym jak wampir, wysysający ludziom czas i uwagę, a nic dla nich nie robiący, i nikim dla nich nie będący.

Mylisz się, wampiry energetyczne SĄ częstokroć ludźmi ważnymi dla innych, w przeciwnym razie łatwo byłoby się od nich odciąć :)
Jasne, relacja opiera się na wzajemności, tylko niekoniecznie non-stop i przez cały czas. A idealna relacja polega na tym, że TY CHCESZ coś dawać i sprawia Ci przyjemność dawanie, a nie na zasadzie, że musisz. Zawsze to Ty masz chcieć.

ElżbietaFromage napisał/a:

nunumu napisał/a:
Bo wszystko mi mówi, że miłości nie znajdę, a przynajmniej nie takiej, jakiej pragnę.

Znalazłam swoją wówczas, kiedy przestałam szukać.

To jest właśnie, wybacz, ale puste. Ja szukałem i nie znalazłem. Nie szukałem i też nie znalazłem. Szukanie jednak daje chyba większe szanse.

nunumu napisał/a:
Od rodziców w tym momencie mam tylko takie oczekiwania, żeby matka mnie nie nękała sms-ami, w których szantażuje mnie emocjonalnie, i żebym nie musiała jej odwiedzać, gdy będzie chora, wysłuchując pojazdów po mojej tożsamości płciowej, nic więcej. Miłości od nich nie potrzebuję, jestem dorosła, najwyraźniej dostałam jej tyle że aż się nią przejadłam.

Rodzice to by tylko przykład... Nie nam musisz opisywać co to będzie w Twoim przypadku, tylko sobie na to pytanie odpowiedzieć.

nunumu napisał/a:
Powiem może tak... Nie rozmawiałam jeszcze z ciskobietą, która na psychoterapii musiała się tłumaczyć, czemu nie chce być lesbijką. Jako, że ja musiałam, domniemam, że dla osoby terapeutyzującej byłam popieprzonym kolesiem który ubzdurał sobie, że jest kobietą, nie rozumiejąc, kim jest naprawdę, i że poprawna orientacja to heteroseksualna, czyli na kobiety - a w obrębie takich założeń żadnego terapeutyzowania nie mam ochoty przechodzić. :P

I słusznie, tylko czemu czepiasz się tak tej sytuacji? Nie każdy psychoterapeuta jest dobry, nie każdy jest dla Ciebie, szukaj takiego, który będzie dla Ciebie.

nunumu napisał/a:
w tym statystycznym 30% osób którym psychoterapia nie pomogła,

Tak się zastanawiam co to znaczy że nie pomogła i na jakich zasadach jest to określane...

ElżbietaFromage napisał/a:
Wolisz więc mieć powody do płakania, czy do cieszenia się, kiedy ktoś bliski odchodzi?

Czasami są sytuacje, w których nie potrafisz się cieszyć - to prawda (co też jeszcze nie znaczy, że musisz zalewać się łzami). Ale wydawało mi się w tamtym wątku, że mówimy o sytuacjach, w których można albo się cieszyć albo płakać.
Ale nawet w tej sytuacji - możesz płakać, a możesz spróbować znaleźć inne powody do radości - ja uważam, że ta druga opcja jest lepsza.
_________________
 
 
nunumu
użytkownik
płomyczek

Tożsamość płciowa: ag
Kim jesteś: cis
Preferowany zaimek: bez zaimków
Punktów: 9
Posty: 953
Wysłany: 2016-03-03, 16:04   

Problem ze spóźnianiem był pierwszym problemem poruszanym przeze mnie na psychoterapii bo uważałam go za najpilniejszy... Od tamtej pory problem się tylko pogorszył, i zaczęłam też olewać terapie, najprawdopodobniej dlatego że przestałam w nie wierzyć i straciłam zaangażowanie. Poza tym z wyjątkiem słusznego wypomnienia Wronie myślenia magicznego odnośnie związków i miłości, to co piszesz brzmi dla mnie niekonsekwentnie. Z jednej strony radzisz że mam sobie znaleźć "psychoterapeutę dla siebie" a chwilę wcześniej, że mam przekonstruować definicję siebie w ramach psychoterapii.

Otóż nie ma psychoterapeuty dla mnie dlatego że obcy jest mi psychoterapeutyczny system wartości i nie umiem w niego uwierzyć i poddać się warunkowaniu mającemu zmienić moje wartości i poglądy na świat. Nawet gdybym chciała to w warunkach spotkań 1h raz w tygodniu, jak takie coś mogłoby być możliwe? Niestety jestem z czasem coraz mocniej przekonana że moja granicząca z paranoją nieufność i skłonność do budowania złożonych teorii, najprawdopodobniej mające źródło genetyczne, nie czynią ze mnie ulubionego typu klientów psychoterapeutów, i jest duża szansa że cała moja osobowość jest nienaprawialna.
Cytat:
Tak się zastanawiam co to znaczy że nie pomogła i na jakich zasadach jest to określane

Na tych samych co jej rzekoma pomocność. Spowiedź też niektórym pomaga.

Spójrz na to:
Cytat:
Może jeszcze na swoim przykładzie: ja też chcę mieć faceta... a jednocześnie lubię o 16:00 usiąść przed komputerem, za dwie godziny przynieść sobie batonika z kuchni, za 4 zapalić 10 świec i cieszyć się tą ciszą i nastrojem, siedzieć w necie i dyskutować na forach, coś tam uprzątnąć w pokoju, dalej znowu net, cisza, spokój, wolność ;) Ale wiesz, jakbym był w związku to by moje weekendy pewnie tak nie wyglądały... czego chcę, a podświadomie chyba nie chcę, bo za bardzo lubię moje obecne. Ale naprawdę bardzo chcę faceta, więc... tez mam tu trochę rozdroże :P

Poszedłeś na terapię, domniemam że z problemem polegającym na tym, że nie masz faceta a chciałbyś mieć. Terapeuta nie pomógł ci znaleźć faceta za to dostarczył ładnego wyjaśnienia, dlaczego go nie masz. Tak samo było gdy przychodziłam na terapię odnośnie odchudzania. Terapeutka w żaden sposób nie mogła spowodować, bym czuła więcej siły i chęci do trzymania diety i regularnych ćwiczeń fizycznych, więc nie mogła tym samym spowodować abym schudła. Próbowała więc jedynie zmienić moje podejście do własnej otyłości i sposób wartościowania ludzkiego ciała, w istocie nie pomagając ani trochę z problemem z którym przyszłam. A ja żeby mieć ideologię, mogę znaleźć ją w internecie, a niekoniecznie słuchać jej od profesjonalnego nauczyciela. :P
 
 
wendigo
użytkownik
TRU ts ;)


Tożsamość płciowa: m
Preferowany zaimek: on
Punktów: 1033
Posty: 10306
Wysłany: 2016-03-03, 16:24   

nunumu napisał/a:
to co piszesz brzmi dla mnie niekonsekwentnie. Z jednej strony radzisz że mam sobie znaleźć "psychoterapeutę dla siebie" a chwilę wcześniej, że mam przekonstruować definicję siebie w ramach psychoterapii.

I gdzie się kłóci jedno z drugim? Pisząc "psychoterapeutę dla siebie" pisałem ogólnie, o tym, że powinnaś znaleźć takiego, który będzie Tobie odpowiadał, bo wiadomo że jak Ci będzie jakiś opowiadał, że masz zostać lesbijką czy facetem hetero/gejem to to nie jest psychoterapeuta dla Ciebie. Wiem, że to dość ogólne i trudno mi powiedzieć co to znaczy "psychoterapeuta dla siebie" - na to każdy sam musi sobie odpowiedzieć. Dla mnie to taki, z którym czuję się dobrze, który nie przekonuje mnie do niczego czego nie chcę. A przecież przekonstruować definicję siebie chcę - po to idę na psychoterapię.

nunumu napisał/a:
Otóż nie ma psychoterapeuty dla mnie dlatego że obcy jest mi psychoterapeutyczny system wartości

Nie wiem niestety co to jest "psychoterapeutyczny system wartości".

nunumu napisał/a:
i poddać się warunkowaniu mającemu zmienić moje wartości i poglądy na świat.

Z mojego doświadczenia powiem, że NIC takiego nie miało miejsca podczas mojej psychoterapii (chyba, że Twoją wartością jest to, że czujesz się gorsza, niepełną kobietą, niegodna miłości itp. - to faktycznie, te "wartości" powinna psychoterapia zmienić), przeciwnie, w psychoterapii chodzi też o to, żeby nabrać dumy ze swoich wartości, nie wstydzić się ich, wyzbyć się przekonania, że się nie ma do nich prawa albo że są nienormalne czy nie powinno się takich mieć.

nunumu napisał/a:
Spowiedź też niektórym pomaga.

To chyba dobrze, nie?
_________________
 
 
nunumu
użytkownik
płomyczek

Tożsamość płciowa: ag
Kim jesteś: cis
Preferowany zaimek: bez zaimków
Punktów: 9
Posty: 953
Wysłany: 2016-03-03, 16:28   

Cytat:
A przecież przekonstruować definicję siebie chcę - po to idę na psychoterapię.

Ja nie chcę. Może z tym jest problem? :/
Cytat:
Nie wiem niestety co to jest "psychoterapeutyczny system wartości".

System w którym tylko jednostka jest odpowiedzialna za siebie, swój nastrój, i całą sytuację życiową, ma w pełni wolną wolę i dostaje dokładnie to na co zasługuje, a sposób konstrukcji społeczeństwa jest nieistotny, i nie jest w ogóle sprawą jednostki.
Cytat:
To chyba dobrze, nie?

