Ogłoszenie 
UWAGA: strona
wolne-forum-transowe.pl
NIE ma nic wspólnego z niniejszym forum


NIE należy podawać tam swoich danych logowania ze strony:
transpomoc.pl

Poprzedni temat «» Następny temat
Transseksualizm a prokreacja
Autor Wiadomość
fioletowe
[Usunięty]

Wysłany: 2018-03-26, 21:48   Transseksualizm a prokreacja

Mam przyjaciółkę, która zwierzyła mi się, że w wieku nastoletnim przechodziła długotrwałą burzę hormonalną i była absolutnie pewna, że chce zmienić płeć; a potem jej przeszło i teraz jest szczęśliwą matką czwórki dzieci.
Mam pytanie: czy decydując się na operację bierzecie pod uwagę fakt, że raz na zawsze rezygnujecie z takiej błahostki jak prokreacja; czy ma to dla Was jakiekolwiek znaczenie?
Przyznaję, że dla mnie jest to czynnik kluczowy, dlatego pytam.
 
 
kicur
moderator
GeekofJurisprudence


Tożsamość płciowa: m
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: on
Punktów: 478
Posty: 3629
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2018-03-26, 21:52   

Tak. Jestem przeciwny posiadaniu dzieci.

Nie wiem, jakiej jesteś płci biologicznej, ale przecież da się pobrać i zamrozić gamety, jeśli to dla Ciebie takie istotne :)
_________________
Każdy królem może być,
Każdy własnym królem jest.


 
 
 
Jenny
użytkownik


Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 356
Posty: 1953
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2018-03-26, 22:32   

To nie jest historia z happy endem.
_________________
Tranzycja to nie wszystko, ale wszystko bez tranzycji to ch**.
 
 
fioletowe
[Usunięty]

Wysłany: 2018-03-26, 22:41   

Jenny, Sorry, ale nie za bardzo rozumiem, proszę doprecyzować, co nie jest z happy endem? operacja? czy historia mojej przyjaciółki? czy może sam temat wątku?
 
 
Armand
użytkownik
ImperialistycznyKnur


Preferowany zaimek: on
Punktów: 775
Posty: 5163
Skąd: Katowice/Katzendorf
Wysłany: 2018-03-26, 22:43   

Trochę nie rozumiem co miałbym zrobić ze swoim jajeczkiem. Wolałbym być ojcem, a nie matką. Nie mam potrzeby przekazania kodu. Mogę adoptować.
_________________
"Jeśli chcesz mieć coś, czego nie miałeś, musisz zacząć robić coś, czego nie robiłeś."
 
 
skasowany
[Usunięty]

Wysłany: 2018-03-26, 23:44   

Armand napisał/a:
Trochę nie rozumiem co miałbym zrobić ze swoim jajeczkiem.

To co chcesz, choć niektórzy lekarze nalegają na zamrożenie jako, że bez tego nie wydadzą zgody na tranzycję (co jest dla mnie przerażąjące).


Cytat:
Wolałbym być ojcem, a nie matką. Nie mam potrzeby przekazania kodu. Mogę adoptować.

Jeżeli masz taką potrzebę, zawsze możesz to zrobić.

Co do samego jajeczka - może kiedyś w zapłodnieniu invitro przewidziane będzie pobranie DNA z komórki i przeniesienie go do plemnika. Z jajeczka powinno być prościej bo tam nie trzeba rozdzielać chromosomów. Jednak zastanawiałabym się nad potencjalną możliwością spłodzenia dziecka z tą samą wadą. Ryzyko może być większe. Jest mało badań nad genetyką osób TS, a może coś siedzieć w genach.
Ostatnio zmieniony przez 2018-03-26, 23:46, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Freja
ateistyczna bogini
Freja Draco


Tożsamość płciowa: k
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 903
Posty: 7086
Wysłany: 2018-03-26, 23:45   

fioletowe napisał/a:
Mam pytanie: czy decydując się na operację bierzecie pod uwagę fakt, że raz na zawsze rezygnujecie z takiej błahostki jak prokreacja;

Tak.

fioletowe napisał/a:
czy ma to dla Was jakiekolwiek znaczenie?

Przed 30-tką chciałam mieć dzieci i chyba nawet bardzo. Później mi przeszło i dziś te swoje ówczesne chcenia wspominam trochę jak zły sen, a trochę jak emocje jakiejś innej osoby.
_________________
Freja Draco
 
 
Monoko
użytkownik

Preferowany zaimek: ona
Punktów: 98
Posty: 640
Wysłany: 2018-03-26, 23:50   

fioletowe napisał/a:
Mam pytanie: czy decydując się na operację bierzecie pod uwagę fakt, że raz na zawsze rezygnujecie z takiej błahostki jak prokreacja; czy ma to dla Was jakiekolwiek znaczenie?

Tak i bardzo się z tego cieszę. Właściwie to chyba jedyna zaleta mojego bycia TS (zaoszczędzę na podwiązaniu jajowodów).

Poza tym, nie jestem w stanie zrozumieć ludzi którzy absolutnie muszą mieć swoje biologiczne potomstwo. Dla mnie to egoizm w czystej postaci ("bo chcę żeby było podobne do mnie", "żeby miało moje geny" itp.)
_________________
. . . . . . . . . . . . . . . . .
 
 
skasowany
[Usunięty]

Wysłany: 2018-03-27, 00:06   

Niebieskie - myślę, że prędzej egocentryzm niż egoizm. Poza tym myślę, że to wrodzony mechanizm i dotyczy prawie wszystkich ludzi. Gdyby nie rozmnażanie się i nie przekazywanie (przymusowo) swoich genów by było potomstwo, to gatunek przestałby istnieć. Czy różni się to czymś od kotów, psów, czy małp? Mamy coś "więcej" od nich - świadomość swojego istnienia, możliwość myślenia na wyższym poziomie, ale powiedzmy sobie szczerze i tu nikogo z ziemią nie zrównuję - jesteśmy zwierzętami, a dokładniej przybliżając biologię - ssakami. Możemy więc np. zdecydować - "mamy prawdopodobnie wady genetyczne, więc lepiej ich dalej nie przekazywać". Ale wybór należy do człowieka - jest wolną jednostką (nie licząc zniewolenia przez rodziców oraz przez państwo/prawo).
 
 
Monoko
użytkownik

Preferowany zaimek: ona
Punktów: 98
Posty: 640
Wysłany: 2018-03-27, 00:22   

AhsokaTano, masz właściwie rację co do naszych "zwierzęcych instynktów". Pewne rzeczy są determinowane przez biologię. Co jednak nie zmienia tego, że niespecjalnie sympatyzuję z Matką Naturą i jej prawami i uważam, że ludzie powinni lepiej troszczyć się o istoty już istniejące niż o produkcję nowych (i tak jest już nas na Ziemi za dużo a z czasem będzie tylko gorzej).
_________________
. . . . . . . . . . . . . . . . .
 
 
skasowany
[Usunięty]

Wysłany: 2018-03-27, 00:31   

gorzej, bo przez tą ilość są zagrożone gatunki na ziemi. Niektóre zwierzęta szczególnie lubię i gdy slyszę, że zostało ich tylko 5 czy 18 tysięcy na ziemi to aż mi jest smutno. Fakt - człowiek powinien pomóc chociaż tym dzieciom z okienka i je adoptować, skoro ma świadomość, że już z nim samym jest "mocno nie tak" względem natury. Urodzenie dziecka z transseksualizmem raczej do miłych chwil by nie należało. Szczególnie kilka lat po porodzie... (zakładam, że dziecko by powiedziało jak się czuje wiedząc, że matka/ojciec miał tak samo).

Pisząc to tylko uświadomiłam reszcie, że nie jesteśmy tylko świadomością (duszą, czy jak to tam sobie zwie w swojej religii/światopoglądzie), ale też zjednoczonym z tym ciałem - zwierzęciem, które... ma instynkty.
Ostatnio zmieniony przez 2018-03-27, 00:32, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
DeadSally
[Usunięty]

Wysłany: 2018-03-27, 00:32   

https://www.youtube.com/watch?v=HCwOk0yQ1xo można włączyć polskie napisy
 
 
Karatajew
użytkownik
\__________/


Tożsamość płciowa: m
Preferowany zaimek: on
Punktów: 158
Posty: 973
Skąd: z brzucha mamy
Wysłany: 2018-03-27, 01:14   

Zawsze, tzn. od podstawówki traktowałem się jako osobę bezpłodną (no bo jak mam być mamą, skoro jestem chłopakiem). Brak możliwości prokreacji jest częścią ceny za moje życie jako mężczyzny. Chciałbym mieć dziecko/dzieci i nie jestem specjalnie zadowolony, że nie mogę; przywykłem jednak do świadomości bezpłodności (obecnie już realnej). Jeśli ktoś chce przekazać swój materiał genetyczny, to jak kicur napisał, może zamrozić gamety.

Dzieci można mieć na różne sposoby - tranzycję można przejść tylko na jeden sposób.

Są tu osoby TS w kwiecie wieku, które mają biologiczne dzieci i przeszły/przechodzą tranzycję, i takie, które właśnie z tego względu tego nie robią. Pewnie bardzo mocno kochają swoje pociechy, cieszą się, że się urodziły, itp., u nich sytuacja jest jaka jest - ale czy poradziłyby bezdzietnej osobie TS, żeby najpierw założyła rodzinę (póki ma zdolność tej jakże fajowej prokreacji), a tranzycję odłożyła na później?

fioletowe napisał/a:
czy decydując się na operację bierzecie pod uwagę fakt, że raz na zawsze rezygnujecie z takiej błahostki jak prokreacja; czy ma to dla Was jakiekolwiek znaczenie?