Okej, tylko czemu nie proponować ludziom z problemami aby poszli do kościoła się wyspowiadać?
Cytat:
chyba, że Twoją wartością jest to, że czujesz się gorsza, niepełną kobietą, niegodna miłości itp. - to faktycznie, te "wartości" powinna psychoterapia zmienić

Tak, bo każdy jest wspaniały i równie doskonały, pod warunkiem ofc że stać go na psychoterapię dla europejskiej klasy średniej, w niej każdy jest unikatową gwiazdką z nieba, w ogóle nie bydlęcą masą.
 
 
Freja
ateistyczna bogini
Freja Draco


Tożsamość płciowa: k
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 905
Posty: 7092
Wysłany: 2016-03-03, 17:10   

nunumu napisał/a:
to co piszesz brzmi dla mnie niekonsekwentnie. Z jednej strony radzisz że mam sobie znaleźć "psychoterapeutę dla siebie" a chwilę wcześniej, że mam przekonstruować definicję siebie w ramach psychoterapii.

Mając do odkręcenia zakręconą śrubę, znajduję odpowiedni dla niej rodzaj klucza, następnie zaś zmieniam stan śruby na "odkręcona" z wykorzystaniem rzeczonego klucza.
 
 
nunumu
użytkownik
płomyczek

Tożsamość płciowa: ag
Kim jesteś: cis
Preferowany zaimek: bez zaimków
Punktów: 9
Posty: 953
Wysłany: 2016-03-03, 17:24   

Nie czuję tego. Załóżmy, że jakiś psychoterapeuta uważa, że moja tożsamość płciowa wynika z nierozwiązanego konfliktu edypalnego, na co znajdzie mnóstwo argumentów, np. ateizm (negacja postaci ojca) czy ogólną niepokorność wobec rzeczywistości. W takim razie będzie mnie próbował naprostować na tożsamość cismęską, a ja nie godząc się na taką psychoterapię, stosuję wyparcie i nigdy nie rozwiążę swoich problemów. Jest to jeden z punktów widzenia, nie?

Dalej, mogę uzyskać mnóstwo uzasadnień, czemu moja sytuacja jest taka a nie inna. Np. mogę uznać, że moja tożsamość płciowa ma inne źródła i nie mogę jej zmienić, bądź nie muszę jej zmieniać aby rozwiązać problemy z psychiką. Mogę dostać mnóstwo ładnych uzasadnień typu DDD/DDA, błędy poznawcze, to że gram w gry z analizy transakcyjnej, itd., kończąc na tym, że w głębi duszy tak naprawdę nie chcę się zmienić bo mi dobrze z tym czym jest. Mogę dostać alternatywny system wartości w którym będę się czuła trochę lepsza niż teraz, lub w którym trochę bardziej będę tłumiła swoje potrzeby narzekania i udawała, że jest fajnie.

Jedyne, czego psychoterapia nie może zrobić, to zmienić tego kim aktualnie jestem. Nie ma piękna, dobra i mądrości dla każdego - gdyby były dla każdego, to nie byłyby wartościami; psychoterapia tworzy złudzenie, że to wszystko można mieć za pieniądze a ja w to nie za bardzo chcę i potrafię wierzyć.
 
 
ElżbietaFromage
moderator
Ośmiornica z Wenus


Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 186
Posty: 2533
Skąd: Nie-biegun
Wysłany: 2016-03-03, 17:49   

W sumie miałam już tutaj nie pisać, ale nie mogę się powstrzymać :P

wendigo napisał/a:
To jest właśnie, wybacz, ale puste. Ja szukałem i nie znalazłem. Nie szukałem i też nie znalazłem. Szukanie jednak daje chyba większe szanse.

Może jest to puste, nic nikomu nie mówi. Po prostu powiedziałam jak to było u mnie, ani w formie rady, ani mądrości. Skoro u ciebie było inaczej, to widać, że nie jest to regułą. Każdy jest inny i przypadki w życiu każdego z nas są tak różne, że trudno stwierdzić jak należy postąpić.
Niemniej Einstein powiedział:
Czystą głupotą jest robić ciągle to samo i oczekiwać innych rezultatów
- myślisz, że to zdanie jest mniej puste?

wendigo napisał/a:
Ale nawet w tej sytuacji - możesz płakać, a możesz spróbować znaleźć inne powody do radości - ja uważam, że ta druga opcja jest lepsza.

Zastanawiam się czy zmarł ci ktoś naprawdę bliski - najbliższy przyjaciel, nauczyciel, opiekun. Jedyna osoba, która dawała ci poczucie, że jesteś kimś naprawdę ważnym, która była zawsze z tobą... (ach nie mogę się rozpisywać, bo się właśnie poryczałam, a w pracy jestem ;D)
Znajdywanie w takiej sytuacji dobrych stron, to po prostu próba racjonalizacji i ochronienia się przed poczuciem ogromnej pustki. Wierz mi lub nie, nie ma w tym nic naprawdę dobrego. Ktoś był, a nagle tego kogoś nie ma.
_________________
Izolacja, izolacja, kroplówka, cukierki…
 
 
kicur
moderator
GeekofJurisprudence


Tożsamość płciowa: m
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: on
Punktów: 478
Posty: 3629
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2016-03-03, 19:50   

Właściwie to jestem nieco zdezorientowany tym wątkiem. Nunumu zaczęła go od pytania, czy jest środek na zmianę siebie. Ktoś zasugerował skorzystanie z instrukcji psychoterapeuty, by zmienić samego siebie. Na to Nunumu napisała, że dla niej nie do zaakceptowania jest system wartości, według którego to jej działania mają doprowadzić do zmiany samej siebie (bo do tego się sprowadza odpowiedzialność za samego siebie).

Właściwie to przecież tak samo jest z normalnymi lekarzami. Jestem alergikiem i żeby się czuć dobrze, muszę pamiętać o regularnym zażywaniu leków i sprzątaniu kurzu nie rzadziej niż raz w tygodniu. Gdy miałem 14 lat, to alergolog zalecił mi dość restrykcyjną dietę. Gdybym pomiędzy wizytami nie sluchał zaleceń lekarza, to czułbym się tak samo źle, nawet gdyby to był najmądrzejszy profesor (ale z pewnością taki profesor brałby dużo pieniędzy za wizyty!)

Analogicznie to chyba spora część z nas wie, że tak samo bez zmiany własnych zachowań nie ma co liczyć, że nagle z dnia na dzień będzie się mieć upragnioną rolę społeczną i upragnione ciało...
_________________
Każdy królem może być,
Każdy własnym królem jest.


 
 
 
Armand
użytkownik
ImperialistycznyKnur


Preferowany zaimek: on
Punktów: 775
Posty: 5163
Skąd: Katowice/Katzendorf
Wysłany: 2016-03-03, 20:36   

nunumu napisał/a:


Otóż nie ma psychoterapeuty dla mnie dlatego że obcy jest mi psychoterapeutyczny system wartości i nie umiem w niego uwierzyć i poddać się warunkowaniu mającemu zmienić moje wartości i poglądy na świat.


Na terapii nie chodzi o to, żeby się/cokolwiek poddawać. Nikt Ci nic nie poprzestawia.


nunumu napisał/a:

Poszedłeś na terapię, domniemam że z problemem polegającym na tym, że nie masz faceta a chciałbyś mieć. Terapeuta nie pomógł ci znaleźć faceta za to dostarczył ładnego wyjaśnienia, dlaczego go nie masz. Tak samo było gdy przychodziłam na terapię odnośnie odchudzania. Terapeutka w żaden sposób nie mogła spowodować, bym czuła więcej siły i chęci do trzymania diety i regularnych ćwiczeń fizycznych, więc nie mogła tym samym spowodować abym schudła.


Yyyy... ale terapeuci nie są od znajdywania chłopaków i odchudzania... :shock:
Odnoszę wrażenie, że uważasz, że terapeutka powinna była Cię przekonać/spowodować. To nie terapeutka jest sprawcza w terapii, tylko TY.
Terapeutka może pomóc Ci znaleźć przyczynę Twoich działań i zaniechań. Matrycę odczuwania/postępowania, która, jeśli nie daje pozytywnych rezultatów, może zostać zmieniona/ulepszona. Ale to TY ją zmieniasz. A nie terapeutka.


nunumu napisał/a:
Niestety jestem z czasem coraz mocniej przekonana że moja granicząca z paranoją nieufność i skłonność do budowania złożonych teorii, najprawdopodobniej mające źródło genetyczne, nie czynią ze mnie ulubionego typu klientów psychoterapeutów, i jest duża szansa że cała moja osobowość jest nienaprawialna.


Nie sądzę, żeby Twoja osobowość była wadliwa. Wadliwy może być wzorzec postępowania. (j.w.)


nunumu napisał/a:

System w którym tylko jednostka jest odpowiedzialna za siebie, swój nastrój, i całą sytuację życiową, ma w pełni wolną wolę i dostaje dokładnie to na co zasługuje, a sposób konstrukcji społeczeństwa jest nieistotny, i nie jest w ogóle sprawą jednostki.


Nie sądzę, żeby jakakolwiek współcześnie używana szkoła psychologiczna takiego założenia używała. Oczywiście, że istnieje sprzężenie zwrotne na linii Jednostka - Społeczeństwo. Tak naprawdę terapia często opiera się na zrozumieniu i przepracowaniu tych mechanizmów, bo one warunkują człowieka w bardzo dużym stopniu.

nunumu napisał/a:
Nie czuję tego. Załóżmy, że jakiś psychoterapeuta uważa, że moja tożsamość płciowa wynika z nierozwiązanego konfliktu edypalnego, na co znajdzie mnóstwo argumentów, np. ateizm (negacja postaci ojca) czy ogólną niepokorność wobec rzeczywistości. W takim razie będzie mnie próbował naprostować na tożsamość cismęską, a ja nie godząc się na taką psychoterapię, stosuję wyparcie i nigdy nie rozwiążę swoich problemów. Jest to jeden z punktów widzenia, nie?