Szczerze mówiąc to jest to dziwne pytanie jak dla mnie (albo dziwnie sformułowane). Bo prokreacja oprócz zapłodnienia wiąże się z rodzicielstwem (i często też związkiem), chyba że zamierzasz nacieszyć się spłodzeniem dziecka i zwiać :-> Co komu po samej zdolności prokreacji, jeśli ona na zawsze wiąże Cię z rolą Twojej biologicznej płci w oczach biologicznego dziecka?

Jeśli jesteś biologicznym mężczyzną, to dla niego zostajesz na zawsze tatą. Zwiążesz się na zawsze z tą rolą, z fikcyjną postacią, którą wykreujesz na potrzeby rodziny, żeby mieli wrażenie, że wszystko jest w porządku, żeby dziecko się rozwijało z prawidłowymi wzorcami? Będziesz tak udawał do końca życia, umierając jako ta fikcyjna postać, której odtwórcy nikt nigdy nie poznał? Będziesz bez emocji patrzył na żonę i na córkę, jak beztrosko żyją "Twoim" życiem, którego nie masz i nigdy nie miałeś? A jeśli wyoutować się dzieciom, rodzinie i przejść tranzycję - czyli co, najpierw starasz się stworzyć im dom+rodzinę, a potem brutalnie to burzysz mówiąc, że to była fikcja zbudowana na Twoim cierpieniu? A jeśli udawanie Cię przerośnie? Będziesz uciekać od tej roli, domu, dzieci, np. w coś pożytecznego, np. pracę? Rodzic nieobecny to nie jest dobry rodzic... Czyli ani nie przejdziesz tranzycji, ani dzieci nie skorzystają na tym, że mają super tatę (chociaż fikcyjnego i zakładając, że dasz radę udawać)? A może zamiast pracoholizmu alkoholizm albo wyładowywanie się na wszystkich dookoła? Stracisz dzieci, które były takie ważne - zerwą z Tobą kontakt (przynajmniej na jakiś czas) - a czy go odnowią i na jakich zasadach? Mogą popełnić samobójstwo albo próbę samobójczą, trafić do szpitala psychiatrycznego (słyszałem o takiej historii w Polsce)... Będziesz umiał żyć ze świadomością, że Twoje "szczęście" doprowadziło ukochane osoby do takiego stanu/śmierci? Skupią się na swoim nieszczęściu, nie na tym, co Ty dla nich poświęciłeś. No i życie rodzinne to nie wszystko, jeszcze są znajomi, praca i tzw. swoje życie - tam też im dłużej kłamiesz, tym trudniej będzie się wyplątać.
To tylko takie przykłady, broń Boże wierny opis rozterek rodzica, który jest niewyoutowanym TS, bo nie mam takich doświadczeń. A i pisać jest łatwo, gorzej z radzeniem sobie na co dzień :| Mam nadzieję, że żadnego forumowicza ani forumowiczki, który jest biologicznym rodzicem nie uraziłem.

Wyżej założyłem istnienie tradycyjnej rodziny jak z obrazka i realia naszego kraju, ale oczywiście mogą też być rodziny nietradycyjne :P Wszyscy chyba słyszeliśmy m.in. o kaemach, którzy rodzili dzieci.
Twoje szczęście to nieszczęście dzieci, szczęście dzieci to Twoje nieszczęście. Skrzywdzisz albo dziecko albo siebie, albo i dziecko i siebie - nigdy bym tego nie zrobił i w sumie trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś zdecydowałby się świadomie na taki scenariusz.
_________________
 
 
Vera-chan
użytkownik


Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 148
Posty: 743
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2018-03-27, 02:40   

Niebieskie napisał/a:
Poza tym, nie jestem w stanie zrozumieć ludzi którzy absolutnie muszą mieć swoje biologiczne potomstwo. Dla mnie to egoizm w czystej postaci ("bo chcę żeby było podobne do mnie", "żeby miało moje geny" itp.)

Analogicznie - czy przechodzenie korekty płci to już egoizm w czystej postaci?
 
 
Monoko
użytkownik

Preferowany zaimek: ona
Punktów: 98
Posty: 640
Wysłany: 2018-03-27, 04:22   

Vera-chan napisał/a:
Analogicznie - czy przechodzenie korekty płci to już egoizm w czystej postaci?

Nie bo poddając się korekcie decydujesz o sobie*, nie zaś o powołaniu do życia nowego istnienia (które np. może urodzić się chore i będzie cierpieć, jakby nie patrzeć, z twojego powodu).



* nie wnikam w sytuacje gdzie ktoś już wcześniej pobłądził w życiu i ma pewne zobowiązania wobec innych
_________________
. . . . . . . . . . . . . . . . .
 
 
Nemie
użytkownik


Tożsamość płciowa: k
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 18
Posty: 153
Wysłany: 2018-03-27, 07:58   Re: Transseksualizm a prokreacja

fioletowe napisał/a:
Mam przyjaciółkę, która zwierzyła mi się, że w wieku nastoletnim przechodziła długotrwałą burzę hormonalną i była absolutnie pewna, że chce zmienić płeć; a potem jej przeszło i teraz jest szczęśliwą matką czwórki dzieci.
Mam pytanie: czy decydując się na operację bierzecie pod uwagę fakt, że raz na zawsze rezygnujecie z takiej błahostki jak prokreacja; czy ma to dla Was jakiekolwiek znaczenie?
Przyznaję, że dla mnie jest to czynnik kluczowy, dlatego pytam.


Biorę pod uwagę. Jest to jeden z czynników, który mnie dołuje. Nie chodzi o samą utraconą bezpłodność, a niemożność urodzenia dziecka.
Co do mojej płodności to w praktyce i tak jej nie było. Nie byłam w stanie być w związku z kobietą, ani czerpać przyjemności w łóżku, więc i tak byłby problem z dziećmi.
A nawet gdyby była taka możliwość, to bym stała przed wyborem:

- wiedząc, że jestem ts pchać się w związek i prędzej czy później i tak już nie wytrzymać życia jako facet i poddać się tranzycji. Przy okazji najprawdopodobniej zawalić świat dzieciom i żonie, a dla siebie samej i tak działać na niekorzyść z kolejnymi traconymi latami.
- olać to i zacząć tranzycje. Szczęśliwa z powodu braku wlasnych dzieci i tak nie będę, ale przynajmniej oszczędzę przykrości dzieciom i żonie. Wystarczy, że mi jest ciężko, po co przy okazji robić to innym. Nie mówiąc o tym jakbym się czuła słysząc ciągle "tato".

To jednak punkt widzenia z mojej strony, jako osoby, która nie ma zainteresowania w kobietach, tylko facetach i bez aktualnego zwiazku. Trochę inaczej to może wyglądać u innych osób.
 
 
skasowany
[Usunięty]

Wysłany: 2018-03-27, 10:15   

Dorota napisał/a:
zamroziłam nasienie choć nie wiem czy kiedyś je wykorzystam i czy będę mieć z kimś dzieci. Nie rozważałam jak inni czy to egoistyczne lub zwierzęce — nie widzę sensu na moim obecnym etapie.

I musisz za to płacić za każdym razem outując się osobie która pieniądze odbiera - a jak przelew - to również bankowi (temu od pieniędzy).
Egoistycznie - póki nie ma się świadomości, że dziecko będzie cierpieć i faktu podwyższonego ryzyka, że dziecko będzie tak samo wadliwe jak rodzic - jest to egocentryzm. Proponuje poczytać o różnicach w tych 2 pojęciach.

Ja nie zamierzam materiału genetycznego przekazywać dalej, bo mimo zdiagnozowania ts wiem o wadzie, która prawdopodobnie jest przyczyną tego stanu (właściwie można by mówić o IS, ale nie zamierzam się o to kłócić w sądzie, bo będzie z tego więcej złego niż dobrego) oraz o 2 innych dość upierdliwych chorobach biorących się z genów. Tak więc niech kto inny spłodzi - ja mogę wychować. W moim przypadku próba przekazania materiału genetycznego ze świadomością przynajmniej 3 wad genetycznych byłoby czystym egoizmem, bo na 50% dziecko tez byłoby chore. U mnie matka była egoistką, że postanowiła się prokreować i doprowadzić do urodzenia mnie. O jednej chorobie wiedziała bo też była na to chora, podobnie jak jej ojciec. Dlaczego była? Bo już jej nie ma. Szacując po jej i jej ojca długości życia - zostało mi 10 lat. Tak więc po 10 latach to forum ode mnie na 90% odetchnie ;)
 
 
Lagertha
[Usunięty]

Wysłany: 2018-03-27, 10:59   Re: Transseksualizm a prokreacja

fioletowe napisał/a:
Mam pytanie: czy decydując się na operację bierzecie pod uwagę fakt, że raz na zawsze rezygnujecie z takiej błahostki jak prokreacja; czy ma to dla Was jakiekolwiek znaczenie?
Przyznaję, że dla mnie jest to czynnik kluczowy, dlatego pytam.
Wo ogóle decydując się na HRT powinno się mieć świadomość tego, że straci się możliwość posiadania własnych dzieci.

A co do mnie... To jako IS i tak jestem bezpłodna, więc nie ma o czym rozmyślać.
 
 
fioletowe
[Usunięty]

Wysłany: 2018-03-27, 13:54   

Myślę, po tylu cennych wypowiedziach, jeszcze raz powinnam zabrać głos - i pewną kwestię dopowiedzieć.
Doświadczenie mojej przyjaciółki wyadło mi się na tyle cenne, że musiało zostać tutaj wrzucone; ale historia ma pewien ciąg dalszy - otóż po ustaniu burzy hormonalnej pozostał balast spowodowany długotrwałą autosugestią; ogromną wewnętrzną walkę musiała stoczyć koleżanka i była momentami na granicy samobójstwa. Zauważyłam, że na forum jest wiele osób w bardzo młodym wieku, którym ta historia może w jakiś sposób pomóc. W opisanej historii psychiatrzy okazali się bezużyteczni, a momentami - szkodliwi.