Z Twojej wypowiedzi wnioskuję, że uważasz, że celem ewentualnej terapii byłby Twój transseksualizm, i mam wrażenie, że obawiasz się, że terapeuta będzie to podważał.
Przecież jesteś zdiagnozowana, czyż nie? Na terapię możesz iść z dowolnego innego powodu. Konflikt edypalny i każde inne zagadnienie, które byś na terapii poruszyła może istnieć zupełnie niezależnie od TS. Czy to oznacza, że nie warto się nimi zajmować?
Poza tym, jak mówił wendigo, kwestia znalezienia odpowiedniej osoby. Jeśli trafisz na kogoś, kto będzie się starał Cię przekonać do zostania mężczyzną, to sobie go odpuszczasz. Ale to, że terapeuta poruszy temat kompleksu edypa, nie oznacza, że podważa Twoje poczucie tożsamości płciowej.
Jeśli chcesz wydzielać dozwolone tematy, a inne traktować jak tabu, to wydzielasz je sobie samej, a nie terapeucie. Jego życie się od tego ani nie poprawi, ani nie pogorszy.

nunumu napisał/a:
kończąc na tym, że w głębi duszy tak naprawdę nie chcę się zmienić bo mi dobrze z tym czym jest.

nunumu napisał/a:

Jedyne, czego psychoterapia nie może zrobić, to zmienić tego kim aktualnie jestem. Nie ma piękna, dobra i mądrości dla każdego - gdyby były dla każdego, to nie byłyby wartościami; psychoterapia tworzy złudzenie, że to wszystko można mieć za pieniądze a ja w to nie za bardzo chcę i potrafię wierzyć.


Psychoterapia nie ma Ci pomóc zmienić tego kim aktualnie jesteś. Bo po terapii pozostaniesz dokładnie tą samą osobą. Ma pomóc Ci w zmianie swojego życia na lepsze (cokolwiek dla kogokolwiek to oznacza).
Cały czas odnoszę wrażenie, że oczekujesz od terapii i terapeutów fajerwerków, a jednocześnie obawiasz się co mogłoby się stać, gdyby terapia się powiodła (tu znów-cokolwiek by to oznaczało dla Ciebie).
_________________
"Jeśli chcesz mieć coś, czego nie miałeś, musisz zacząć robić coś, czego nie robiłeś."
 
 
nunumu
użytkownik
płomyczek

Tożsamość płciowa: ag
Kim jesteś: cis
Preferowany zaimek: bez zaimków
Punktów: 9
Posty: 953
Wysłany: 2016-03-03, 22:04   

Cytat:
Odnoszę wrażenie, że uważasz, że terapeutka powinna była Cię przekonać/spowodować.

Trochę chyba jest inaczej, bo wcale nie uważam, że powinna była. Nie powinna, bo nie mogła, nie można oczekiwać od ludzi rzeczy niemożliwych. A skoro nie mogła, to nie mogła mi też pomóc.
Cytat:
Przecież jesteś zdiagnozowana, czyż nie?

Nigdy nie zakłada się czyichś diagnoz jako pewnik. Gdy pacjent przychodzi z kaszlem i mówi, że został zdiagnozowany przez innego lekarza, ale lek mu nie pomaga, to pierwszą myślą lekarza jest nie to, że lek nie działa, tylko został źle zdiagnozowany. Tak samo jest więc w innych przypadkach.
Cytat:
Ale to, że terapeuta poruszy temat kompleksu edypa, nie oznacza, że podważa Twoje poczucie tożsamości płciowej.

Po pierwsze nie poruszy, bo wprost się o tym nie mówi, a poza tym, tak, nie podważa poczucia, bo jakby miał podważać poczucie? Poczucia 'wariata' że atakują go kosmici też nikt nie podważa: przecież mówi, że czuje że go atakują. xD Podważa realność mojej tożsamości bo uważa ją za urojenie wynikłe z lęku kastracyjnego chłopca z dewiacjami seksualnymi. Co jest w sumie zabawne gdy swoją uważa za prawidłową. Swoją drogą Deleuze uważał interpretowanie seksualności osób transseksualnych (między innymi) kategoriach konfliktu edypalnego za akt terroru, ale takie książki są nieznane polskim psychoanalitykom więc nie ma co liczyć, że nie będą tego robić. ;) Niechęć do bycia terapeutyzowaną wynika u mnie poczucia, może paranoicznego, że jestem interpretowana w cisowy sposób, (nie tylko u psychoanalityków, bo behawiorystyczne teorie homo- i transseksualizmu są równie ciekawe) w sumie nawet gorzej, bo w fallocentryczny (psychoanaliza feministyczna jest już dla mnie bardziej strawna nawet gdyby podważała moją kobiecość), jako zwykły mężczyzna z zaburzeniami seksualnymi, a to jest dla mnie poniżające i bolesne, i na pewno się przed takim punktem widzenia nie ugnę tylko dlatego, że mi jest ciężko.
Cytat:
Terapeutka może pomóc Ci znaleźć przyczynę Twoich działań i zaniechań.

Terapeutka lub terapeuta wymyśli swoją teorię na temat moich działań i zaniechań, jedną z wielu możliwych, w którą będę mogła uwierzyć albo nie. Tylko, że te teorie mogę też sobie znaleźć sama w internecie bo to nie jest wiedza tajemna.
---
Cytat:
Właściwie to przecież tak samo jest z normalnymi lekarzami. Jestem alergikiem i żeby się czuć dobrze, muszę pamiętać o regularnym zażywaniu leków i sprzątaniu kurzu nie rzadziej niż raz w tygodniu.

To ja wiem, tylko, że zapominam. W ogóle coraz słabiej radzę sobie z obowiązkami i coraz trudniej mi jest to ogarnąć. Więc sama świadomość że jak nie ogarnę, to nic nie zmienię, mnie nie mobilizuje. Pcham to wszystko po linii najmniejszego oporu i mam niewielką wiarę w możliwość robienia inaczej...
Ostatnio zmieniony przez nunumu 2016-03-03, 22:34, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
Armand
użytkownik
ImperialistycznyKnur


Preferowany zaimek: on
Punktów: 775
Posty: 5163
Skąd: Katowice/Katzendorf
Wysłany: 2016-03-03, 22:32   

nunumu napisał/a:


Trochę chyba jest inaczej, bo wcale nie uważam, że powinna była. Nie powinna, bo nie mogła, nie można oczekiwać od ludzi rzeczy niemożliwych. A skoro nie mogła, to nie mogła mi też pomóc.


W dalszym ciągu utożsamiasz pomoc Tobie ze sprawczością terapeutki. W ten sposób to nigdy nie będzie działać. Terapeutka nie ma za zadanie zmienić Twojego życia (cokolwiek by zmiana oznaczała). Ona ma tylko pomóc Tobie w odnalezieniu narzędzi, które posłużą Ci we własnoręcznym zmienianiu swojej egzystencji na lepsze. Ale w dalszym ciągu - wszystkie ewentualne zmiany czy ulepszenia to jest Twoja i tylko Twoja działka i robota.

To Ty masz sprawić zmianę. A terapeuta ma Ci pomóc zrozumieć co na co możesz zmienić.
Dlatego u terapeuty przerabia się wszystko jak leci. On/ona nie wie co jest dla Ciebie istotne, dopóki tego nie powiesz/nie pokażesz.

nunumu napisał/a:

Nigdy nie zakłada się czyichś diagnoz jako pewnik. Gdy pacjent przychodzi z kaszlem i mówi, że został zdiagnozowany przez innego lekarza, ale lek mu nie pomaga, to pierwszą myślą lekarza jest nie to, że lek nie działa, tylko został źle zdiagnozowany. Tak samo jest więc w innych przypadków.


Po prostu przychodzisz do terapeuty i mówisz "Mam już taką diagnozę. Dziękuję bardzo."
I zaczynacie terapię. Oczywiściście o tej sferze Twojego życia też dobrze jest porozmawiać. Nie widzę problemu. Chyba, że uważasz, że Twój TS został źle zdiagnozowany, to wtedy możesz poprosić o wzięcie tego pod uwagę podczas terapii.

nunumu napisał/a:

Po pierwsze nie poruszy, bo wprost się o tym nie mówi, a poza tym, tak, nie podważa poczucia, bo jakby miał podważać poczucie? Poczucia że schizofrenika atakują kosmici też nikt nie podważa: przecież mówi, że czuje że go atakują. xD Podważa realność mojej tożsamości bo uważa ją za urojenie wynikłe z lęku kastracyjnego chłopca z dewiacjami seksualnymi. :> Co jest w sumie zabawne.


Nie poruszy kompleksu edypalnego? xDDD
Sorry, śmiechłem. No to o czym ja niby niedawno rozmawiałem z moją terapeutką?
Na terapii o wszystkim dobrze jest mówić wprost. Oczywiście czasem jest to trudne i może wymagać jakiejś delikatności albo gry wstępnej, ale sorry... jeśli Twój terapeuta nie porusza pewnych kwestii, bo się wstydzi, czy ki grzyb, to trzeba zmienić terapeutę.