Bardzo wszystkim dziękuję za odpowiedzi, dużo mnie nauczyły
 
 
Jenny
użytkownik


Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 356
Posty: 1953
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2018-03-27, 16:26   

fioletowe napisał/a:
Jenny, Sorry, ale nie za bardzo rozumiem, proszę doprecyzować, co nie jest z happy endem? operacja? czy historia mojej przyjaciółki? czy może sam temat wątku?

Nie znam historii twojej przyjaciółki.
Mówię o sobie. O tym, że transseksualizm nie kończy się happy endem.
Rozbieżność płci odczuwanej i biologicznej wiąże się z potężnym dysonansem, który szczególnie mocno jest widoczny w temacie prokreacji.
Jedni radzą sobie z tym lepiej, co widać wyżej.
Inni radzą sobie inaczej link z dziś.
A inni radzą sobie gorzej.
Dla mnie temat jest zbyt intymny.
Trudno mi mówić, szczególnie, że na tym forum łatwo oberwać za głośne wypowiadanie pewnych kwestii.
_________________
Tranzycja to nie wszystko, ale wszystko bez tranzycji to ch**.
 
 
Jenny
użytkownik


Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 356
Posty: 1953
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2018-03-27, 22:09   

Może to późna pora, ale im dłużej myślę tym dziwniej brzmią mi wyrażenia:
- mieć dzieci,
- posiadać dzieci,
- dać komuś dziecko,
- zdecydować się na dziecko.
Czy nasz język uprzedmiotawia dzieci?
_________________
Tranzycja to nie wszystko, ale wszystko bez tranzycji to ch**.
 
 
DeadSally
[Usunięty]

Wysłany: 2018-03-27, 22:17   

Jenny, tak
 
 
fioletowe
[Usunięty]

Wysłany: 2018-03-27, 22:30   

Jenny napisał/a:
Może to późna pora, ale im dłużej myślę tym dziwniej brzmią mi wyrażenia:
- mieć dzieci,
- posiadać dzieci,
- dać komuś dziecko,
- zdecydować się na dziecko.
Czy nasz język uprzedmiotawia dzieci?

Czy to język, trudno powiedzieć, język jest odzwierciedleniem rzeczywistości, ale chyba raczej jej nie kreuje; ale jest to fakt, że dzieci w jakimś stopniu traktuje się przedmiotowo. Kiedyś byłam wolontariuszką w domu dziecka i poznałam to uprzedmiotowienie w postaci ektremalnej; może kiedyś coś opowiem...

Można też walczyć za pomocą języka lansując takie zwroty jak:
- pragnąć dziecka,
- kochać dziecko
- przytulać dziecko
- wychowywać dziecko
- poświęcać się dla dziecka
- nie ważne, swojego, czy adoptowanego, czy zaprzyjaźnionego,
wszystkie są nasze ...
 
 
wendigo
użytkownik
TRU ts ;)


Tożsamość płciowa: m
Preferowany zaimek: on
Punktów: 1033
Posty: 10306
Wysłany: 2018-03-28, 01:03   Re: Transseksualizm a prokreacja

fioletowe napisał/a:
Mam pytanie: czy decydując się na operację bierzecie pod uwagę fakt, że raz na zawsze rezygnujecie z takiej błahostki jak prokreacja; czy ma to dla Was jakiekolwiek znaczenie?

Podobnie jak Karatajew ja jakoś od dziecka wiedziałem, że jestem bezpłodny, więc dla mnie to nie było ani "rezygnowanie" ani decyzja ani nic w tym stylu. Dla mnie to było coś, co przyjąłem jako fakt. Zawsze wyobrażałem sobie, że kiedyś dziecko adoptuję, a nie spłodzę. Ale i też nie widzę w tym żadnego problemu, nawet wydaje mi się to jakoś piękniejsze - tak po prostu.

Nie byłoby też dla mnie żadną opcją zamrozić swoje komórki - faceci mają plemniki, a skoro ja ich nie mam, to nie mogę ich zamrozić, a zamrożenie czegokolwiek innego wydawało by mi się nawet jakoś obrzydliwe.
Więc biologicznych dzieci nie planuję, mooże kiedyś, jak będzie możliwość pobrania DNA z dowolnej innej komórki ciała i zastąpienia nią DNA w komórce rozrodczej. Ale... ja bym wolał dziewczynkę, a jakby ona miała być podobna do mnie z dzieciństwa, to chybabym miał desforię-reaktywacja :| więc chyba tego nie chcę. Reasumując - to ja nawet wolę niebiologiczne dziecko :P (bo chciałbym kiedyś dziecko mieć - nawet bardzo, tylko że nie wiem czy kiedykolwiek nastąpi ten moment, że się zdecyduję zrezygnować z mojej rutyny życia ;) ).
_________________
 
 
Forteca
użytkownik
Mariusz z Jelitowa

Tożsamość płciowa: m
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: on
Punktów: 3
Posty: 43
Skąd: Lublin
Wysłany: 2018-05-03, 12:01   Re: Transseksualizm a prokreacja

fioletowe napisał/a:
Mam przyjaciółkę, która zwierzyła mi się, że w wieku nastoletnim przechodziła długotrwałą burzę hormonalną i była absolutnie pewna, że chce zmienić płeć; a potem jej przeszło i teraz jest szczęśliwą matką czwórki dzieci.

Takie historie się zdarzają, dlatego warto nie decydować się na tranzycję pochopnie. W moim przypadku - jest to bardzo wątpliwe, żeby tak miało być. Zasadniczo ja oprócz prawdopodobnego transseksualizmu mam też inne zaburzenia psychiczne, więc raczej nawet w moich najbardziej dysforycznych czasach unikałem określania się jako ts czy przebywania za dużo na jakichś transowych forach, właśnie żeby niczego sobie nie zasugerować. Moja tożsamość była w okresie nastoletnim dość niestabilna z powodu zaburzeń psychicznych, i ze dwa razy w życiu było tak, że mój stan psychiczny się polepszał i dochodziłem do wniosku, że na moich dawnych przekonaniach dotyczących samego siebie nie ma co polegać i próbowałem się "wyzerować" - nie zakładać sobie z góry żadnej płci psychicznej tylko poczekać i popatrzeć czy przypadkiem te kobiece potrzeby jakoś jednak nie dojdą do głosu spod tony autosugestii - ale zawsze im stabilniejszy psychicznie byłem, tym bardziej binarnie byłem męski. Związek rozwiał wszelkie moje wątpliwości z racji tego, że moje wszelkie romantyczne czy instynktowne potrzeby względem partnera są bardzo typowo męskie i nie potrafię ani wygenerować kobiecego zachowania ani czerpać przyjemności z bycia traktowanym jak kobieta w sytuacji romantycznej.
To z kolei odpowiada nie jako na pytanie dotyczące prokreacji - co prawda bezpłodny nie jestem (a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo) natomiast zawsze było dla mnie logiczne, że nie będę nigdy biologicznym rodzicem - nie chodzi nawet o moją chęć czy nie, ale niestety do tego tanga trzeba dwojga ;p Mnie każda wizja bycia penetrowanym czy zapładnianym przyprawia o wymioty więc nawet gdybym na tranzycję nigdy się nie zdecydował, raczej nie ma mowy żeby mi się to dziecko w jakikolwiek sposób magicznie w brzuchu pojawiło.
Natomiast dziecko chcę mieć. Prawdopodobnie nigdy mieć go nie będę, bo partner raczej nie chce, ale tak czysto hipotetycznie, gdybym miał mówić tylko o tym, czego ja chcę, a nie o swojej aktualnej sytuacji życiowej - to jak najbardziej tak. Tyle, że dla mnie zawsze oczywistym było, że gdybym miał dziecko, to byłoby dziecko adoptowane, nawet jeszcze jak nie identyfikowałem się jako trans tylko jakiś genderfluid. Jako nastolatek byłem antynatalistą - uważałem, że to niemoralne powoływać nowe istoty na świat, nie mogąc uzyskać uprzednio ich zgody, a jednocześnie skazując je na śmiertelność i cierpienie. Więc chciałem zaspokajać swoją potrzebę opiekuńczości wobec istot które już są na świecie, unikając niejako popełniania "grzechu". Mój negatywny stosunek do prokreacji wynikał pewnie z tego, że sam miałem chroniczną depresję i nie bardzo potrafiłem dostrzec w życiu cokolwiek dobrego. Teraz się leczę i o ile nie mam już tak negatywnego stosunku do biologicznego rodzicielstwa i ludzi, którzy się na nie decydują, o tyle na tyle przywykłem do wizji, że ja będę mieć adoptowane dzieci, a nie biologiczne, że nie czuję, że z czegoś rezygnuję nie przekazując swoich genów dalej.
Inna sprawa że nie rozumiem dlaczego ludzie tak fetyszyzują biologiczne rodzicielstwo. Ja jestem raczej z tych, co uważają że "nie ważne kto spłodził, ważne kto wychował" ;p Mnie np. wychował mężczyzna, który nie był moim biologicznym ojcem, a biologiczny ojciec jest dla mnie obcą osobą. Z biologiczną rodziną od strony mamy mam dużą więź, ale jednocześnie wiem, że ta więź wynika z tego, że dużo spędzaliśmy razem czasu, że dużo im zawdzięczam, że przekazano mi pewne gusta i wartości które wciąż są mi bliskie - a nie z tego że mam Hashimoto czy garbaty nos po mamie ;p
No i jeszcze jedna sprawa, o której wiele osób już wspominało - nawet gdybym bardzo chciał mieć swoje, biologiczne dzieci, to jednak czuję, że potrzeba funkcjonowania jako facet jest silniejsza. Bez względu na to, czy pragnę mieć dzieci, czy nie, wydaje mi się że bycie postrzeganym jako kobieta w ciąży, matka, etc. byłoby dla mnie na tyle dysforiogenne że szybko odebrałoby mi radość z rodzicielstwa. Prawdopodobnie czułbym się stale spięty i podirytowany, tak jak się zwykle czuję, kiedy doświadczam dysforii, a to z kolei odbiłoby się na dzieciach. Wydaje mi się, że nie można służyć dwóm panom, a życie to sztuka kompromisów - w pewnych sytuacjach trzeba dokonać wyboru i nie oglądać się za siebie. Grunt to potrafić oszacować, co jest dla Ciebie ważniejsze, a dla mnie ważniejsze jest bycie facetem i wiem, że nie potrafiłbym z tego zrezygnować. Wprowadzanie dzieci w mój pier*olnik osobowościowy wydaje mi się skrajnym egoizmem, dlatego nawet gdybym planował mieć dzieci, to chciałbym najpierw dokonać tranzycji, a potem adoptować. Nigdy nie zdecydowałbym się na dzieci przed uregulowaniem swojej sytuacji społeczno-prawnej.