Skoro nie podważa poczucia, to co się przejmujesz? Z resztą każdy jeden terapeuta jest tak samo jak terapeuta od TS zdany na współpracę z pacjentem jeśli chodzi o dochodzenie do sedna. Nie jest bogiem, który WIE. On ma Ci tylko pomóc się dowiedzieć o sobie czegoś pomocnego.

Z mojego doświadczenia wynika, że terapia w cztery oczy jest jednak dużo mniej efektywna niż grupowa. Łatwiejsza pod pewnymi względami, ale tym samym trudniej jest z niej wycisnąć efekty i więcej czasu to zajmuje.
Podczas terapii terapeuta pełni rolę lustra, w którym przegląda się pacjent. Na terapii tych luster jest wiele, a każde pokazuje Cię pod innym kątem.
_________________
"Jeśli chcesz mieć coś, czego nie miałeś, musisz zacząć robić coś, czego nie robiłeś."
 
 
nunumu
użytkownik
płomyczek

Tożsamość płciowa: ag
Kim jesteś: cis
Preferowany zaimek: bez zaimków
Punktów: 9
Posty: 953
Wysłany: 2016-03-03, 22:39   

Cytat:
Sorry, śmiechłem. No to o czym ja niby niedawno rozmawiałem z moją terapeutką?

Niech zgadnę:że twoje doświadczenie kmowości jest zwykłym doświadczeniem kobiecości? ;)

Swoją drogą psychoterapia która miałaby mnie wpędzać w pragnienie odzyskania mojego penisa i zrobienia operacji w drugą stronę, żeby być heteroseksualnym chłopcem jest z mojej obecnej sytuacji bardziej szkodliwa, niż bycie po prostu grubą laską, nie sądzisz? Zresztą między innymi dlatego zrobiłam sobie SRS: żeby w sytuacji, gdybym totalnie psychicznie pierdolnęła żaden szarlatan nie mógł mi zrobić prania mózgu polegającego na przekonaniu do bycia chłopakiem. A tak, poznałam już mk po takim praniu.
Ostatnio zmieniony przez nunumu 2016-03-03, 22:53, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Armand
użytkownik
ImperialistycznyKnur


Preferowany zaimek: on
Punktów: 775
Posty: 5163
Skąd: Katowice/Katzendorf
Wysłany: 2016-03-03, 22:42   

nunumu napisał/a:
Swoją drogą Deleuze uważał interpretowanie seksualności osób transseksualnych (między innymi) kategoriach konfliktu edypalnego za akt terroru, ale takie książki są nieznane polskim psychoanalitykom więc nie ma co liczyć, że nie będą tego robić.


Znowu to wydzielanie tematów na terapię.
Nie widzę powodu, dla którego cis/ts homo/hetero nie mieliby omawiać tego zagadnienia.
Mnie to jakoś nie obrażało, ani nie poczułem, że mi wbijają nóż w serce.

nunumu napisał/a:
Terapeutka lub terapeuta wymyśli swoją teorię na temat moich działań i zaniechań, jedną z wielu możliwych, w którą będę mogła uwierzyć albo nie. Tylko, że te teorie mogę też sobie znaleźć sama w internecie bo to nie jest wiedza tajemna.


Zaczynam wątpić czy w ogóle poddałaś się kiedykolwiek terapii. Terapeuci nie mają za zadanie wymyslać historyjek. A jeśli to robią, to tylko podsuwają możliwości, a Twoim zadaniem między innymi jest zastanowienie się nad tym i powiedzenie "Tak, coś w tym jest" albo "Nie. Zupełnie tego tak nie czuję."
I wtedy albo drąży się dalej, albo zostawia tę ślepą uliczkę.
Czasem, nawet jak coś negowałem, to później, po głębszej refleksji stwierdzałem, że może częściowo, albo dalej nie, ale przychodziła mi zupełnie inna myśl, która z odrzuconej teorii wynikała. Właśnie dlatego tak macają po ciemku. Bo a nuż się okaże, może za godzinę, a może za rok, że to jest do czegoś przydatne.

Być może trafiałaś na kiepskich terapeutów. A może przyjmowałaś każde ich spekulacje jako atak na siebie. Nie mnie to wiedzieć.
Najlepiej byłoby znaleźć terapeutę, który ma doświadczenie także z TS, albo ma superwizora, który takie doświadczenie posiada.

P.S.

nunumu napisał/a:

Swoją drogą psychoterapia która miałaby mnie wpędzać w pragnienie odzyskania mojego penisa i zrobienia operacji w drugą stronę, żeby być heteroseksualnym chłopcem jest z mojej obecnej sytuacji bardziej szkodliwa, niż bycie po prostu grubą laską, nie sądzisz?


Aaaaaa... ja już chyba wiem o co chodzi.
Ja cały czas nawijam o terapii dotyczącej ogólnego radzenia sobie z życiem, niezależnie od tego kim się jest i kim się czuje, a Ty myślisz, że namawiam Cię do terapii w temacie TS.

Bynajmniej tego nie robię.

Cytat:
Może uznasz to za esencjalnie męskie, ale nie lubię stawiaćsięw sytuacji podrzędnej, żałosnej ofiary losu.


Czemu uważasz, że ja Cię oceniam? I to na niekorzyść względem Twojego poczucia tożsamości?
Nie przyszło mi coś takiego w ogóle do głowy, więc nie musisz się przed tym bronić.

Cytat:

Niech zgadnę:że twoje doświadczenie kmowości jest zwykłym doświadczeniem kobiecości?


Trochę tego nie rozumiem. :-|
Kompleks edypa może funkcjonować zupełnie niezależnie od TS. Ale dla mnie na terapii było ważne, by zbadać wszelkie możliwe wątki. Tak czy inaczej, nie widzę przeszkód, żeby ten temat też omówić. Czy to aż taki postrach poczucia tożsamości jest, że trzeba go unikać za wszelką cenę..?
_________________
"Jeśli chcesz mieć coś, czego nie miałeś, musisz zacząć robić coś, czego nie robiłeś."
Ostatnio zmieniony przez Armand 2016-03-03, 22:51, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
nunumu
użytkownik
płomyczek

Tożsamość płciowa: ag
Kim jesteś: cis
Preferowany zaimek: bez zaimków
Punktów: 9
Posty: 953
Wysłany: 2016-03-03, 22:58   

Cytat:
Nie widzę powodu, dla którego cis/ts homo/hetero nie mieliby omawiać tego zagadnienia.
Mnie to jakoś nie obrażało, ani nie poczułem, że mi wbijają nóż w serce.

Może dlatego że założenie twojego fallocentryzmu nie zakłada, że to, że jesteś sobą, wynika z niewiary we własną wartość, co? ;)

Nic dziwnego że fallocentryczna psychoanaliza freudowska nie poniża kma. Mój znajomy nawet śmiał się, że może przyjść na terapie i powiedzieć "wszystkie moje problemy biorą się z tego, że nie mam penisa a chciałbym mieć" (nvm że teoretycznie to miało być nieuświadomione, i dojście do tego wniosku miało być celem całej analizy)

Problem jest właśnie tutaj. ;]
Cytat:
A może przyjmowałaś każde ich spekulacje jako atak na siebie.

Uważam że intepretowanie mk jako niedorobionego chłopca, a kma jako sfrustrowaną feministkę, i robienie im z takimi założeniami "terapii" jest aktem terroru.
 
 
Armand
użytkownik
ImperialistycznyKnur


Preferowany zaimek: on
Punktów: 775
Posty: 5163
Skąd: Katowice/Katzendorf
Wysłany: 2016-03-03, 23:02   

nunumu napisał/a:

Uważam że intepretowanie mk jako niedorobionego chłopca, a kma jako sfrustrowaną feministkę, i robienie im z takimi założeniami "terapii" jest aktem terroru.


Dobry terapeuta nie traktuje. Dobry terapeuta skłania do stawiania pytań i pomaga szukać odpowiedzi. Pierwszą zasadą terapii jest nie oceniać. Jeśli robi to sam terapeuta, to powinien zmienić pracę.
Inna sprawa, że bardzo często pacjenci czują się atakowani przez terapeutę. Nawet ja, mimo wcześniejszych terapii i tego, że z własnej woli się kolejnej poddaję mam poczucie bycia atakowanym. Ale nie dlatego, że terapeuta to robi. Tylko dlatego, że ja tak odczuwam jego ingerencję w moją prywatność i moją własną wizję siebie.

nunumu napisał/a:
Może dlatego że założenie twojego fallocentryzmu nie zakłada, że to, że jesteś sobą, wynika z niewiary we własną wartość, co? ;)


Nie mam zbyt dużego poczucia własnej wartości. Być może moja potrzeba posiadania penisa wynika z chęci bycia lepszym, chociaż po prawdzie to dawno mi tego rodzaju zakompleksienia snu z oczu nie spędzają, a mimo to dalej czuję się tak, jak się czuję. Z tym, że lepiej sobie z tym radzę.

nunumu napisał/a:

Nic dziwnego że fallocentryczna psychoanaliza freudowska nie poniża kma. Mój znajomy nawet śmiał się, że może przyjść na terapie i powiedzieć "wszystkie moje problemy biorą się z tego, że nie mam penisa a chciałbym mieć" (nvm że teoretycznie to miało być nieuświadomione, i dojście do tego wniosku miało być celem całej analizy)


Za każdym razem czuję się zaskakiwany na tym forum, jak ktoś takie kwestie wygłasza. Być może tak jest i macie (bo kilka osób już o tym wspominało, więc pozwolę sobie użyć liczby mnogiej) większe doświadczenie w tym temacie. Ale serio... dla mnie to w dalszym ciągu jest nowość.
_________________
"Jeśli chcesz mieć coś, czego nie miałeś, musisz zacząć robić coś, czego nie robiłeś."
 
 
nunumu
użytkownik
płomyczek

Tożsamość płciowa: ag
Kim jesteś: cis
Preferowany zaimek: bez zaimków
Punktów: 9
Posty: 953
Wysłany: 2016-03-03, 23:14   

No i ty mi mówisz że psychoterapia nie niesie za sobą systemu wartości? ;) Jeżeli chcesz znać moje doświadczenia związane z męskością, to uważam, że wcale nie są lepsze, wręcz odpychające dla mnie osobiście, a moje niskie poczucie własnej wartości mogłoby ulec poprawie nie gdybym postrzegała siebie jako heteroseksualnego macho tylko jako po prostu normalną kobietę zdolną do pełnienia kobiecej roli w społeczeństwie a tego właśnie czuję, że nie mam.

Freudowska psychoanaliza wynikła z introspekcji samego Freuda który najwyraźniej postrzegał kobietę jako jakiś inny niż on rodzaj człowieka, np. w seksie z jego punktu widzenia tylko penis coś robi, a wagina nie, więc to mężczyzna musi mieć większą przyjemność z seksu. I inne bzdury, zwykle błędy wynikłe z uogólnienia niewielkich wycinków na ogół. Przez chwilę mi się nawet zdawało że freudowska koncepcja da się obronić w przypadku TS bo można by założyć, że mk rozwiązują konflitkt na sposób kobiecy, a kmowie męski, i z tego bierze się odwrócona tożsamość, ale to byłaby bzdura w związku z występowaniem osób ts homoseksualnych; po prostu klasyczna psychoanaliza tu się wysypuje a takie osoby jak my niszczymy ten opresyjny schemat.
Cytat:
Tylko dlatego, że ja tak odczuwam jego ingerencję w moją prywatność i moją własną wizję siebie.

Wywołanie dysonansu poznawczego służy właśnie zepsuciu poprzedniej wizji siebie i zbudowaniu takie jak ma terapeuta czyli de facto jest nadużyciem autorytetu i często także przemocą psychiczną. Psychoanaliza mimo że potrafi kogoś zmusić do angażowania się w relacje wbrew swojej orientacji seksualnej, nie potrafi całkowicie wyleczyć homosesksualizmu; mimo, iż pewną moją znajomą przekonała, że jest chłopcem i nigdy nie będzie mogła być kobietą, nie uczyniła jej osobą po której widać radość życia, tylko raczej rezygnację i pustkę wewnętrzną.
Ostatnio zmieniony przez nunumu 2016-03-03, 23:25, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Armand
użytkownik
ImperialistycznyKnur


Preferowany zaimek: on
Punktów: 775
Posty: 5163
Skąd: Katowice/Katzendorf
Wysłany: 2016-03-03, 23:24   

nunumu napisał/a:

No i ty mi mówisz że psychoterapia nie niesie za sobą systemu wartości?


Nie mówię, że nie niesie. Tylko, że nie niesie takiego jak sugerowałaś.

nunumu napisał/a:
po prostu klasyczna psychoanaliza tu się wysypuje a takie osoby jak my niszczymy ten opresyjny schemat.


Freud był ojcem psychoanalizy, ale od jego czasów bardzo dużo się zmieniło.
Teraz traktuje się go tak, jak Einsteina traktują fizycy kwantowi.
Z przymrużeniem oka.

Tak jak już wcześniej wspominałem, u mnie najlepiej sprawdziła się terapia grupowa, szkoła behawioralna.
Z psychoanalizą, a nie dajcie bogowie freudowską, nie miało to już wiele wspólnego.

Cytat:
Wywołanie dysonansu poznawczego służy właśnie zepsuciu poprzedniej wizji siebie i zbudowaniu takie jak ma terapeuta czyli de facto jest nadużyciem autorytetu i często także przemocą psychiczną. Psychoanaliza mimo że potrafi kogoś zmusić do angażowania się w relacje wbrew swojej orientacji seksualnej, nie potrafi całkowicie wyleczyć homosesksualizmu; mimo, iż pewną moją znajomą przekonała, że jest chłopcem i nigdy nie będzie mogła być kobietą, nie uczyniła jej osobą po której widać radość życia, tylko raczej rezygnację i pustkę wewnętrzną.


Nie służy zepsuciu poprzedniej wizji siebie. A bez przyzwolenia pacjenta terapeuta nic nie może zbudować. I nie powinien nawet z tym przyzwoleniem.
Sugerowanie pytań służy zweryfikowaniu wizji siebie. Jeśli ta wizja jest spójna i mocna, wewnętrznie prawidziwa, to nawet jeśli człowiek pewne rzeczy przemyśli i zmieni, to najważniejsze rzeczy zostaną. Nawet w hipnozie nie można człowiekowi poprzestawiać w głowie.

Z resztą o czym my w ogóle mówimy, bo ja w dalszym ciągu czuję, że każde z nas o czym innym.
Cały czas upierasz się, że terapeuta zaneguje, albo nawet zabierze Ci Twoje poczucie tożsamości.

Kiedy podejmowałem się terapii to za każdym razem miałem taki lęk. Teraz też mi on towarzyszy. Ale po latach nic się nie zmieniło specjalnie w moim odczuwaniu siebie. Jeśli już, to poszerzyła się moja wiedza na swój temat. Ale to wszystko zawsze we mnie było i składało się na moją tożsamość. Odkrycie tego pozwoliło mi po prostu radzić sobie z pewnymi rzeczami lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej mógłbym sobie wyobrazić.
_________________
"Jeśli chcesz mieć coś, czego nie miałeś, musisz zacząć robić coś, czego nie robiłeś."
 
 
wendigo
użytkownik
TRU ts ;)


Tożsamość płciowa: m
Preferowany zaimek: on
Punktów: 1033
Posty: 10306
Wysłany: 2016-03-04, 06:25   

nunumu napisał/a:
Cytat:
A przecież przekonstruować definicję siebie chcę - po to idę na psychoterapię.

Ja nie chcę. Może z tym jest problem? :/

Nawet na pewno. Bo piszesz, że chcesz coś zmienić... a teraz że jednak nie chcesz - to chyba masz swoją odpowiedź. Zmiana czegokolwiek zaczyna się od pragnienia tej zmiany.

nunumu napisał/a:

Cytat:
Nie wiem niestety co to jest "psychoterapeutyczny system wartości".

System w którym tylko jednostka jest odpowiedzialna za siebie, swój nastrój, i całą sytuację życiową, ma w pełni wolną wolę i dostaje dokładnie to na co zasługuje, a sposób konstrukcji społeczeństwa jest nieistotny, i nie jest w ogóle sprawą jednostki.

Aha. No to cóż... trudno mi z tym polemizować, bo wygląda na to że chyba tez wyznaję ten system wartości :P
No nie do końca - nie, jednostka nie dostaje tego na co zasługuje, natomiast może zdecydować co zrobi z tym co dostaje. A resztą napisał już Armand.

nunumu napisał/a:
Cytat:
To chyba dobrze, nie?

Okej, tylko czemu nie proponować ludziom z problemami aby poszli do kościoła się wyspowiadać?

Bo to nie jest dla każdego. Dokładnie tak samo jak nie każdy psychoterapeuta jest dla każdego.

nunumu napisał/a:
Cytat:
chyba, że Twoją wartością jest to, że czujesz się gorsza, niepełną kobietą, niegodna miłości itp. - to faktycznie, te "wartości" powinna psychoterapia zmienić

Tak, bo każdy jest wspaniały i równie doskonały, pod warunkiem ofc że stać go na psychoterapię dla europejskiej klasy średniej, w niej każdy jest unikatową gwiazdką z nieba, w ogóle nie bydlęcą masą.

??
Szczerze mówiąc (i jest to m.in. jeden z efektów mojej psychoterapii) nie interesuje mnie czym jest każdy. Interesuje mnie czym ja jestem. A skoro MNIE to interesuje, to ważne czym jestem dla SIEBIE. Natomiast każdy niech sobie sam zdecyduje czy jest doskonały czy nie.

nunumu napisał/a:
Załóżmy, że jakiś psychoterapeuta uważa, że moja tożsamość płciowa wynika z nierozwiązanego konfliktu edypalnego, na co znajdzie mnóstwo argumentów, np. ateizm (negacja postaci ojca) czy ogólną niepokorność wobec rzeczywistości. W takim razie będzie mnie próbował naprostować na tożsamość cismęską, a ja nie godząc się na taką psychoterapię, stosuję wyparcie i nigdy nie rozwiążę swoich problemów. Jest to jeden z punktów widzenia, nie?

Jak tak Cię czytam, to zastanawiam się, jak naprawdę negatywne doświadczenia musiałaś mieć z psychoterapeutami...
Ja jak do tej pory miałem do czynienia w życiu z trzema. I żaden mi jeszcze nie powiedział co on osobiście uważa na jakiś temat :P

Cytat:
psychoterapia tworzy złudzenie, że to wszystko można mieć za pieniądze a ja w to nie za bardzo chcę i potrafię wierzyć.

Najwyraźniej nie wszystko można mieć za pieniądze. W przeciwnym razie wystarczyłoby opłacić psychoterapię i nawet Tobie by pomogła.

ElżbietaFromage napisał/a:
Każdy jest inny i przypadki w życiu każdego z nas są tak różne, że trudno stwierdzić jak należy postąpić.
Niemniej Einstein powiedział:
Czystą głupotą jest robić ciągle to samo i oczekiwać innych rezultatów
- myślisz, że to zdanie jest mniej puste?