Tak swoją drogą, wydaje mi się że problem prokreacji biologicznej może być trudniejszy i ważniejszy dla osób m/k - było nie było, pragnienie ciąży, macierzyństwa należy do bardzo instynktownych kobiecych potrzeb. Dla mnie jako faceta potrzeba potomka jest czysto kulturowa, lubię dzieci i lubię spędzać z nimi czas, poza tym dobrze kojarzę życie w rodzinie i jestem dumny z tego jak mnie wychowano, chciałbym przekazać swoje wartości dalej, tyle. Z tej perspektywy mniej ważne jest czy są biologicznie "moje", czy nie, ważne jest tylko to czy postrzegają mnie za "tatę".
 
 
fioletowe
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-03, 13:00   

Forteca, Bardzo dojrzale i odpowiedzialnie podchodzisz do sprawy, życzę Ci, żebyś kiedyś mógł się spełnić jako dobry ojciec; a ja mogę tylko dopowiedzieć pewien slogan, który kiedyś wymyśliłam przeciwko tym, co narzekają na swoje dzieci, że niby źle wychowane: wychowanie dziecka? żadna trudność, wystarczy poświęcić 100% czasu i efekt murowany! :lol:
 
 
torjus
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-03, 16:26   

Też uważam, że posiadanie dzieci nie powinno zależeć od naszego "chcenia", więc dla mnie pytanie: "Czy chcesz mieć dzieci?" jest całkowicie nie na miejscu. Właściwymi pytaniami powinny być: "Czy jestem na tyle odpowiedzialny, by mieć dzieci i dobrze je wychować?", "Czy jestem w stanie zapewnić im godne życie?", "Czy jestem na tyle stabilny psychicznie, by poradzić sobie z kompletnie ode mnie zależnym, nowym życiem?". Ja na razie nie jestem w stanie odpowiedzieć twierdząco na żadne z nich i być może nigdy nie będę w stanie. Ale przynajmniej jestem odpowiedzialny na tyle, by się do tego przyznać.

Tego typu pytania zadałbym sobie nawet przed adopcją kota/psa i szlag mnie trafia, gdy ludzie podchodzą do tematu posiadania dzieci jak do kaprysu. Mówimy nie o kupnie samochodu, a o powoływaniu do życia nowego człowieka, całkiem autonomicznej jednostki, która, nawet posiadając nasze geny, może być od nas zupełnie różna. I co w takim wypadku? Czy jesteś gotowy do absolutnej miłości i akceptacji? Bo jest mnóstwo ludzi, którzy wydają się nie zdawać z tego sprawy. I tacy ludzie nigdy nie powinni zostawać rodzicami. Ale wiecie jak to jest, presja społeczna, nawoływania rodziny, że "przecież trzeba mieć dzieci", że "za parę lat ci się odmieni", albo - moje ulubione - "co ludzie powiedzą". I potem mamy takie historie jak Madzi z Sosnowca albo patologie posiadające kilkanaścioro dzieci. I nie, nikt mi nie wmówi, że rodzice posiadający szesnaścioro dzieci to są dobrzy rodzice. Ciężko mi sobie wyobrazić, jak trudno jest poświęcić wystarczającą ilość czasu na jedno dziecko w sytuacji, gdy ma się ich troje, a co dopiero więcej.

Trochę odbiegłem od tematu, jednak jest to dla mnie dość drażliwa sprawa. Co się tyczy mnie - ciąża i poród są dla mnie czymś absolutnie wykluczonym. Sama menstruacja tak mnie wykańcza psychicznie, że nawet myśl o ciąży budzi we mnie dreszcze. Jednakże jestem niemal pewny, że jeżeli zdecyduję się z kimś poważnie związać, będzie to mężczyzna, więc w zasadzie, teoretycznie, moglibyśmy mieć biologiczne dzieci (pod warunkiem, że to nie ja je urodzę). Wiem, że wiele osób pisało tutaj, że nie rozumie potrzeby posiadania biologicznych dzieci. Na przykładzie mojej rodziny mogę jednak powiedzieć, że wiem, skąd ona mogłaby się brać u mnie. Moja matka nigdy nie powinna mieć dzieci. Mówimy o osobie zarówno mentalnie jak i fizycznie nieco upośledzonej, ale - przez wspaniałą presję społeczną i życie w małej miejscowości - nie było dla niej innego wyboru, jak spróbować założyć rodzinę. Mojego ojca nigdy w obrazku nie było. Niemniej jednak dorastałem, słysząc o nim to czy tamto. I mogę powiedzieć jedną rzecz - zarówno z wyglądu, jak i z charakteru jestem do niego niezwykle podobny. Natomiast z rodziną matki nie mam tej więzi, nie mam tego zrozumienia, którego tak rozpaczliwie szukałem całe życie (jestem do tego jedynakiem); pamiętam sytuację z przeszłości, kiedy znalazłem przypadkiem jego dziennik i czułem się tak, jakbym czytał coś, co sam napisałem - tego naprawdę się nie da opisać. Takich sytuacji było bardzo wiele i każda z nich powodowała bardzo wielki ból, że nie ma przy mnie tej osoby, kogoś, kto jest do mnie tak niemożliwie wręcz podobny. I czasem myślę sobie, że byłoby cudownie mieć kogoś, z kim udałoby mi się utworzyć taką więź. I tak, zdaję sobie sprawę, że jest to obrzydliwie egoistyczne z mojej strony, że być może przekładam moje braki z dzieciństwa na swoją przyszłość, ale możecie być pewni, że nie podjąłbym decyzji o posiadaniu biologicznego potomstwa bez całkowitej pewności, że sobie z tym poradzę. Póki co nie planuję dzieci, na pewno nie przez najbliższe dziesięć lat, póki nie ogarnę swojego życia, swojej tranzycji i przede wszystkim nie znajdę kogoś, z kim będę chciał założyć rodzinę. Dopuszczam do siebie myśl, że to może się nigdy nie stać, ale w razie czego pozostawię sobie otwarte drzwi.
 
 
Forteca
użytkownik
Mariusz z Jelitowa

Tożsamość płciowa: m
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: on
Punktów: 3
Posty: 43
Skąd: Lublin
Wysłany: 2018-05-04, 00:15   

fioletowe, dzięki :) I zgadzam się z Tobą w 100% co do tego, co napisałaś o wychowaniu. Jeżeli traktujesz dziecko jak człowieka, to dziecko zachowuje się jak człowiek. Ale do tego trzeba przestać patrzeć na dzieci jak na jakiś inny gatunek, którego trzeba dyscyplinować nakazami i zakazami, albo zostawiać samego żeby się bawił, i nie warto z nim rozmawiać ani niczego tłumaczyć bo "jest dzieckiem, nic nie zrozumie". Mnie wychowano po partnersku dość, dużo czasu spędzałem z dorosłymi. Z perspektywy czasu widzę że mi się to przysłużyło i sam też bym tak wychował dzieci (jeżeli nadarzy się sposobność).

torjus
, kiedyś miałem podobne zdanie do Twojego w kwestii pytania o "chcenie" dzieci. Pamiętam, że kiedyś się pokłóciłem ze współlokatorką, bo powiedziała mi, że jej zdaniem kobiety które mają depresję po stracie dziecka powinny jak najszybciej postarać się o nowe, taka terapia. Szlag mnie trafił i powiedziałem że osoba która ma depresję nie powinna decydować się na dziecko.
Teraz chyba nie oceniam tego wszystkiego tak surowo, bo zaakceptowałem, że egoizm i pewne ryzyko moralne są wpisane w karb tak naprawdę każdej ludzkiej decyzji. Jeżeli ktoś pragnie dziecka mimo bycia w skomplikowanej sytuacji życiowej to ja to szanuję i nie zakładam od razu że nie podoła i będzie złym rodzicem, chociaż wciąż uważam płodzenie kogokolwiek kiedy jest się w nie najlepszym stanie psychicznym za duże ryzyko i nie najlepszy pomysł.
Ja osobiście uważam, że byłbym dobrym ojcem, ale najpierw chcę być dobry dla siebie i dobrze się sobą zaopiekować, zanim ściągnę na siebie dożywotnią odpowiedzialność za kogoś innego.
 
 
urmain
użytkownik

Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 6
Posty: 30
Wysłany: 2018-05-04, 22:27   

Ja nie wyobrazam sobie dorosłego zycia bez dzieci i rodziny a zwlaszcza na starość. Pomijam patologoczne sytuacje gdy dzieci odwracaja sie od rodzicow, ale jednak w wiekszosci rodzin dzieci sa oparciem dla swoich rodzicow kiedy ci sa juz starsi i czesto schorowani, bo na kogo wtedy liczyc jak nie na dzieci, a jak ich miec nie bedziemy to do kogo zwrocimy sie kiedy bedzie nam ciezko? Jednak jak sie w kolo rozejrze to wiekszosc znajomych kolo 30stki ma juz dzieci, są zajeci swoimi rodzinami, wspolnie spędzaja wolny czas, a ci ktorzy dzieci nie maja chca je miec, szczerze to nawet nie znam nikogo kto nie chcialby miec dzieci, ci ktorzy ich nie maja w pozniejszym wieku nie wydaja sie byc szczesliwi.
 
 
torjus
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-04, 22:43   

urmain, Twój post brzmi trochę jak rozszerzona wersja argumentu "a kto ci na starość szklankę wody poda?". Trochę to smutne.
 
 
Ada75
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-05, 06:55   

Gorzej, jak się wtedy pić nie chce.

Mam dzieci bo czułam potrzebę spełnienia się przez prokreację, taki pierwotny instynkt. Są wspaniałe i są najlepszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała.
 
 
urmain
użytkownik

Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 6
Posty: 30
Wysłany: 2018-05-05, 07:40   

Torjus co jest dla ciebie smutnego w tym ze w wielu normalnych rodzinach dzieci opiekuja sie swoimi rodzicami na starosc? Oczywiscie sa wyjatki gdzie dzieci maja starszych rodzicow w [terefere] ale to jednak rzadkosc,. Moze popytaj tych starszych dziadkow i babc jak by wygladalo teraz ich zycie bez dzieci i wnuków, skoro tak ciezko tobie to zrozumiec. A w odpowiedzi na pytanie "kto ci na starosc szklanke wody poda" - czytaj kto sie bedzie toba opiekowac - bezdzietnymi NAPEWNO nikt, no chyba ze ktos w przytulku dla starych ludzi
 
 
lexel
użytkownik

Tożsamość płciowa: m
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: on
Punktów: 63
Posty: 716
Wysłany: 2018-05-05, 07:54   

Cóż Hefner miał całe mnóstwo osób do podawania wody i jakoś się obył bez przytułku, ja zamierzam się spełnić podobnie, może na mniejszą skalę.
 
 
WojtekM
moderator


Tożsamość płciowa: m
Preferowany zaimek: on
Punktów: 443
Posty: 2567
Skąd: Łódź
Wysłany: 2018-05-05, 08:28   

urmain napisał/a:
czytaj kto sie bedzie toba opiekowac - bezdzietnymi NAPEWNO nikt, no chyba ze ktos w przytulku dla starych ludzi

Może będzie się opiekował nim ktoś, kto go kocha? Niekoniecznie to musi być potomek.
A poza tym, urmain, zapytaj w przytułku tych starych ludzi, ilu z nich ma dzieci. Większość.
_________________
 
 
 
urmain
użytkownik

Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 6
Posty: 30
Wysłany: 2018-05-05, 08:47   

ja wyraznie zaznaczylam ze nie pisze o patologicznych rodzinach, ale widocznie nie odrózniasz
 
 
Lunawspaniała
użytkownik

Preferowany zaimek: ona
Punktów: 18
Posty: 84
Wysłany: 2018-05-05, 09:11   

urmain, Ale dzieci nie mają obowiązku opiekować się swoimi rodzicami na starość i nie świadczy to od razu o patologi w rodzinie.Ja chcę wyjechać za granice albo do jakiegoś dużego miasta i nie będę miała możliwości opiekować się rodzicami na odległość mogę wspierać ich finansowo jak będę dobrze zarabiać ale szklankę podać będę miała możliwość dość rzadko.I tak samo gdybym miała mieć dzieci na pewno nie zdecydowała bym się na to żeby później się mną opiekowały bo ono ma prawo zaplanować sobie życie tak jak chce i nie powinno mieszkać ze mną do końca życia albo codziennie do mnie przychodzić chyba że akurat by chciało ale nie musi i nie powinno się z góry zakładać że dziecko tak wybierze.
 
 
WojtekM
moderator


Tożsamość płciowa: m
Preferowany zaimek: on
Punktów: 443
Posty: 2567
Skąd: Łódź
Wysłany: 2018-05-05, 09:28   

Odniosłem się wyłącznie do konkretnego zdania:
urmain napisał/a:
A w odpowiedzi na pytanie "kto ci na starosc szklanke wody poda" - czytaj kto sie bedzie toba opiekowac - bezdzietnymi NAPEWNO nikt, no chyba ze ktos w przytulku dla starych ludzi

a nie twojej innej, wcześniejszej wypowiedzi. Nie sugeruj więc, że czegoś nie odróżniam, bo to nie ja posłużyłem się przykładem przytułku dla starych ludzi w kontekście bezdzietności.
_________________
 
 
 
Jenny
użytkownik


Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 356
Posty: 1953
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2018-05-05, 09:29   

Emigranci wyjeżdżają, odcinają się i nie chcą płacić podatków, ale liczą na to, że system zadba o ich rodziców...

Edit:
Jeszcze pół biedy jak rodzice żyją oboje i są zdrowi. Sami o siebie zadbają wzajemnie. Ale już po śmierci męża (statystycznie krótszy wiek, wyższa emerytura, ale i więcej chorób zawodowych) żona sama bez emerytury męża i ze statstycznie niższą swoją (niższe zarobki plus okresy wychowawcze), nie ma ciekawie.
Mówicie tak jakbyście nigdy nie mieli doczynienia ze starszymi i/lub schorowanymi osobami w rodzinie i jakby nikt Wam nie umarł. Nagle.
_________________
Tranzycja to nie wszystko, ale wszystko bez tranzycji to ch**.
 
 
Ada75
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-05, 10:13   

Lunawspaniała napisał/a:
urmain, Ale dzieci nie mają obowiązku opiekować się swoimi rodzicami na starość


NIEPRAWDA:

OBOWIĄZEK ALIMENTACYJNY

Pamiętajcie o tym moje drogie dzieci, co charakteryzujecie się postawa wyłącznie roszczeniową wobec rodziców, że może was to dopaść z drugiej strony, łącznie z sądownym wymuszeniem obowiązku alimentacyjnego.
Ostatnio zmieniony przez 2018-05-05, 10:15, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
urmain
użytkownik

Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 6
Posty: 30
Wysłany: 2018-05-05, 10:15   

Nikt mi nie wmowi ze zycie bez rodziny, dzieci jest takie super fajne, no moze jest tak do okolo 30stki bo potem to juz nie, a co do opieki nad rodzicami to moim zdaniem jest to moralny obowiazek dzieci, widocznie tak byłam wychowana, a dla tych bez takiego poczucia: dzieci maja obowiazek opieki nad rodzicami w potrzebie i jest to zapisane w kodeksie cywilnym - alimenty. Oczywiscie zaraz rzuca sie glosy ze ludzie robia dzieci by miec potem alimenty od nich :D Ale tak jest tylko w skrajnych przypadkach, bo wiekszosc rodzin jednak sie wspiera
 
 
Sven
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-05, 10:50   

A co jest złego w oddaniu rodzica pod opiekę ośrodka dla osób starszych jeżeli nie daje się rady fizycznie i/lub psychiczne zajmować rodzicem? Lub w wynajęciu kogoś do pomocy w opiece? urmain, miałaś kiedyś do czynienia z niepełnosprawną osobą starszą? To nie jest proste. Oczywiście, nie mówię tu o nie zapewnieniu opieki lub wyrzuceniu członka rodziny na bruk, ale o osobistym wykonywaniu czynności jak np. zmiana pieluch, kąpiel, karmienie.

Jenny napisał/a:
Mówicie tak jakbyście nigdy nie mieli doczynienia ze starszymi i/lub schorowanymi osobami w rodzinie i jakby nikt Wam nie umarł. Nagle.

No nie?

Też nie oczekuję, żeby moje potencjalne dzieci się mną zajmowały na starość. Niech żyją swoim życiem i się cieszą! A jak umrę przez to szybciej, to i skróci mi się życie w niedołężności, i dobrze. Jak chce się wychować drugiego człowieka, to robi się to dla niego, nie dla siebie. I kropka.
 
 
Sven
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-05, 11:02   

skasowany napisał/a:
To co chcesz, choć niektórzy lekarze nalegają na zamrożenie jako, że bez tego nie wydadzą zgody na tranzycję (co jest dla mnie przerażąjące).

Tak... i kto urodzi to jajeczko? i z czyją spermą będzie łączone? Na zamrożeniu problemy się nie kończą.
 
 
Jenny
użytkownik


Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 356
Posty: 1953
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2018-05-05, 11:42   

Swan, osobiście też jestem za opcją domu opieki, ale jeśli mówimy ogólnie, to w ogólności Polaków nie stać na domy opieki.

Edit:
Dodatkowo, standard wielu domów opieki jest opłakany. To w większości nie są domy spokojnej starości znane z zagranicznych filmów.
Te o przyzwoitym standardzie są w Polsce budowane dla niemieckich emerytów.
_________________
Tranzycja to nie wszystko, ale wszystko bez tranzycji to ch**.
 
 
Sven
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-05, 11:47   

Jenny, tak to jest problem... może w niedalekiej przyszłości się to zmieni wraz z rozwojem ekonomicznym. A przynajmniej miejmy taką nadzieję. Polskie średnie zarobki to w końcu 3/4 unijnych np. niemieckich w tej chwili.

Całe szczęście, że też nie każdy ma takie problemy na starość. :-)
 
 
Jenny
użytkownik


Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 356
Posty: 1953
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2018-05-05, 12:11   

Swan napisał/a:
Polskie średnie zarobki to w końcu 3/4 unijnych np. niemieckich w tej chwili.