Nie, to całkiem dobre zdanie (co nie znaczy że nie stanie się raz coś innego, nawet gdy robimy to samo, no ale nie będę teraz ja filozofować ;) ). Więc jeśli o to chodzi to faktycznie: jak ktoś tylko szukał miłości, to może rzeczywiście powinien przestać. Ja po prostu założyłem, że ktoś już i tego i tego próbował :P

ElżbietaFromage napisał/a:
Zastanawiam się czy zmarł ci ktoś naprawdę bliski - najbliższy przyjaciel, nauczyciel, opiekun. Jedyna osoba, która dawała ci poczucie, że jesteś kimś naprawdę ważnym, która była zawsze z tobą... (ach nie mogę się rozpisywać, bo się właśnie poryczałam, a w pracy jestem ;D)
Znajdywanie w takiej sytuacji dobrych stron, to po prostu próba racjonalizacji i ochronienia się przed poczuciem ogromnej pustki. Wierz mi lub nie, nie ma w tym nic naprawdę dobrego. Ktoś był, a nagle tego kogoś nie ma.

Nie wiem (czy mi zmarł ktoś taki), co do tych którzy mi zmarli - jasne, zdarza się, że ich wspominam, zdarza się, że nawet dziś po latach chce mi się płakać. Ale to nie zmienia faktu że to płakanie nad ich śmiercią ani mnie nigdzie nie zaprowadzi, ani im życia nie wróci - no nic nie da, nic nie zdziała, co najwyżej może sprawić że mi będzie jeszcze gorzej. Nie chciałbym też żeby ktoś tak płakał po mojej śmierci, życzyłbym sobie, żeby się skupił na innych aspektach życia. No i nie widzę nic złego w próbach chronienia siebie.

Ale popatrz - piszesz w tym temacie o płaczu po czyjejś śmierci, a w innym temacie, że życie jest bez smaku i obojętne? Skoro potrafisz płakać po czyjejś śmierci, to chyba tak całkiem obojętne nie jest?
_________________
 
 
salamandra
użytkownik
Jaśnie Panienka


Tożsamość płciowa: k
Punktów: 68
Posty: 791
Wysłany: 2016-03-04, 10:42   

W latach sześćdziesiątych powstała terapia turbodynamiczna, która charakteryzuje się wysoką skutecznością nieraz po jedynie 40 godzinach. Polega na nauczeniu klienta wyszukiwania źródła swoich problemów, uczenia go mechanizmów, które umożliwią klientowi być terapeutą dla siebie samego, charakteryzują się efektem terapeutycznego haju zaraz po odbyciu terapii, który trwa do pierwszego potknięcia wystarczającego by spowodować dołek terapeutyczny, z którego wychodzi się samodzielną terapią, trwającą długo, ale dającą stałe rezultaty, które przeważnie i tak pojawiają się dużo szybciej niż w przypadku popularnej formy terapii. Przebyłam terapię turbodynamiczną, znam jeszcze jedną osobę po takiej terapii, efekty w obu przypadkach są porownywalne z wymienionymi powyżej. Czemu więc się jej nie stosuje, a na jej temat poczytamy, że jest nowatorska, niebezpieczna, niesprawdzona i nieskuteczna? Ponieważ nie uzależnienia osoby z problemem od płacenia terapeucie, uniemożliwia wieloletnie wykorzystywanie czyjegoś problemu w celach zarobkowych, to jest wadą tej terapii, dlatego na studiach odradza się jej prowadzenie, ponieważ pomaganie ludziom odbiera terapeutom chleb. Moja matka jest terapeutką i potwierdza tę opinie.

Ręce opadają, jak na tym forum użytkownczka ma blokowane konto za odradzanie tych szarlatanów, a w innym temacie adminka porównuje Arabów do HIVa i temat ten doliczył się dalej dwunastu stron bronienia tej tezy, a powinien zostać usunięty z wykrzyknikiem. To forum to dno, są przebłyski, ale zazwyczaj skryte za mułem.
_________________
Całuski!
_________________
https://www.youtube.com/watch?v=L9p8LXD5UDs
 
 
ElżbietaFromage
moderator
Ośmiornica z Wenus


Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 186
Posty: 2533
Skąd: Nie-biegun
Wysłany: 2016-03-04, 10:48   

wendigo napisał/a:
Nawet na pewno. Bo piszesz, że chcesz coś zmienić... a teraz że jednak nie chcesz - to chyba masz swoją odpowiedź. Zmiana czegokolwiek zaczyna się od pragnienia tej zmiany.

Czyli wracamy do początku. Podstawą jest chęćzmiany. Psychoterapeuta nie jest od tego, aby zmusić ciebie do zmiany. Musisz sama tego chcieć, musisz wziąć odpowiedzialnośćza swoje wybory - nie chcesz się zmieniać, to znaczy, że tak właśnie wybrałaś.

nunumu napisał/a:
Trochę chyba jest inaczej, bo wcale nie uważam, że powinna była. Nie powinna, bo nie mogła, nie można oczekiwać od ludzi rzeczy niemożliwych. A skoro nie mogła, to nie mogła mi też pomóc.

Wyczuwam ukryty żal o to, że inni nie mogą Ci pomóc w sprawach, w których pomóc po prostu nie mogą. Coś jak żal do psa, kota, czy rybek że nie potrafią mówić.

Chyba zaczynam rozumieć twój problem nunumu. Coś w rodzaju:
- idę się wysikać
- wysikaj się za mnie również
Psychoterapeyta może pokazać tobie tylko gdzie jest toaleta, ale wysikać się musisz iść sama ;)

nunumu napisał/a:
Swoją drogą psychoterapia która miałaby mnie wpędzać w pragnienie odzyskania mojego penisa i zrobienia operacji w drugą stronę, żeby być heteroseksualnym chłopcem jest z mojej obecnej sytuacji bardziej szkodliwa, niż bycie po prostu grubą laską, nie sądzisz?

Może jednak nie powinnaś się pozbywać tego penisa? Dlaczego za nim tęsknisz?

Pamiętam jak z koleżankami z roku stałam na przystanku tramwajowym, obok kiosku. I one nawijały, że faceci myślą tylko o seksie. Zdziwiona ich wypowiedziami powiedziałam aby spojrzały na witrynę z gazetkami i znalazły mi chociaż jedną gazetę "dla mężczyzn" gdzie na okładce była mowa o seksie oraz jedną gazetkę "dla kobiet" gdzie by te słowo nie występowało.

Dlaczego wciąż myślisz o penisie?

_________________
Izolacja, izolacja, kroplówka, cukierki…
 
 
nunumu
użytkownik
płomyczek

Tożsamość płciowa: ag
Kim jesteś: cis
Preferowany zaimek: bez zaimków
Punktów: 9
Posty: 953
Wysłany: 2016-03-04, 12:02   

Cytat:
Zdziwiona ich wypowiedziami powiedziałam aby spojrzały na witrynę z gazetkami i znalazły mi chociaż jedną gazetę "dla mężczyzn" gdzie na okładce była mowa o seksie oraz jedną gazetkę "dla kobiet" gdzie by te słowo nie występowało.

Całe wyjaśnienie jest w tym, że to są gazetki 'dla' a nie 'o'.
Cytat:
Psychoterapeyta może pokazać tobie tylko gdzie jest toaleta, ale wysikać się musisz iść sama ;)

Dobry przykład bo toalety są ściśle przyporządkowane do płci, prawda? ;]
 
 
ElżbietaFromage
moderator
Ośmiornica z Wenus


Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 186
Posty: 2533
Skąd: Nie-biegun
Wysłany: 2016-03-04, 12:11   

nunumu napisał/a:
ałe wyjaśnienie jest w tym, że to są gazetki 'dla' a nie 'o'.

No właśnie - to bardzo dużo mówi ;)

nunumu napisał/a:
Dobry przykład bo toalety są ściśle przyporządkowane do płci, prawda? ;]

W wojsku o takich problemach mówi się "problem typu kutas" ;)



Powiedz, dlaczego tak bardzo boisz się tego, że psycholog będzie Ciebie zachęcał do pogodzenia się z byciem mężczyzną i przekonywał Ciebie o tym abyś przyszyła penisa? Dlaczego tak bardzo się tego boisz?
Sama byłabym po prostu zmęczona tego typu gadką psychologa i nie chciałabym o tym gadać, bo ile można udowadniać, że nie jest się wielbłądem. Z twoich wypowiedzi jednak wnioskuję, że się boisz.
Czy nie jesteś do końca przekonana, że dobrze zrobiłaś? Boisz się dowiedzieć, że się pomyliłaś, bo gdzieś tam w środku żywisz takie przekonanie - że tranzycja to był błąd?
_________________
Izolacja, izolacja, kroplówka, cukierki…
 
 
nunumu
użytkownik
płomyczek

Tożsamość płciowa: ag
Kim jesteś: cis
Preferowany zaimek: bez zaimków
Punktów: 9
Posty: 953
Wysłany: 2016-03-04, 12:16   

Wojsko to zmaterializowana forma ludzkiej głupoty.
Cytat:
Powiedz, dlaczego tak bardzo boisz się tego, że psycholog będzie Ciebie zachęcał do pogodzenia się z byciem mężczyzną i przekonywał Ciebie o tym abyś przyszyła penisa? Dlaczego tak bardzo się tego boisz?