:-?
Czy na pewno mówimy o tej samej Polsce i tej samej Unii?
_________________
Tranzycja to nie wszystko, ale wszystko bez tranzycji to ch**.
 
 
Sven
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-05, 12:26   

Wg IMF, na rok 2017:
Polska: 29,251. Niemcy: 50,206

Wg World Bank, 2016:
PL: 27,811 DE: 48,730

ok, no to 60%. Ale rząd wielkości ułamka się zgadza :-)
to 75% pewnie było wg średniej unijnej, do której wliczają wszystkie kraje, w tym np. nas :p co ją zaniżamy względem takich Niemiec.

https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_countries_by_GDP_(PPP)_per_capita
Uwaga, to jest wg parytetu siły nabywczej.

No, ja to widzę tak, że nie stać nas na luksusy (z mojego punktu widzenia: edukacja wyższa jest do chrzanu, tak samo sektor publiczny R&D) i mamy za duże nierówności społeczne np. między dużymi miastami a wsią, może pomógłby na to rozwój drobnej przedsiębiorczości... no ale tu już wchodzę w to, gdzie leży problem, a nie chce mi się w to wchodzić. I szczerze mówiąc to się nie znam. Ale faktem jest, że mało wykwalifikowani pracownicy w Niemczech żyją komfortowo, a tu... hmmm. Z tego, co tak całkiem zwyczajnie się słyszy. A w dużych miastach jest podobnie... może mniej modnie i cool w Polsce i mniej gadżeciarsko.
Ostatnio zmieniony przez 2018-05-05, 12:33, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Vera-chan
użytkownik


Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 148
Posty: 743
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2018-05-05, 12:31   

Rozwinę - między miastem a wsią, miastem a miastem i wsią a wsią, bo istotne jest jeszcze to, gdzie one się znajdują :-)
 
 
Katarzyna
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-05, 12:54   

Swan napisał/a:
Wg IMF, na rok 2017:
Polska: 29,251. Niemcy: 50,206

Wg World Bank, 2016:
PL: 27,811 DE: 48,730

ok, no to 60%. Ale rząd wielkości ułamka się zgadza :-)
to 75% pewnie było wg średniej unijnej, do której wliczają wszystkie kraje, w tym np. nas :p co ją zaniżamy względem takich Niemiec.

https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_countries_by_GDP_(PPP)_per_capita
Uwaga, to jest wg parytetu siły nabywczej.

No, ja to widzę tak, że nie stać nas na luksusy (z mojego punktu widzenia: edukacja wyższa jest do chrzanu, tak samo sektor publiczny R&D) i mamy za duże nierówności społeczne np. między dużymi miastami a wsią, może pomógłby na to rozwój drobnej przedsiębiorczości... no ale tu już wchodzę w to, gdzie leży problem, a nie chce mi się w to wchodzić. I szczerze mówiąc to się nie znam. Ale faktem jest, że mało wykwalifikowani pracownicy w Niemczech żyją komfortowo, a tu... hmmm. Z tego, co tak całkiem zwyczajnie się słyszy. A w dużych miastach jest podobnie... może mniej modnie i cool w Polsce i mniej gadżeciarsko.


Ja to kiedyś zrobiłem tak: 1990 - 1945 (okres gospodarki odgórnie sterowanej) = 45 Dajmy na to 2018 - 45 = 1973. I zakładam takie opóźnienie względem państw zachodu.
 
 
Sven
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-05, 13:10   

Myślę, że mniej , niż półwieku, bo nie przecieramy szlaku. I komunizm nie miał samych złych stron. Jeżeli porównamy do przedwojennego "dzikiego" kapitalizmu z zerem "socjalu", był to jakiś postęp. Dużo ludzi skorzystało na np. dostępie do edukacji.
 
 
fioletowe
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-05, 13:42   

A mnie moja mama uczyła, że to, co dzieci otrzymują od swoich rodziców - spłacają potem swoim dzieciom; jeżeli tylko opiekują się swoimi rodzicami, to pozostają z długiem; życie musi iść do przodu.
Opieka nad starszymi (poza ciężkimi przypadkami) jest dość łatwa, a wychować dziecko - tu potrzeba krwi prawdziwej, łez i potu ...
 
 
torjus
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-05, 15:28   

Ależ mnie absolutnie nie chodziło o to, że dzieci mają zapomnieć o rodzicach; jedynie uderzyło mnie to, że urmain tak ujęła sprawę, jakoby dzieci powinno się mieć po to, żeby potem się nami zajmowały. Dla mnie to okropnie samolubne. Jeśli zdecydowałbym się na dzieci, to chciałbym, by miały własne życie, były szczęśliwe i spełnione, a nie by mi na starość usługiwały. I wracając jeszcze do Twoich wspaniałych argumentów, urmain, daleko szukać nie muszę. Moja prababcia jest już w bardzo podeszłym wieku i choć żyje ze swoją córką i jej rodziną, nie może się doprosić ani o kąpiel, ani o to, żeby ktoś jej coś do jedzenia przygotował. Na porządku dziennym jest wyzywana i poniżana. I myślę, że o wiele lepiej byłoby jej w domu opieki niż w takim domu, ale ona nie chce nigdzie iść, cierpliwie to znosi, bo "to rodzina". Ile jest takich sytuacji? Ile starszych ludzi jest głodzonych, bitych, poniewieranych przez ich cudownych potomków? Jeśli chcesz mieć dzieci tylko po to, żeby na starość się ktoś Tobą zajmował, to możesz się naprawdę przeliczyć. Oczywiście Ci tego nie życzę, ale życie jest jakie jest. Niczego nie możemy być pewni.
 
 
urmain
użytkownik

Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 6
Posty: 30
Wysłany: 2018-05-05, 15:52   

Cóz widocznie roznimy sie wzorcami rodzimy, skoro u ciebie w rodzinie, jak to napisales, starsza "osoba na porządku dziennym jest wyzywana i poniżana". Ja nie mam takich osob w mojej rodzinie, dlatego moze i argumenty ze nie bede miec dzieci bo jakies patole biją swoich rodziców do mnie nie przemawiaja. Zas argumenty o tym ze dzieci wspieraja swoich rodzicow na starosc juz tak. Ja nie nazywam wspierania rodzicow w podeszłym wieku "usługiwaniem im" jak ty to okreslasz w swoich wypowiedziach i widocznie tym sie roznimy.
Btw czytałam własnie badania, co dla Polaków jest najwazniejsze, wiekszosc odpowiada ze rodzina, a juz myslalałam ze jestem odosobniona :-D
 
 
WojtekM
moderator


Tożsamość płciowa: m
Preferowany zaimek: on
Punktów: 443
Posty: 2567
Skąd: Łódź
Wysłany: 2018-05-05, 18:24   

urmain napisał/a:
nie znam nikogo kto nie chcialby miec dzieci, ci ktorzy ich nie maja w pozniejszym wieku nie wydaja sie byc szczesliwi.

Z jednym się zgodzę, że dzieci powinni mieć ci, którzy ich pragną. Dlatego jestem ZA:
- możliwością zapłodnień in vitro oraz możliwością adopcji dzieci przez pary jednopłciowe,
- zniesieniem celibatu wśród zakonnic i księży, żeby wreszcie (zwłaszcza ci drudzy) mogli mieć dzieci jawnie a nie pokątnie.
Amen.
_________________
 
 
 
WojtekM
moderator


Tożsamość płciowa: m
Preferowany zaimek: on
Punktów: 443
Posty: 2567
Skąd: Łódź
Wysłany: 2018-05-05, 18:47   

Ichnie prawo zawsze można zmienić.
_________________
 
 
 
DeadSally
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-05, 21:26   

urmain napisał/a:
czytałam własnie badania, co dla Polaków jest najwazniejsze, wiekszosc odpowiada ze rodzina, a juz myslalałam ze jestem odosobniona
deadsally przypomina: ludzie słuchają coldplay i głosują na nazistów. nie możesz ufać ludziom.
 
 
wendigo
użytkownik
TRU ts ;)


Tożsamość płciowa: m
Preferowany zaimek: on
Punktów: 1033
Posty: 10306
Wysłany: 2018-05-05, 22:39   

urmain napisał/a:
Ja nie wyobrazam sobie dorosłego zycia bez dzieci i rodziny a zwlaszcza na starość. Pomijam patologoczne sytuacje gdy dzieci odwracaja sie od rodzicow, ale jednak w wiekszosci rodzin dzieci sa oparciem dla swoich rodzicow kiedy ci sa juz starsi i czesto schorowani, bo na kogo wtedy liczyc jak nie na dzieci, a jak ich miec nie bedziemy to do kogo zwrocimy sie kiedy bedzie nam ciezko?

Ale dzieci nie są po to żeby spełniać nasze zachcianki czy się na mi na starość opiekować - to nie jest właściwa motywacja do posiadania dzieci...

Cytat:
szczerze to nawet nie znam nikogo kto nie chcialby miec dzieci,

A z moich znajomych to chyba większość nie chce... wydaję się być wyjątkiem (że chcę).

Lunawspaniała napisał/a:
urmain, Ale dzieci nie mają obowiązku opiekować się swoimi rodzicami na starość i nie świadczy to od razu o patologi w rodzinie.Ja chcę wyjechać za granice albo do jakiegoś dużego miasta i nie będę miała możliwości opiekować się rodzicami na odległość mogę wspierać ich finansowo jak będę dobrze zarabiać ale szklankę podać będę miała możliwość dość rzadko.I tak samo gdybym miała mieć dzieci na pewno nie zdecydowała bym się na to żeby później się mną opiekowały bo ono ma prawo zaplanować sobie życie tak jak chce i nie powinno mieszkać ze mną do końca życia albo codziennie do mnie przychodzić chyba że akurat by chciało ale nie musi i nie powinno się z góry zakładać że dziecko tak wybierze.

Dokładnie!

urmain napisał/a:
Nikt mi nie wmowi ze zycie bez rodziny, dzieci jest takie super fajne, no moze jest tak do okolo 30stki bo potem to juz nie

Czy Ty dopuszczasz do swojego umysłu fakt, że ludzie są RÓŻNI? Jeden lubi zielony, inny niebieski, jeden lubi pierogi, inny schabowe. Tak samo jak jeden jest szczęśliwy mając dzieci, a inny ich nie mając. Szczerze, to ja właśnie im starszy tym mniej chcę... po prostu za dobrze mi ich nie mając...
_________________
 
 
DeadSally
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-05, 22:48   

wendigo, o, właśnie. zwróciłeś mi uwagę na potencjał pastowy wypowiedzi urmain.
"Ja nie wyobrazam sobie dorosłego zycia bez niewolników a zwlaszcza na starość. Pomijam patologoczne sytuacje gdy niewolnicy odwracaja sie od właścicicieli, ale jednak w wiekszosci białych niewolnicy sa oparciem dla swoich właścicieli kiedy ci sa juz starsi i czesto schorowani, bo na kogo wtedy liczyc jak nie na niewolników, a jak ich miec nie bedziemy to do kogo zwrocimy sie kiedy bedzie nam ciezko?"
 
 
Jenny
użytkownik


Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 356
Posty: 1953
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2018-05-05, 22:58   

Zejdźcie z urmain, bo nadinterpretujecie.
Gdzie wy widzicie w jej postach postawę roszczeniową?
_________________
Tranzycja to nie wszystko, ale wszystko bez tranzycji to ch**.
 
 
torjus
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-05, 23:11   

W tym, że chce mieć dzieci tylko po to, żeby się nią ktoś zajął na starość? A przynajmniej tak wynika z jej wypowiedzi, że traktuje je w formie "zabezpieczenia".
 
 
DeadSally
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-05, 23:13   

pobrzękiwania korwinizmu można troszkę wyciągnąć z tego "liczenia na dzieci"
 
 
Vera-chan
użytkownik


Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 148
Posty: 743
Skąd: Warszawa
Wysłany: 2018-05-05, 23:46   

Z wypowiedzi nie wynika że "tylko". Ten temat podejmuje, ale nie wspomina czy są, czy też nie ma innych. Ponadto ze zdań typu "dzieci wspierają rodziców na starość" wynika, że jak najbardziej - dzieci wspierają rodziców, ale również to, że owi rodzice są dziećmi, którzy wspierają swoich, innymi słowy autorka tak jakby umiejscawia to w kontinuum, nie binarnym, (rodzic<->dziecko) ale liniowym (dziecko<->dziecko dziecka<->...)
Ostatnio zmieniony przez Vera-chan 2018-05-06, 00:04, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Ada75
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-05, 23:49   

Walić to sami ą sobie winni, że takich ... powołali do życia.Szkoda, że nie macie samodzielności szympansa po urodzeniu. Mogli byście wypiąć się na rodziców w trzy miesiące.
 
 
Ada75
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-06, 07:15   

Aristocat, rozumiem bardzo dobrze powody podejścia do sprawy większości osób wypowiadających się w tym temacie. Nie są żadnym wyjaśnieniem generalizowania tego co napisałeś i przekładania na ogół relacji dziecko-rodzic.

Czuję obowiązek bronienia rodziców, na których bez wskazania wśród nich winnych wylewa się pomyje.

To jest ostatni mój post w tym wątku. Jeśli kogoś uraziłam, przepraszam i oczekuję przeprosin dla wszystkich matek i ojców wspierających swe dzieci dotknięte transseksualizmem. Oraz tych, którzy mimo wypełnienia prawidłowo roli rodzica gniją w samotności w czterech ścianach własnych lub domu opieki.

Daj mi panie eutanazję na czas. Najlepiej zaraz po 26 roku życia moich dzieci.

A dla rozluźnienia atmosfery, taki tekst młodej matki mi się nawinął.

Co zmieniają dzieci.
 
 
Katarzyna
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-06, 12:02   

Ada75 napisał/a:
Aristocat, rozumiem bardzo dobrze powody podejścia do sprawy większości osób wypowiadających się w tym temacie. Nie są żadnym wyjaśnieniem generalizowania tego co napisałeś i przekładania na ogół relacji dziecko-rodzic.

Czuję obowiązek bronienia rodziców, na których bez wskazania wśród nich winnych wylewa się pomyje.

To jest ostatni mój post w tym wątku. Jeśli kogoś uraziłam, przepraszam i oczekuję przeprosin dla wszystkich matek i ojców wspierających swe dzieci dotknięte transseksualizmem. Oraz tych, którzy mimo wypełnienia prawidłowo roli rodzica gniją w samotności w czterech ścianach własnych lub domu opieki.

Daj mi panie eutanazję na czas. Najlepiej zaraz po 26 roku życia moich dzieci.

A dla rozluźnienia atmosfery, taki tekst młodej matki mi się nawinął.

Co zmieniają dzieci.


A g... prawda. Tu nie ma za co przepraszać. Perspektywa się zmienia w miarę upływu lat. Pochodzę z patologicznej rodziny. Dziadkowie wychowywali mnie do 5 roku życia a później babcia opiekowała się mną gdy skończyłem lat 17 - wtedy umarła moja matka. Trauma była tak wielka że nie mam z matką związanych żadnych wspomnień - jakby nie istniała. Wychowanie w ich wykonaniu polegało na laniu mnie przewodem od prodiża. Czasem kilka razy w tygodniu. Po latach gdy miałem koło trzydziestki zmarł ojciec. Zapił się. Nigdy bardziej nie rozpaczałem. Jesteśmy jakoś związani z rodzicami emocjonalnie. Czy mamy wobec nich jakieś długi? Ja nie miałem ale próbowałem ojca z alkoholizmu wyciągnąć. Nie udało się. Więc czy rzeczywiście nie można po ludzku do tego podejść? Nikt nic nie musi ale krzywdząc rodziców za rzeczy które nam zrobili nie będziemy od nich lepsi. Zemsta nic nie da, nie zmieni tego co przeżyliśmy.
 
 
Katarzyna
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-06, 13:40   

Aristocat napisał/a:
Alone 1,5 napisał/a:
Ada75 napisał/a:
Aristocat, rozumiem bardzo dobrze powody podejścia do sprawy większości osób wypowiadających się w tym temacie. Nie są żadnym wyjaśnieniem generalizowania tego co napisałeś i przekładania na ogół relacji dziecko-rodzic.

Czuję obowiązek bronienia rodziców, na których bez wskazania wśród nich winnych wylewa się pomyje.

To jest ostatni mój post w tym wątku. Jeśli kogoś uraziłam, przepraszam i oczekuję przeprosin dla wszystkich matek i ojców wspierających swe dzieci dotknięte transseksualizmem. Oraz tych, którzy mimo wypełnienia prawidłowo roli rodzica gniją w samotności w czterech ścianach własnych lub domu opieki.

Daj mi panie eutanazję na czas. Najlepiej zaraz po 26 roku życia moich dzieci.

A dla rozluźnienia atmosfery, taki tekst młodej matki mi się nawinął.

Co zmieniają dzieci.


A g... prawda. Tu nie ma za co przepraszać. Perspektywa się zmienia w miarę upływu lat. Pochodzę z patologicznej rodziny. Dziadkowie wychowywali mnie do 5 roku życia a później babcia opiekowała się mną gdy skończyłem lat 17 - wtedy umarła moja matka. Trauma była tak wielka że nie mam z matką związanych żadnych wspomnień - jakby nie istniała. Wychowanie w ich wykonaniu polegało na laniu mnie przewodem od prodiża. Czasem kilka razy w tygodniu. Po latach gdy miałem koło trzydziestki zmarł ojciec. Zapił się. Nigdy bardziej nie rozpaczałem. Jesteśmy jakoś związani z rodzicami emocjonalnie. Czy mamy wobec nich jakieś długi? Ja nie miałem ale próbowałem ojca z alkoholizmu wyciągnąć. Nie udało się. Więc czy rzeczywiście nie można po ludzku do tego podejść? Nikt nic nie musi ale krzywdząc rodziców za rzeczy które nam zrobili nie będziemy od nich lepsi. Zemsta nic nie da, nie zmieni tego co przeżyliśmy.


A g... prawda. Mój ojciec też zmarł. Nie byłem na pogrzebie. Nie rozpaczałem. Nie z zemsty, po prostu był dla mnie praktycznie obcy i na własne życzenie (ponieważ mnie porzucił). Wiele rzeczy zależy od perspektywy.