Nie, nawet nie o to chodzi, że będzie namawiał, chodzi o konieczność myślenia w kategoriach, w których jedyny prawdziwy gender to ten gender, który jest przypisany do mojej biologii, i zdrowa seksualność, to taka jaką ma większość osób z którą łączy mnie biologia. Dlatego tylko, że inne spojrzenie jest niezrozumiałe dla analizującego mnie punktu zewnętrznego, a skoro jest inne to pewnie jest nieprawidłowe.
Cytat:
Czy nie jesteś do końca przekonana, że dobrze zrobiłaś?

To już mi sugerujesz, i o tym właśnie piszę. Wszędzie, w Internecie, w kulturze, podważa się tożsamość osób trans, próbując nas przekonać, że 'źle robimy', a potem, gdy zaczniemy już w siebie wątpić, używane jest to do dalszych ataków na zasadzie 'a widzisz, wątpisz!'. To tak samo jak z homoseksualistami którym wmawia się na każdym kroku, że wypierają pociąg hetero, gdy pociąg hetero uważa się za niepodważalny. Potem gdy ktoś się zaczyna zastanawiać, to wykorzystuje się do ataku na zasadzie 'a widzisz, może jednak nie jesteś homo?'.

W kulturze tak skonstruowanej nie można być nigdy całkowicie pewną, a nieustanne podważanie wyborów i zinternalizowane negowanie samych siebie uważam za przemoc. Zauważ że czym bardziej ktoś jest opresjonowany tym silniejsze ma wahania co do jednoznaczności własnej tożsamości, np. mk chętniej przyjmują binarne tożsamości niż kmowie, wśród mniejszości etnicznych jest więcej queerów niż true-ts.

Samo stawienie pytania 'czy zrobiłam dobrze' zakłada jakieś wartościowanie w kontekście którego zrobiłam dobrze lub źle. A zrobiłam co chciałam właśnie dlatego, że chciałam, w oderwaniu od tego, czy to jest zgodne z jakimś zewnętrznym punktem widzenia. Podejście, w którym w ogóle przyjęcie tożsamości innej niż męska przeze mnie jest odpowiedzialne za wszystkie problemy, za wszystko co mnie boli, znam od okresu nastoletniego. C'mon gdy miałam 15 lat czytałam teksty rad-fem które były silnie antytransowe.
 
 
Armand
użytkownik
ImperialistycznyKnur


Preferowany zaimek: on
Punktów: 775
Posty: 5163
Skąd: Katowice/Katzendorf
Wysłany: 2016-03-04, 12:36   

Szczerze mowiac, czytajac to forum (wiem, nie jest calym swiatem) odnisze wrazenie, ze k/m z watpliwosciami jest tyle samo, lub wiecej od m/k. Moze ma to zwiazek z lekiem przed byciem uznana/ym za nie–true.

Inna sprawa, to dazenie za wszelka cene do postawienia sie tylko i wylacznie po jednej ze stron. Nasza kultura, jako wyjatkowo binarna, mimo, ze negowana przez czesc srodowiska LGbT, jak widac ma sie bardzo dobrze ze swoim wplywem nawet tam. Dlatego napisalem "b" z malej. Pominalem "Q", bo to niemalze zupelnie nie miesci sie w pojmowaniu tej kultury, jako binarnej z natury.
_________________
"Jeśli chcesz mieć coś, czego nie miałeś, musisz zacząć robić coś, czego nie robiłeś."
 
 
ElżbietaFromage
moderator
Ośmiornica z Wenus


Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 186
Posty: 2533
Skąd: Nie-biegun
Wysłany: 2016-03-04, 12:53   

nunumu napisał/a:
To już mi sugerujesz, i o tym właśnie piszę. Wszędzie, w Internecie, w kulturze, podważa się tożsamość osób trans, próbując nas przekonać, że 'źle robimy', a potem, gdy zaczniemy już w siebie wątpić, używane jest to do dalszych ataków na zasadzie 'a widzisz, wątpisz!'.

Tylko ty wciąż zakładasz, że coś ciebie spotka. Twoja sytuacja jest dla mnie parafrazą wyuczonej bezradności. Nie chodzi o to, że wątpisz, ale że zakładasz, że ktoś będzie ciebie wbrew tobie zmuszał do zaakceptowania czegoś czego nie chcesz. To nie jest to samo co zastanawianie się nad tym: czy dobrze robię? To jest lęk przed tym, że inni będą Ciebie naprostowywać. Jednocześnie, z tego co mówisz, nikt Ciebie nie naprostowywał.
_________________
Izolacja, izolacja, kroplówka, cukierki…
 
 
nunumu
użytkownik
płomyczek

Tożsamość płciowa: ag
Kim jesteś: cis
Preferowany zaimek: bez zaimków
Punktów: 9
Posty: 953
Wysłany: 2016-03-04, 13:11   

Skoro nie będą, to powiedz, czemu tak długo tak robili. Czemu jak się chce wyszukać informacji w internecie jak dbać o siebie po SRS to pierwszymi wynikami są 'sex change regret' i katolskie stronki? Dlaczego tyle osób nas nienawidzi?

Rozmawiałam też z osobami albo zniszczonymi psychicznie, przez albo negowanie tożsamości, albo przez sforsowanie do zmian których nie chcieli, widziałam jak w środowiskach które teoretycznie miały być liberalne i przyjazne jacyś kolesie misgenderowali mojego kolegę a on udawał, że nie słyszy? Czemu jest tyle patologii?

Nie wierzę w przyjazne nastawienie instytucji których celem miała być pomoc nam. W Polsce nikt nikogo nie uczy egalitarnego myślenia, jest wręcz zachwyt nad przemocą, nad podporządkowywaniem sobie słabszych, i kopaniem leżących. Żadne środowiska nie są od tego wolne, wszyscy wierzą w socdarwinistyczny system wartości.

Nieprawda, że nikt mnie nie naprostowywał, bo działo się to długo, od najwcześniejszych lat próbowano mnie zmuszać do bycia chłopcem pod pozorem pomagania mi. Pornografia pokazuje wypaczony obraz transkobiety, podporzadkowanej cismęskim fetyszom. Obrazy wzięte z tej kultury próbowano mi wepchnąć na siłę pod pozorem bycia pozytywnymi. A najbardziej nienawidzę jak próbuje się dawać mk męskie przywileje.
 
 
Armand
użytkownik
ImperialistycznyKnur


Preferowany zaimek: on
Punktów: 775
Posty: 5163
Skąd: Katowice/Katzendorf
Wysłany: 2016-03-04, 13:16   

ElżbietaFromage wazki fakt zauwazyla. Ze towarzyszy Ci lek przed byciem zmuszana, naprostowywana. Z tego co mowisz nunumu, to Cie spotykalo od nastoletniosci. Mechanizm Twojej reakcji obronnej na to mogl utrwalic sie na tyle mocno, ze teraz wszystko co dotyka tematu twojej TS traktujesz jako atak na siebie. Bronisz sie wiec zawczasu, i zdaje sie ze troche na wyrost. Tym samym pozbawiasz sie mozliwosci rozwoju, bo stety niestety, ale wieksza jego czesc jest kreowana przez bodzce zewnętrzne, interakcje z innymi ludzmi.

Jestes dorosla i nikt nie moze Ci niczego narzucic bez Twojej zgody. Ale nie wiesz o tym, bo caly czas jesteś przekonana, ze tkwisz w tej samej sytuacji co 15 letnie dziecko, ktore potrzebowalo pomocy, a czesto znajdowalo niezrozumienie.

P. S. Uwazam ze Darwin mial racje w swoich spostrzezeniach, ale to nie oznacza ze kopie lezacych i uwazam, ze trzeba ludzi gnoic. Po to miedzy innymi stworzono cywiluzacje, jaka by ona nie byla, by takie zachowania korygowac.
Byc moze jestem niedzisiejszy.
_________________
"Jeśli chcesz mieć coś, czego nie miałeś, musisz zacząć robić coś, czego nie robiłeś."
 
 
ElżbietaFromage
moderator
Ośmiornica z Wenus


Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 186
Posty: 2533
Skąd: Nie-biegun
Wysłany: 2016-03-04, 16:07   

nunumu napisał/a:
Skoro nie będą, to powiedz, czemu tak długo tak robili. Czemu jak się chce wyszukać informacji w internecie jak dbać o siebie po SRS to pierwszymi wynikami są 'sex change regret' i katolskie stronki? Dlaczego tyle osób nas nienawidzi?


Pojadę znowu Sartre'm (przepisałam dla Ciebie go specjalnie :D )

Jako przykład, który pozwoli wam lepiej zrozumieć słowo „osamotnienie”, przytoczę historię jednego z mych uczniów, który zwrócił się do mnie w następujących okolicznościach: jego rodzice żyli w niezgodzie, ojciec skłaniał się ku kolaboracji, starszy brat został zabity podczas ofensywy niemieckiej […] Mieszkali we dwoje z matką, bardzo zgnębioną półzdradą swego męża oraz śmiercią starszego syna. Jedyną pociechą był dla niej młodszy syn. W tym momencie młody człowiek miał do wyboru: albo […] zaciągnąć się do Francuskich Wolnych Sił - co było równoznaczne z porzuceniem matki - albo pozostanie z matką i pomaganie jej w życiu. Zdawał sobie sprawę, że […] jego zniknięcie […] pogrążyłoby ją w rozpaczy. […] Wahał się więc między dwoma […] rodzajami moralności: z jednej strony moralność współczucia, poświęcenie dla jednostki, a z drugiej - moralność o szerszym zakresie […] Należało wybrać między nimi. Kto mógłby mu pomóc w wyborze? Doktryna chrześcijańska? Nie. Doktryna chrześcijańska mówi: […] kochaj bliźnich waszych […] etc. Ale […] kogo powinno się kochać jak bliźniego swego: towarzysza broni czy matkę? […] Żadna moralność podana w przepisach nie może na to odpowiedzieć. […]
Powiecie, że ten młody człowiek przynajmniej przyszedł do swojego profesora, aby zapytać go o radę.
Ale jeżeli szukacie rady na przykład u księdza - to wy wybieracie tego księdza i w gruncie rzeczy wiecie już mniej więcej, co on wam doradzi. Inaczej mówiąc, wybrać doradcę to znaczy już zaangażować się samemu. […] Tak więc uczeń przychodząc do mnie znał już odpowiedź, którą mógłbym mu dać, i istotnie miałem dla niego tylko jedną odpowiedź: jest pan wolny, niech pan wybiera […] Żadna moralność powszechna nie może panu wskazać, jak należy postąpić. W ogóle nie ma żadnych wskazówek na świecie. Ale katolicy odpowiedzą: są wskazówki. Załóżmy to. W każdym jednak wypadku to ja sam tylko dokonam wyboru ich znaczenia […] Można było wyciągnąć inne wnioski […] On sam więc [pojedynczy człowiek] ponosi odpowiedzialność za odszyfrowanie znaku. Osamotnienie narzuca samodzielny wybór własnego bytu. Osamotnieniu towarzyszy niepokój.