Każdy ma swoją perspektywę. Ważne by nie zasłoniła innych. :) EOT
 
 
adatoproste
użytkownik

Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: ona
Punktów: 62
Posty: 144
Wysłany: 2018-05-06, 15:07   

Cóż, historie bywają różne, ja długi czas wypierałam siebie, chciałam mieć tzw. normalne życie, wreszcie zaakceptowałam, wydawało się, że partnerka również, myślałam, że tak dotrzymamy razem. Wreszcie nie wytrzymałam wszystkie moje granice które sobie stawiałam, zaczeły puszczać. Zadałam sobie pytanie, o co chodzi, wreszcie dotarło do mnie, nieuswiadamianą blokadą był syn w moim przypadku,gdy zrobił się pełnoletni, mimo przyjażni, swietnych relacji z partnerką nie dałam rady. Po prostu jest coś silniejszego niż własna tożsamość, przybajmniej dla mnie własne dziecko. Nie uswiadamiałam wtedy tego sobie, to było podswiadomie, ale nie zrobiłabym tego, wytrzymalabbym, gdybym miala jeszcze kolejne małe dziecko. Nie robi sie czegoś takiego(mowie za siebie) małe czy nawet nastoletniemu synowi. Historia nie musi się kończyć zle, syn ma rodzine, córki, wspiera mnie bardzo, razem pracujemy, był pozwanym w sprawie o ustalenie płci. Zwraca się do mnie w rodzaju zenskim oczywiście, wspiera mnie bardzo, jestem przed III już wpłaciłam zaliczkę. Ale moja historia jest jakby z innej bajki, miałam szczęście, rodzice nie żyją ale siostra mamy, ponad osiemdziesiecioletnia kobieta, dla niej jestem Adą, to samo w podobnym wieku brat taty czy najblizszy kuzyn mamy wspierają mnie pomimo takiego wieku. Pracy nie musiałam zmieniac, nawet pozostaję w przyjaźni z moją była partnerką. Wiec zyje. w jakimś niebie, jak to czytam wszystko. Czy polecam tą drogę, niekoniecznie u mnie wyszła z przypadku, z nieswiadomosci, wypierania siebie. Czy było warto, na to odpowiedziała mi moja 3 letnia wnuczka, kiedys w samochodzie powiedziała wiesz Ada (babcią nie chce byc, zarezerwowane dla kogoś innego tak ja czuję). Powtórzę "Wiesz Ada, kocham cię stąd aż dotąd, szeroko rozpostarła ręce" tym krótkim zdaniem ta mała dziewczynka przywróciła mi sens mojego minionego życia. Ale nie polecam, przypadkiem mi się udało, ale trudno życ w fałszu, prędzejczy pozniej prawdziwa natura przeważy, warto od razu swoje życie układać na prawidziwych założeniach, nawet ponosząc koszty, a ze będziecie załować, to oczywiste, tęsknimy za tym co stracilismy, albo nie mamy szans uzyskać, mimo naszych pragnien. Wielkie marzenia, mają dużą cenę, jeśli chcemy je zrealizować
 
 
wendigo
użytkownik
TRU ts ;)


Tożsamość płciowa: m
Preferowany zaimek: on
Punktów: 1033
Posty: 10306
Wysłany: 2018-05-06, 22:08   

Ada75 napisał/a:
Oraz tych, którzy mimo wypełnienia prawidłowo roli rodzica gniją w samotności w czterech ścianach własnych lub domu opieki.

Widzę sprzeczność w tym zdaniu...
_________________
 
 
DeadSally
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-06, 23:48   

wendigo napisał/a:
Widzę sprzeczność w tym zdaniu
ja nie...
 
 
Reynevan
użytkownik

Tożsamość płciowa: m
Kim jesteś: ts
Preferowany zaimek: on
Punktów: 6
Posty: 13
Wysłany: 2018-05-11, 16:26   

Odpowiadając na pytanie zawarte w pierwszym poście:

Tak, biorę to pod uwagę. Powiem więcej - właściwie musiałem przez chwilę się nad tym zastanowić zanim podjąłem jakiekolwiek kroki, tj. decyzję o coming - out, wizytę u psychologa - seksuologa itd., mimo że do momentu rozpoczęcia terapii hormonalnej nie zapadła klamka, bo mogłem zrezygnować. Przypuszczam, że znacznie większy problem mam z tym, że nie mogę być biologicznym rodzicem (bycie "matką" nie wchodzi w grę) niż że nim nie jestem. Na tym etapie życia i tak nie zdecydowałbym się na dzieci, ale drażni mnie niemożliwość ich posiadania. Pewnie to przez to, że obracam się w środowisku psychologicznym, w którym od jakiegoś czasu dość popularne są koncepcje ewolucjonistyczne, wyrastające z teorii o podłożu biologicznym. Powoduje to, że wydaję się sobie "gorszy", bo jestem bezpłodny. Trzeba przyznać, że w społeczeństwie kierującym się polityką prorodzinną dość łatwo uznać, że bezpłodność jest jakimś rodzajem ułomności, nawet, jeśli nikt nie mówi tego na głos. Pociesza mnie myśl, że ludzi na świecie jest rzeczywiście za dużo. Zaczynam nawet przypuszczać, że być może natura sama próbuje się wyregulować i w jakimś stopniu ograniczyć ludzką płodność, stąd większa niż kiedyś tolerancja dla osób, które nie mieszczą się w tradycyjnych pojęciach płci i ról płciowych. Bo takie osoby w wielu przypadkach nie mogą mieć potomstwa.

Kiedy i to nie pomaga, myślę sobie, że może jestem ostatnim, najlepszym etapem ewolucji <rotfl> . Jeśli ktoś to wyśmieje, to się nie obrażę. Każdy sobie radzi, jak może.

Myślę, że wiele do powiedzenia ma tutaj wiek i... Cóż... Kierunek zmiany. Chęć bycia rodzicem nie jest przecież odklejona od uwarunkowań hormonalnych, chociaż oczywiście nie tylko na tym się opiera. Tak jak już zostało wspomniane, dziecko można adoptować. Trudno mi sobie wyobrazić sytuację, w której miałbym nie podjąć się tranzycji tylko dlatego, że chcę mieć dziecko, ale to moje wyobrażenie na temat rzeczywistości. Nie wszyscy muszą je podzielać.

Myślę, że w przypadku takiego dylematu warto zadać sobie pytanie, czy chęć urodzenia/spłodzenia dziecka jest na tyle silna, że trzeba się zastanowić nad zmianami, czy jednak jest pewność, że bycie po "niewłaściwej" stronie barykady uniemożliwia to tak czy owak. Tak jak już wspomniałem, wiek nie jest tu bez znaczenia. Znam kobiety (cis), które około 20. roku życia bardzo chciały mieć dzieci, a potem kategorycznie stwierdziły, że absolutnie nie chcą, choć biologicznie mogą. Czytałem też o przypadku ts k/m, który chciał być ojcem do momentu przejścia jednej z operacji. To są kwestie płynne nawet w przypadku ludzi, u których nie ma niezgodności między płcią biologiczną a odczuwaną.

Być może istotne jest to, że niemożność posiadania dzieci jest nieodwracalna, a nie to, że jest... Niemożnością posiadania dzieci? W końcu skutki innych zmian da się odwrócić (oczywiście w bardzo ograniczonym stopniu, zdaję sobie z tego sprawę), a bezpłodność pozostaje, chociaż przed zmianami można było mieć dziecko. Może to nieodwracalność decyzji jest problemem?
 
 
fioletowe
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-11, 23:18   

Reynevan napisał/a:
Powoduje to, że wydaję się sobie "gorszy", bo jestem bezpłodny.


W kultowym filmie "Rejs" pada zdanie: "Jeżeli natura jest tezą, to kultura - antytezą" - dzięki temu my, ludzie mamy tę unikalną właściwość, że możemy przekazać siebie dalej nie tylko genetycznie, ale również kulturowo, czyli przepisać nasze pliki mózgowe na nowy nośnik, żeby nie zginęły. Inaczej mówiąc - nie ten ojciec, co płodzi, ale ten, co wychowuje. Czyli nie musimy czuć się gorsi, kiedy nie możemy mieć własnych dzieci biologicznych; nie musimy, ale niestety bardzo często tak się czujemy; sprawia to wpływ otoczenia, sposób w jaki na nas patrzą; nawet jeśli wiemy, że nie mają racji i nie są żadnym punktem odniesienia, to jakoś działa, niestety ... :-(
 
 
Lady Flame
użytkownik

Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: cis
Preferowany zaimek: ona
Posty: 7
Wysłany: 2018-05-12, 07:36   

Bezpłodność nie jest, rzecz jasna, konsekwencją jedynie transpłciowości, ale w przypadku transpłciowości wynika bezpośrednio z decyzji osoby dokonującej tranzycji. Taaaa... Jednak czy wobec tego zasadne jest rozważanie, że osoba ta mogła, ale nie musiała pozbawiać się płodności? Jak to mogła, a nie musiała? Zatem osoba chorująca, choćby na epilepsje, może, a nie musi przyjmować leków, bo któż ją zmusi? Rozważania w takich kategogoriach są bezzasadne, bo jednak nie jest to do końca kwestia własnych wyborów rozumiana w prostych kategoriach. To właściwie brak wyboru, a bezpłodność po prostu wiąże się z transpłciowoscią. Bezpłodność, ale nie niemożność bycia rodzicem i wychowywania dzieci.
Poczucie bycia gorszym wynika przede wszystkim z "niepełnowartosciowosci biologicznej", co jest dodatkowo wzmacniane w Polsce przez obowiązującą politykę prorodzinną państwa. Jednak jest jeszcze na szczęście pełnowartościowość emocjonalna i społeczna. Z biologiczną można sobie jeszcze jakoś poradzić.
 
 
Borys
[Usunięty]

Wysłany: 2018-05-12, 17:37   

Bezpłodność?! hmmm...

Mam cudowną córkę - wie o mnie wszystko! Jest moja, bo Ją kocham! Nie ma znaczenia "sposób pozyskania" - jest moja i Ona o tym wie - jestem dumny z więzi jaką mamy! 8-) 8-) 8-) 8-) 8-) 8-)
 
 
Lady Flame
użytkownik

Tożsamość płciowa: k
Kim jesteś: cis
Preferowany zaimek: ona
Posty: 7
Wysłany: 2018-05-12, 17:47   

Bardzo się cieszę. Gratuluję.
To, że nie jest większym problemem "pozyskanie", to wiemy. Wypowiedzi powyższe dotyczą raczej pojawiających się emocji i poczucia bycia gorszym (o czym sam wspomniałeś) z powodu niepełnowartościowości.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,29 sekundy. Zapytań do SQL: 14