Mówiąc inaczej: to co słyszysz zależy tylko i wyłącznie od Ciebie. Sama czytałam zarówno o takim podejściu o jakim wspominasz, a także o podejściu zupełnie innym (u takiego psychologa zresztą miałam robioną diagnozę, moja dziewczyna leczyła wyuczoną bezradność, a i nie jedna osoba z forum u niego robiła diagnozę lub psychoterapię). Zanim poszłam do psychologa zależało mi na tym, aby była to osoba o której mogę się coś dowiedzieć, o jej poglądach, podejściu. Wybrałam bardzo ostrożnie i przedstawiając swoje potrzeby dostałam rekomendacje takiego a nie innego specjalisty. Nie zawiodłam się. Niczego mi nie narzucał, potrafił oddzielić problemy DDA od TS, problemy dojrzewania zakotwiczonego w burzę testosteronu i męskiego towarzystwa. Który sam nie wychodził z pozycji alfy i omegi. Z doświadczeń innych osób wiem, że nigdy niczego nie narzucał w terapiach.
Byłam też i u innego psychologa (został mi narzucony przez seksuologa), który na wywiadzie dotyczącym moich problemów potrafił się zaśmiać z pogardą i wyższością(w sumie to była ona, więc potrafiła ;) )
Tak więc @nunumu masz narzędzia, internet, opowieści ludzi i ich doświadczenia, więc masz w czym wybierać. Nie musisz budować swoich opinii tylko na podstawie negatywnych doświadczeń, bo są też inne.
Wendigo opowiada tobie o pozytywnym doświadczeniu, Armand opowiada tobie o pozytywnym doświadczeniu i ja również mogę się tutaj podpisać (choć terapię miałam tylko grupową i to dawno temu).

Także ty wybierasz czy uwierzysz psychologom, czy im zaufasz. Tak więc u podstaw wszystko zależy od Ciebie.
_________________
Izolacja, izolacja, kroplówka, cukierki…
 
 
DeadSally
[Usunięty]

Wysłany: 2016-03-04, 17:04   

nunumu napisał/a:
Psychoterapeyta może pokazać tobie tylko gdzie jest toaleta, ale wysikać się musisz iść sama ;)

Dobry przykład bo toalety są ściśle przyporządkowane do płci, prawda? ;]

Zły przykład... Psychoterapeuta powie o tylko istnieniu toalet raczej...
 
 
kicur
moderator
GeekofJurisprudence


Tożsamość płciowa: m
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: on
Punktów: 478
Posty: 3629
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2016-03-04, 21:46   

Teraz jestem zdezorientowany, czemu wszyscy przekonują Cię do psychoterapii, jeśli akurat psychoterapii się obawiasz. Przecież wielu ludziom udaje się dokonać pewnej zmiany samego siebie bez pomocy psychoterapeuty, więc jest to możliwe.

nunumu napisał/a:
kicur napisał/a:
Właściwie to przecież tak samo jest z normalnymi lekarzami. Jestem alergikiem i żeby się czuć dobrze, muszę pamiętać o regularnym zażywaniu leków i sprzątaniu kurzu nie rzadziej niż raz w tygodniu.

To ja wiem, tylko, że zapominam. W ogóle coraz słabiej radzę sobie z obowiązkami i coraz trudniej mi jest to ogarnąć. Więc sama świadomość że jak nie ogarnę, to nic nie zmienię, mnie nie mobilizuje. Pcham to wszystko po linii najmniejszego oporu i mam niewielką wiarę w możliwość robienia inaczej...


Szczerze mówiąc, nie wiem, jakiej zmiany samej siebie byś chciała - z lektury wątku jedynie wyłowiłem spóźnianie się oraz niemożność schudnięcia. Wielu cisów się spóźnia i jest otyłych, a więc mało prawdopodobne, żeby akurat u Ciebie przyczyną tych problemów było nie/posiadanie jakiejś części ciała, prawda? ;)

Jeśli chodzi o spóźnianie się, co sądzisz o pomyśle nastawienia zegarka 10 minut do przodu i traktowanie tego, BEZ WYJĄTKÓW, jako prawdziwej godziny? :)

To jest konkret dotyczący spóźniania się, który mi przychodzi do głowy na szybko - sam tak kiedyś robiłem. Wydaje się, że inne sposoby radzenia sobie ze spóźnieniem się możesz znaleźć na jakichś blogach/ w książkach poświęconych zarządzaniu czasem. [UWAGA, PROPOZYCJA WYMAGAJĄCA ZAPŁACENIA KOMUŚ] Może mogłabyś też wygooglać jakiegoś trenera umiejętności biznesowych i umówić się z nim na mailowe konsultacje dotyczące spóźniania się? Gdybyś mu nie napisała, że jesteś TS, to dałby Ci dokładnie takie same rady jak każdemu cisowi. Oczywiście, żeby to poskutkowało, to musiałabyś na co dzień zacząć się stosować do wskazówek z książki/ od trenera.
 
 
 
wendigo
użytkownik
TRU ts ;)


Tożsamość płciowa: m
Preferowany zaimek: on
Punktów: 1033
Posty: 10306
Wysłany: 2016-03-06, 20:55   

ElżbietaFromage napisał/a:
wendigo napisał/a:
Nawet na pewno. Bo piszesz, że chcesz coś zmienić... a teraz że jednak nie chcesz - to chyba masz swoją odpowiedź. Zmiana czegokolwiek zaczyna się od pragnienia tej zmiany.

Czyli wracamy do początku. Podstawą jest chęćzmiany. Psychoterapeuta nie jest od tego, aby zmusić ciebie do zmiany. Musisz sama tego chcieć, musisz wziąć odpowiedzialnośćza swoje wybory - nie chcesz się zmieniać, to znaczy, że tak właśnie wybrałaś.

Nie idź w tą stronę ;)
Ale pomyśl: chcesz żeby się coś zmieniło... to co się ma zmienić jak nie Ty? dlaczego otoczenie miałoby się zmienić? tzn. jak Ty chcesz wpłynąć na zmianę otoczenia? Tego się nie osiągnie psychoterapią, faktycznie ;)

nunumu napisał/a:
Dobry przykład bo toalety są ściśle przyporządkowane do płci, prawda? ;]

Dlaczego jesteś tak bardzo zafiksowana na płci w każdym aspekcie?

nunumu napisał/a:
Skoro nie będą, to powiedz, czemu tak długo tak robili. Czemu jak się chce wyszukać informacji w internecie jak dbać o siebie po SRS to pierwszymi wynikami są 'sex change regret' i katolskie stronki? Dlaczego tyle osób nas nienawidzi?

Rozmawiałam też z osobami albo zniszczonymi psychicznie, przez albo negowanie tożsamości, albo przez sforsowanie do zmian których nie chcieli, widziałam jak w środowiskach które teoretycznie miały być liberalne i przyjazne jacyś kolesie misgenderowali mojego kolegę a on udawał, że nie słyszy? Czemu jest tyle patologii?

Nie wierzę w przyjazne nastawienie instytucji których celem miała być pomoc nam. W Polsce nikt nikogo nie uczy egalitarnego myślenia, jest wręcz zachwyt nad przemocą, nad podporządkowywaniem sobie słabszych, i kopaniem leżących. Żadne środowiska nie są od tego wolne, wszyscy wierzą w socdarwinistyczny system wartości.

Robisz sobie krzywdę. Tak, to wszystko jest przykre o czym piszesz, ale jak się do tego nie zdystansujesz, to będziesz całe życie pływać w nieszczęściu innych ludzi. Czemu jest tyle patologii? nie wiem, ale wiem, że jej nie zwalczę. Więc zamiast rozgrzebywać tą patologię zajmę się sobą najpierw. A jak wyprowadzę siebie na prostą, to może będę działać na rzecz zwalczenia tej patologii. Nie w odwrotnej kolejności, bo bym się wykończył.

kicur napisał/a:
Teraz jestem zdezorientowany, czemu wszyscy przekonują Cię do psychoterapii, jeśli akurat psychoterapii się obawiasz. Przecież wielu ludziom udaje się dokonać pewnej zmiany samego siebie bez pomocy psychoterapeuty, więc jest to możliwe.

Bo większości ludzi jednak z psychoterapeutą idzie lepiej, szybciej, skuteczniej...
_________________
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,61 sekundy. Zapytań do SQL: 14